Rysujący się na horyzoncie kompromis z Unią Europejską byłby dużym sukcesem premiera Mateusza Morawieckiego - to przecież główne zadanie, jakie przed nim postawiono. Widać, że dla wielu wizja zakończenia tego sporu, jednak kładącego się cieniem nad licznymi inicjatywami polskiej dyplomacji, jest bolesna. Niemieckie media dla Polaków już snują wizję, że ceną mają być zmiany kadrowe w ministerstwie sprawiedliwości. Przestrzegam: jeśli tak się stanie, to z reformy lepiej w ogóle zrezygnujmy. Taki obrót spraw kasta rządząca polskim sądownictwem uznałaby, i słusznie, za swój całkowity triumf. A same zmiany natychmiast zostałyby faktycznie cofnięte.
Warto pamiętać, że choć cena za porozumienie jest chyba do zaakceptowania, to wcale nie jest mała i bezbolesna. O ile nie zmieniają sensu reformy zmiany w procedurze odwoływania prezesów sądów, to już publikacja (choć z zastrzeżeniami) wydanych z naruszeniem prawa wyroków Trybunału Konstytucyjnego jest dość dużym upokorzeniem dla obozu patriotycznego. To będzie, niestety, akceptacja medialnej i systemowej przemocy ze strony ludzi, którzy uważają się za właścicieli Polski (od 1944 roku), którzy marszami, próbami dokonania puczu, medialną przemocą chcieli wymusić prawo do stanięcia ponad polskim parlamentem, ponad prawem i ponad wolą Polaków z roku 2015.
Mimo to uważam, że warto te warunki porozumienia zaakceptować. Dlaczego? Ponieważ myślenie propaństwowe musi zakładać hierarchię celów. Musi różnicować sprawy najważniejsze od mniej ważnych. A w tym wypadku zyskujemy rzecz fundamentalną: uznanie, że suwerenne państwo polskie ma prawo reformować obszar sprawiedliwości, że Polacy mają moc i możliwość odrzucenia patologicznej, postkomunistycznej i niewydolnej konstrukcji. To szansa by morze nieszczęść wypływające każdego roku z sądów i skala rażąco niesprawiedliwych wyroków, uległy zmniejszeniu. Przypomnijmy, że były takie wystąpienia przedstawicieli KE (głównie pan Timmermans), którzy próbowali wmówić Polakom, że jedyny zgodny z wartościami UE system sprawiedliwości to taki, który… był za SLD, PO, PSL. Czyli chory, odziedziczony w swej istocie po czasach komunistycznych i podlany wpływami oligarchii III RP.
Wszystko to oczywiście nadal jest hipotetyczne i bardzo kruche. Nasze źródła, osoby zaangażowane w dialog z Brukselą, twierdzą, że trwa silna akcja kasty, opozycji i jej medialnych sojuszników mająca na celu storpedowanie porozumienia. Ten spór z Unią to w końcu jedno z niewielu spoiw obozu antypisowskiego. Unia, nękana naprawdę poważnymi kłopotami, jest już tym zmęczona, ale niewykluczone, że ulegnie. Polskim argumentem jest duża szansa na zbudowanie większości blokującej unijne postępowanie już w pierwszym głosowaniu.
Trzymajmy więc kciuki, by się udało. I znieśmy spokojnie pewne upokorzenie, jakie niesie. Reformatorzy państwa muszą wprawdzie cofnąć się o krok, ale zyskują sporo, zyskują uznanie prawa do wewnętrznych reform.
Jak to przy każdym kompromisie: każdy musi poczuć trochę goryczy na języku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387401-zarys-kompromisu-z-unia-ma-gorzki-smak-ale-mimo-wszystko-warto-go-przyjac-pamietajmy-o-hierarchii-celow