Trudno przejść do porządku dziennego nad obchodami Marca 1968, które odbyły się w ostatnich dniach w warszawskim Muzeum Żydów Polskich POLIN. Wpisały się one bowiem w bieżący spór polityczny, którego muzeum – jako w założeniu placówka naukowa i edukacyjna – powinno za wszelką cenę unikać.
W zorganizowanych przez POLIN debatach próbowano – wbrew oczywistym faktom – doszukiwać się analogii pomiędzy sprowokowaną w 1968 roku przez komunistów antysemicką nagonką, a rządami PiS oraz dzisiejszym sporem dzielącym Polskę i Izrael wokół ustawy o IPN. Można mieć rozmaite zastrzeżenia do skuteczności tej ustawy, a nawet poddawać ją krytyce, ale to zupełnie co innego niż przypisywanie współczesnym Polakom masowych antysemickich skłonności oraz doszukiwanie się w obozie rządzącym instrumentalnego wykorzystania tych rzekomych skłonności do politycznych celów. A taki właśnie był wydźwięk konferencji zorganizowanych przez POLIN. Jest to – co chyba wcale nie zaskakuje – całkowicie zbieżne z tym, co wypisują liberalne media z „Gazetą Wyborczą” na czele.
Konferencje zorganizowane przy okazji obchodów Marca 1968, a zwłaszcza pierwsza z nich, odbywająca się pod hasłem „Epidemie mowy nienawiści. Jak blisko Marca‘68 jesteśmy?” były formą prostej jak cep propagandy wymierzonej nie tylko w obecną ekipę rządową, ale również rodzajem konkursu na najbardziej obiecującego następcę Jana Tomasza Grossa (który zresztą, niczym członek jury, zasiadał wśród słuchaczy). Można się spodziewać, że przedstawiane podczas debaty tezy, m.in. ta o „antysemityzmie wtórnym” będąca imitacją poglądów neomarksistów na faszyzm (w największym skrócie: „wszyscy jesteśmy faszystami, tylko o tym nie wiemy”), mają być wstępem do wielkiej międzynarodowej kariery ich autora (nazwisko z litości pomijam), który doskonale łączy funkcję wybijającego się politruka z kolekcjonowaniem grantów przyznawanych mu przez polskie instytucje naukowe.
Ostentacyjne zaangażowanie Muzeum w bieżący spór polityczny każe sądzić, że osoby nadzorujące (w imieniu różnych, nie tylko rządowych, instytucji) działalność tej placówki, zamiast edukować, prowadzą lub przynajmniej zgadzają się na szerzoną w tej instytucji polityczną propagandę. Jakby tego było mało, jednostronny dobór uczestników debat i stawiane przez nich prowokacyjne tezy mogą sugerować, że w istocie Muzeum zainteresowane jest nie ukazywaniem złożoności wielowiekowych relacji polsko-żydowskich lecz podgrzewaniem konfliktu i kreowaniem we współczesnej Polsce antysemickich postaw. Jest to tym bardziej szkodliwe, że prowadzona przez POLIN działalność jest z uwagą obserwowana za granicą, a jej efekty mogą zostać wykorzystane niekoniecznie zgodnie z interesem Polski. Chyba, że właśnie o to chodzi organizatorom marcowych debat w Muzeum. Pytanie tylko, czy nie powinni w związku z tym działać z otwartą przyłbicą jako stronnictwo polityczne, zamiast chować się za swoimi tytułami naukowymi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/386888-zaangazowanie-muzeum-polin-w-spor-polityczny-jest-dzialaniem-przeciwko-porozumieniu-polsko-zydowskiemu