Co zrobić, gdy chce się wmówić Polakom, że są nacjonalistami i antysemitami, ale ciągle brakuje na to twardych dowodów? Można, tak jak onegdaj Jacek Hugo-Bader z „Wyborczej” posmarować sobie twarz pastą do butów, dołączyć do Marszu Niepodległości i godzinami czekać – w towarzystwie fotoreportera – na atak, który wcale nie nastąpił. Można – tak jak jeden z uczestników debaty w Muzeum POLIN – tworzyć paranaukowe teorie o „antysemityzmie wtórnym”. Można też, tak jak Agata Diduszko z „Krytyki Politycznej”, posłużyć się – z braku Żydów – rzekomo prześladowanymi Ukraińcami.
Agata Diduszko to żona młodzieńca, który podczas jednej z kolejnych awantur pod Sejmem, położył się jak długi na środku jezdni, aby symulować – przed obiektywami zagranicznych kamer – ofiarę bestialstwa reżimu. Sama również gustuje w prowokacjach, choć może nie tak teatralnych jak jej mąż. Co nie oznacza, że subtelnych. Bo cytowanie na Twitterze bliżej nieokreślonej Ukrainki mieszkającej w Polsce, która twierdzi, że jej dziecko boi się mówić po ukraińsku na polskiej ulicy w obawie przed zrobieniem mu za to krzywdy, jest kłamstwem tak ostentacyjnym, że aż niewiarygodne, że ktokolwiek, kto chodzi po ulicach polskich miast, mógłby w nie uwierzyć.
W Polsce, w autobusach, pociągach lub sklepach ludzi rozmawiających po ukraińsku i rosyjsku jest niekiedy tak wielu, że czasem można mieć wrażenie, że to nie Warszawa, Kraków czy Wrocław, lecz Kijów, Odessa albo Charków. Ale nie ma w tym nic zaskakującego, nikogo to nie dziwi, a już na pewno nie prowokuje do rękoczynów, co najwyżej – a i to rzadko – do okazywania dystansu. Najczęściej jednak po prostu nikt nie zwraca uwagi na fakt, że sąsiad lub sąsiadka w tramwaju mówi po rosyjsku lub ukraińsku. Twierdzenie, że jest inaczej jest zwykłym, podszytym złą wolą kłamstwem, wywoływaniem demonów, prowokacją zmierzającą do zbudowania w Polsce klimatu powszechnej wrogości wobec przyjezdnych zza wschodniej granicy.
Kto jest zatem adresatem tego kłamstwa? Być może ktoś, kto całą dobę siedzi w korku, za kierownicą auta i jest odseparowany od ludzi. A może – co bardziej prawdopodobne – ktoś, kto nigdy w Polsce nie był, a zatem skłonny jest uwierzyć w każdą, nawet najbardziej nieprawdopodobną bzdurę, łącznie z tą, że Polacy biją Murzynów na ulicach, świętują masowo urodziny Hitlera w krzakach oraz trzymają w garderobie strój Ku Klux Klanu. O politycznej motywacji może świadczyć również wynikające z zacytowanej wypowiedzi twierdzenie, że Ukraińcy odczuwają obawę przed Polakami dopiero od 2015 roku, a więc od chwili, gdy wygrała prawica. To już jasny przekaz do świata: rządy prawicy należy obalić, bo ich konsekwencją będzie rzeź obcokrajowców i ich dzieci.
Skądinąd to ciekawe, że pomimo tego „zagrożenia”, najwięcej Ukraińców ciągle emigruje do Polski (w przeciwieństwie do Czech, Węgier czy Słowacji – w przypadku tej ostatniej różnica w liczbie imigantów ukraińskich jest, w porównaniu z Polską, wręcz kolosalna). Ale może po prostu nie czytali „ostrzeżeń” pani Diduszko?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387452-polacy-sa-zagrozeniem-dla-ukraincow-radykalna-lewica-bardzo-chcialaby-aby-tak-bylo-w-rzeczywistosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.