Przez prawie cały okres istnienia III RP na relacje z Niemcami patrzyliśmy z pozycji słabszego i uzależnionego od Niemiec. I obecna opozycja tak postrzega również wizytę w Polsce kanclerz Angeli Merkel (19 marca 2018 r.). Jako rodzaj łaski czy gestu wobec Polski ze strony przywódczyni najsilniejszego państwa UE. Tymczasem wizyta w Warszawie, tuż po inaugurującej nowy niemiecki rząd podróży do Paryża, wynika z realizmu i potrzeb Berlina, a nie gestów. Wbrew wszelkim sprawom spornym w relacjach z Niemcami, Warszawa jest Berlinowi potrzebna jako przeciwwaga, głównie dla Paryża. Prezydent Emmanuel Macron chciałby, aby Niemcy (czyli niemiecka gospodarka i niemieccy podatnicy) sfinansowały francuskie plany nowego poziomu unijnej integracji, a więc żeby się podzieliły swoim bogactwem i ubezpieczały ryzyko stwarzane przez Francję. W Niemczech, może poza Martinem Schulzem, nie ma na to zgody. Po brexit oraz po wyborach we Włoszech wzrosła rola Polski w UE i znaczenie naszego kraju dla Niemiec, szczególnie w przededniu różnych planów reformowania Unii. Dlatego, paradoksalnie, to Niemcom obecnie bardziej zależy na dobrych relacjach z Polską niż nam. Tym można tłumaczyć różne gesty ze strony Niemiec. Trzeba to umiejętnie wykorzystywać.
Rządy Donalda Tuska i Ewy Kopacz oraz polityka zagraniczna Radosława Sikorskiego uznawały Niemcy za nieredukowalnego hegemona w UE, a w związku z tym Polska praktycznie nie sprzeciwiała się żadnym niemieckim pomysłom (może poza Nord Stream, a i to dość anemicznie). Za rządów PO kontynuowano, a nawet wzmocniono przyjętą na początku lat 90. (rządy Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego, Hanny Suchockiej, Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego, Włodzimierza Cimoszewicza) strategię uległości wobec Niemiec za spodziewane profity, które zwykle były iluzoryczne. Kompletnie nie stosowano wtedy zasad Realpolitik. I Niemcy przez ponad 20 lat to bezwzględnie wykorzystywały. Kolejne polskie rządy nie tylko nie uprawiały Realpolitik wobec Niemiec, ale porzuciły największy i najskuteczniejszy środek nacisku – sprawę niemieckiej zbiorowej winy wobec Polski i Polaków za zbrodnie z czasów II wojny światowej. To bardzo skuteczne narzędzie, także w postaci swego rodzaju szantażu moralnego, zostało dobrowolnie rozbrojone, a potem zarzucone i zniszczone. I to był największy błąd polskiej polityki zagranicznej po 1989 r. To była polityczna zbrodnia wielkiego kalibru.
Kolejne rządy III RP pozbyły się właściwie jedynego skutecznego i uznawanego w świecie narzędzia wpływania na Niemcy, co z polskiej strony było wręcz samobójcze. A kiedy to narzędzie znikało, Niemcy przeprowadziły wielką kampanię prania i wybielania swoich win wobec Polski. W efekcie Niemcy są obecnie traktowane i postrzegane jako państwo, które całkowicie, skutecznie i dobrze przepracowało, także moralnie, kwestie swoich win, grzechów i odpowiedzialności za zbrodnie wojenne i ludobójstwo. Natomiast Polakom zaczęto coraz nachalniej wypominać, że żadnej takiej pracy nie wykonali, jeśli chodzi o domniemane współsprawstwo Holokaustu, choć takie postawienie sprawy to czysty absurd. Narzucono Polsce sprawę owych domniemanych win, a całkiem zapomniano o niemieckich zbrodniach. Niedawne ataki na Polskę, związane z rzekomym tolerowaniem faszyzmu i antysemityzmu czy ze ściganiem za oskarżanie Polaków o współsprawstwo Holokaustu, wprost wynikają z fatalnego błędu rezygnacji z grania kartą niemieckiej zbiorowej winy wobec Polski i Polaków. Winy właściwie wiecznej. Ci, którzy doprowadzili do anihilacji narzędzia niemieckiej winy powinni stanąć nie tylko przed sądem historii.
Bardzo trudno jest obecnie odtwarzać skuteczne narzędzie polityki w postaci wypominania wiecznej niemieckiej winy wobec Polaków i grania nią. Przede wszystkim dlatego, że nawet jeśli Niemcy o tym wciąż pamiętają (przynajmniej elity), to świat o tym zapomniał i nie chce wiedzieć. Dlatego tak ważne z wielu względów jest podniesienie kwestii wojennych reparacji ze strony Niemiec dla Polski. Ale to dopiero początek bardzo trudnej drogi odtwarzania tego, co przez lata mogło być atutem Polski i bywało, nawet w czasach komunistycznych. A skoro nie można na właściwą skalę grać wieczną niemiecką winą wobec Polski i Polaków, powinno się wykorzystywać inne narzędzia. Przede wszystkim narzędzia gospodarcze. Przecież Polska jest dla Niemiec siódmym partnerem, jeśli chodzi o import i ósmym, gdy idzie o eksport. Wzajemne obroty handlowe przekroczyły 100 mld euro rocznie i jest to bardzo znacząca suma, jeśli zważyć, iż obroty z największymi partnerami handlowymi Niemiec, czyli z Chinami i USA, wynoszą po około 170 mld euro. A przecież gospodarki Chin i USA są wielokrotnie większe od polskiej, zaś wartość obrotów tylko o ok. 70 proc. wyższa. Niemieccy politycy i niemiecki biznes znacznie mocniej zdają sobie sprawę ze znaczenia Polski dla ich gospodarki, niż dzieje się to w Polsce, mimo że z naszej strony ta zależność jest dużo większa. I to jest kolejny paradoks. I kolejne słabo wykorzystywane narzędzie polskiej polityki. Na szczęście to się zmienia po utworzeniu rządu zjednoczonej prawicy.
Angela Merkel odwiedza inną Polskę, niż ta, do której przywykła za rządów PO-PSL. Polskę, która jest ważnym i nieredukowalnym politycznym graczem wewnątrz UE, ważnym graczem gospodarczym i nieredukowalnym partnerem niemieckiego przemysłu oraz usług. Polskę, która odtwarza narzędzie „wiecznej” niemieckiej winy i odpowiedzialności za zbrodnie, także w postaci reparacji. Choćby z tych powodów na relacje polsko-niemieckie powinno się patrzeć bardziej asertywnie, z zupełnie innej perspektywy, niż w przeszłości. Podejrzewam, że Angela Merkel zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę znacznie bardziej niż liczni polscy politycy, szczególnie opozycyjni. Wielu z nich wciąż klęczy przed Niemcami i nie wyobraża sobie innej roli Polski, niż wasalna. Ale po stronie rządzących ta świadomość narasta. I to jest dobry prognostyk zarówno w związku z tą konkretna wizytą kanclerz Merkel, jak i w perspektywie przyszłych stosunków z Niemcami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/386564-kanclerz-merkel-odwiedza-inna-polske-i-ona-wie-o-tym-lepiej-niz-wielu-polskich-politykow