Miałem nie pisać tego tekstu. Obiecałem sobie, że przestaję się zajmować tematem aborcji. Spór o nią wykańcza mnie emocjonalnie. Nie potrafię już się kłócić i spierać bez najmocniejszych emocji. No bo jak można spokojnie rozmawiać o tym czy wolno zabić człowieka w jego prenatalnej fazie rozwoju tylko wtedy, gdy ma ojca gwałciciela i jest chory, albo wtedy, gdy taka jest wola jego matki?
Do niedawna ten spór był o tyle dla mnie klarowny, bo kłóciłem się z ludźmi bezdzietnymi.Na studiach, portalach społecznościowych w grupach spolaryzowanych ideologicznie. Łatwo było ( po skończeniu kłótni na płaszczyźnie biologii, genetyki czy logiki) walić argumentami w stylu: nie masz pojęcia, o czym mówisz. Nie widziałe(a)ś tego „płodu” na USG. etc. Teraz tego argumentu czysto emocjonalnego już nie użyję.
No i widzę czarny protest idący przez polskie miasta. Mroczny, upiorny, nakryty parasolkami protest, który wizualnie kojarzy mi się z trumną. Śmiercią. Rozlana czarna masa pozwala by wzruszyć ramionami i rzec: symbolicznie demoniczne samozaoranie. Pewnie bym tak powiedział jakiś czas temu.
Teraz tak nie powiem. Widzę na Facebooku czarne profile. Biją mnie po oczach. Nie u anonimowych osób chodzących na paskach TVN. Nie u czarnej, bezimiennej pulpy w telewizornii. Nie u agresywnej rozpieszczonej śnieżynki histeryzującej za pieniądze rodziców. Nie u rewolucjonisty lewackiego ze Starbuniem w łapie, Pumą na stopie i drogim samochodem czekającym za rogiem jak marsz się skończy.
Te czarne profile pojawiają się u moich „realnych” znajomych. Dobrych znajomych. Ludzi, którzy lubię i cenię w „realu”. Nie tylko na społecznościówkach. Ludzi, z którymi bywałem na imprezach. Gościłem w ich domach. Część z nich to matki i ojcowie. Kilka dziewczyn właśnie teraz jest w ciąży. Wiem jak bardzo kochają swoje dzieci. One również publicznie poparły czarny protest.
I co mam teraz im powiedzieć? Opowiadacie się za śmiercią dzieci? Jesteście częścią cywilizacji śmierci bo nienawidzicie życia? Ale ja wiem, że te osoby kochają dzieci. Mają więcej dzieci niż ja. Poświęcają się dla nich. Mimo to w ten piątek te kochające swoje dzieci dziewczyny przybrały czarne barwy. Jakiś czas temu powiedziałbym: moda. Chcą być modne i postępowe. Chcą być jak celebryci i znani lewicowcy. Czyli moda ważniejsza od ich własnego dziecka? Tego, które widziały na USG jak się rozwija? Jak na pewno nie jest tylko zlepkiem komórek? Nie wierzę w to. Bo znam te dziewczyny osobiście i wiem czym dla nich jest macierzyństwo. Nie są idiotkami jak pewna celebrytka od za małego mieszkania.
Podobne refleksje ma dziennikarz Artur Ceyrowski, który udał się z reporterskiego obowiązku na marsz w Gdańsku.
W tym tłumie jest mnóstwo młodych ludzi. To, co mnie szczególnie smuciło i czego z mojej subiektywnej perspektywy nie mogłem zrozumieć, to właśnie bardzo duża liczba młodych ludzi z małymi dziećmi. Jak to możliwe, przecież ten marsz jest marszem śmierci? A oni przyszli tam z malutkimi dziećmi! Trzymają je na rękach wykrzykując hasła, które są – w moim odczuciu – nawoływaniem do zła. Ale nie bądźmy naiwni, przecież oni nie przyszli tu z dziećmi dlatego, że ich nie kochają. Nie dlatego, że chcą dla nich bólu i cierpienia. Nie dlatego, że nienawidzą własnego potomstwa. To przecież bzdury. Łatwe i chwytliwe, ale bzdury.
pisze dziennikarz i zastanawia się na przyczyną obecności młodych rodziców na tych marszach. Pisze o strachu tych ludzi.
Spróbujmy spojrzeć szerzej. Jeśli nam się uda, to zobaczymy w tym strachu naszą porażkę. Nie, nie tylko porażkę konserwatystów, którzy nie potrafili skutecznie zbudować muru wokół swoich wartości tak, aby uczynić je niepodważalnymi. Ta porażka ma szerszy wymiar. Wspólny, ludzki. To jest klęska komunikacyjna. Gdzieś zgubiliśmy umiejętność konstruowania sensów i znaczeń dla pojęć kluczowych dla przetrwania wspólnoty. I nie widzę szansy odbudowy tych znaczeń w ramach wspólnoty. Oni są zbyt daleko. Jesteśmy zbyt różni.
dodaje.
Chyba w tym tkwi problem. W braku komunikacji. W braku umiejętności przekonywania drugiej strony do naszych racji. A argumenty są po naszej stronie. Nie żadne religijne i moralne. Medyczne, biologiczne, racjonalne. Nie przekonamy tych ludzi ( mam na myśli moje koleżanki w ciąży i młode matki, a nie politycznych harcowników i lewackich oszołomów) że aborcja jest złem przepisami.
Jestem przeciwnikiem zmiany ustawy aborcyjnej z cynicznych powodów. Uważam, że porażka wyborcza obozu prawicowego zacznie się od zmiany tej ustawy. Ten temat jednoczy innych ludzi niż leśne dziadki z KOD i przebrzmiałe gwiazdy Solidarności. Następna ekipa weźmie się za zmianę ustawy i otworzy Puszkę Pandory. Ostatecznie rozpocznie się wojna o aborcję w Sejmie i zostaniemy krajem z legalną aborcją na życzenie. Zostańmy przy tym zgniłym kompromisie. Nauczmy się spokojnie przekonywać drugą stronę do naszych racji. Jest to możliwe.
Ja również przez długą część życia byłem zwolennikiem legalnej aborcji. Przekonały mnie argumenty kilku osób. Mnie, wówczas ateistę, który dopiero kilka lat później odnalazł Jezusa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387380-znam-mlode-matki-i-kobiety-w-ciazy-ktore-ubraly-wczoraj-czarne-barwy-co-mam-im-powiedziec-nie-kochacie-swoich-dzieci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.