Artykuł ukazał się w tygodniku „Sieci” (12/2018).
To już? Marzec, klimatycznie wręcz stworzony jest do tego, by skorupy śniegu topniały, przebiśniegi i inne takie na wierzch wyłaziły, by świat się zmieniał. Pisowska noc polarna się kończy, dyktatura niczym lód na Mamrach pęka, okowy pluszowego autorytaryzmu puszczają. Jeszcze nie pełną piersią, ale odetchnąć już można. A kiedy będą pytać, co było pierwsze, to jak odpowiecie? Wiecie, jak pierwszy skowronek, który wiosny nie czyni, bo jeszcze wlocie na kamień zamarza, jak pierwszy krokus, który dumnie kwiat wystawia, by matka natura przywaliła go ze złośliwym uśmiechem metrem śniegu. To co było pierwsze, choć potem jeszcze reżim trzymał się mocno? Jak odpowiecie?
Bo ja powiem, że ona, Dama w Czerni. Dziś mało kto pamięta, bo to niemal dwa lata temu i w dodatku kiedy Małgorzata Sadurska wprost z fotela szefowej Kancelarii Prezydenta zostawała wiceprezesem PZU, to wszyscy mieli na głowie ważniejsze sprawy. Medialna burza, no burzka raczej, trwała dwa, trzy dni i dopiero potem przyszły dla PiS czasy w sondażach sute. Więc co ja gadam, w czym rzecz?! Ano, upieram się, rację miałem. Już wyłuszczam. W Polsce polityk jest jak ksiądz, a wielebnemu, jak wiadomo, lud wszystko wybaczy. Może nie być intelektualistą, może nudny być, mało światowy, może babę mieć na boku – wiadomo, męska rzecz – byle tylko na nią naszej forsy nie wydawał. Bo forsa rzecz święta. Ksiądz nie może ciągle o forsę wołać, to mu sami dadzą – głosi ludowa mądrość. Z politykiem jest podobnie. Wybaczymy mu wszystko mu, tym bardziej że zdanie o politykach mamy jak najgorsze, tylko nie pazerność.
Platforma – że przypomnę oczywistość – przegrała nie dlatego, że źle rządziła, że kolejki do lekarzy się wydłużyły. Nie, Platforma przegrała z powodu głupich ośmiorniczek i wina za kilka stów. Nawet nie przez miliardy skręcone na VAT, milionowe afery hazardowe czy Amber Gold. Nie, to wszystko było jak wojny punickie, zbyt odległe, by wiedzieć, o co kaman. Ale że za nasze ośmiorniczki wpieprzają i im kelner usługuje? I za 6 tys. tylko idiota pracuje?
No sorry… I kiedy pani Sadurska, całe życie zatrudniana po partyjnej linii i na bazie wprost z ministerialnego fotela, dla budżetu osobistego ratowania przesiada się na fotel w PZU, to w ludzie wzbiera. I wylicza, że ona 65 tys. miesięcznie, że Kraczkowski – 150, a Jaworski – brawo, brawo! – ponad 160! Jako poseł tyle wyszarpałby w rok, a tu proszę. Dobra zmiana. Partia Kaczyńskiego wybory wygrała nie dlatego, że przekonała Polaków o swej fachowości. Fachowcami to mieli być tamci, ci przyszli, bo obiecali nie kraść, złodziei powsadzać i pilnować się, by nie zaszumiało. I możecie teraz, misie drogie, zaklinać rzeczywistość, że skoro uszczelnili dziurę na 100 albo i 200 mld, to nie czepiajmy się tych paru złotych. Nic z tego, czepiać się będą, bo hipokryzja irytuje najbardziej. A dlaczego zaczęło się od Sadurskiej? Bo symboliczna. A że PiS nie straciło po niej w sondażach?
Wszyscy wiemy, co to więzienie w zawieszeniu, prawda? Niby po wolności lata, jednak skazany. Dobra zmiana miała już swe grzeszki, bezczelności, wpadki. I nic ich nie ruszało, ale wyroki w zawieszeniu dostawali. Pierwszy, drugi, trzynasty. I teraz tylko czekać, aż znajdzie się kropla, która przeleję czarę i przyjdzie odsiedzieć nie tylko za to, lecz jeszcze za poprzednie, odwieszone. Czy będą to już ministerialne premie czy powrót skompromitowanych PR-owców do kancelarii premiera? Nie wiem, może nie. Może jeszcze nie teraz, może się nawet otrząsną i następne wybory wygrają. Cała ich nadzieja w opozycji. W końcu na Petru czy Gronkiewicz-Waltz PiS zawsze może liczyć.
Piszę te słowa, słuchając Billa Evansa. O facecie, który przez 15 z górą lat zmagał się z heroiną, by wygrać tylko po to, aby potem przez kilka lat wykończyć się kokainą, jego przyjaciel powiedział, iż popełnił najdłuższe samobójstwo na świecie. To fakt, PiS zrobi to szybciej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387465-placz-grillowanych-niewiniatek