Tego jeszcze nie było! Nawet najostrzejsi politycy PiS nie stawiali takich tez, a tym czasem prezydent porównał Unię Europejską do 123 lat zaborów! Teraz tylko - ha, ha, ha - do rozstrzygnięcia pozostaje, czy to raczej zabór pruski, austriacki czy rosyjski. Gnębią, dokręcają śrubę, lada moment zaczną wywozić w kibitkach. Tylko patrzeć i czekać Polexitu, który ukrywają przed opinią publiczną.
Brzmi dobrze? Sensacyjnie? Któż by nie kliknął w tak skonstruowany artykuł i tak postawioną tezę? Zanim się oburzymy i podekscytujemy - proponuję wysłuchać słów prezydenta w oryginale i pełnym kontekście.
Właściwy fragment przemówienia głowy państwa od 21 minuty:
Przemówienie nawiązywało do jubileuszu 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Andrzej Duda zachęcał zgromadzonych w Kamiennej Górze, by ci przy tej okazji mówili swoim dzieciom o polskiej historii, o 123 latach zaborów, o walce wielu pokoleń o niepodległość. Mówił to, podkreślając, że dziś sytuacja jest zupełnie inna.
Chciałbym, byśmy mieli poczucie, że niepodległość jest rzeczywiście nasza. Że tak bardzo jej nasi pradziadkowi i dziadkowie pragnęli, że odzyskali ją dla nas. Że dzięki nim i naszej determinacji żądania, że chcemy mieć państwo niepodległe i suwerenne. (…) Dziś mamy suwerenną, wolną Polskę i wierzę, że będzie to państwo, w którym będzie nam się żyło coraz lepiej.
Dalej Andrzej Duda nawiązał do pewnej mentalności Polaków z okresu zaborów, która to (mentalność) jest obecna zdaniem prezydenta i dziś:
Bardzo często ludzie mówią: „Ach, po co nam Polska, Unia Europejska jest najważniejsza”. Przecież wiecie Państwo, że bywają takie głosy. Otóż proszę państwa, to niech sobie ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów, jak Polska wtedy pod koniec XVIII wieku swoją niepodległość straciła i zniknęła z mapy. Też byli tacy, którzy mówili: „A może to lepiej, swary się w końcu skończą, te rokosze, te wszystkie insurekcje, te wojny, te awantury, te konfederacje, wreszcie będzie święty spokój”. Tak, ale wkrótce wszyscy się zorientowali, że wojny są dalej, awantury są dalej, tylko już my nie mamy żadnego wpływu i nie decydujemy o sobie. Że teraz gdzieś daleko, w odległych stolicach, decyduje się o naszych sprawach. To tam zabiera się pieniądze, które my wypracowujemy i tak naprawdę pracujemy na rachunek innych.
— kontynuował.
Trzeba gigantycznej niechęci i ogromnych pokładów złej woli, by prezydentowi przypisywać chęć zestawienia UE z czasem zaborów. Próba wyrwania z kontekstu ostatniego zdania i sugerowanie, że prezydentowi chodziło nie o czasy zaborów, a o czasy dzisiejsze to postawienie sprawy na głowie. Duda mówi o pewnej postawie z czasów zaborów, używa słowa „teraz” (w absolutnie oczywistym kontekście historycznym, zabory i zarabianie na nas były mówione z perspektywy Polaka żyjącego ówcześnie pod zaborami i wie to każdy, kto pojął czytanie ze zrozumieniem na poziomie trzeciej klasy szkoły podstawowej) i już - na pstryknięcie palcami - wielu oznajmia, że prezydent widzi zabory w roku 2018. To, że dwa zdania wcześniej i dwa zdania później Andrzej Duda mówił o wolnej i suwerennej Polsce - dziś - z której możemy być dumni? Pal sześć, lokomotywa się rozpędza, wielu się oburza.
Trochę przypomina to grę w ciuciubabkę z kampanii wyborczej, gdy Krzysztofowi Szczerskiemu przypisywano chęć wprowadzenia w Polsce państwa wyznaniowego (bo kiedyś naszkicował taki projekt w ramach intelektualnego eksperymentu i prowokacji). Nie ma takiej głupoty, która nie mogłaby zafunkcjonować w życiu publicznym, jeśli mogłaby uderzyć w nielubianych polityków.
WIĘCEJ: Prof. Jacek Czaputowicz: Kim jest Krzysztof Szczerski?
Uderzenie w prezydenta jest jednak, niestety, celne, ponieważ, jak wszyscy wiemy, napięcie między Warszawą a Brukselą (i nie tylko tą stolicą) w ostatnich miesiącach jest czymś oczywistym. Inna rzecz, że jako państwo powoli z niego wychodzimy, ale historie pt. „prezydent porównuje UE do zaborów” tylko dosypują soli na gojące się rany.
Prezydent Duda krytykuje materiał TVN24! „Ubaw i żenada. 24 godziny potrzebowali, żeby to wydumać”
Czy prezydent mógł użyć bardziej precyzyjnego określenia? Może i mógł, bo jakiekolwiek luźne refleksje w historyczno-dyplomatycznym kontekście są dziś polem minowym, po którym trzeba chodzić z większą niż zwykle uwagą. Ale nie dajmy się zwariować, inaczej najważniejszym polskim politykom nie będzie wolno powiedzieć nic i nigdzie, bo przecież ktoś się zawsze może obrazić, inny źle zrozumieć, a jeszcze inny nadinterpretować słowa. Z drugiej strony prezydentowi dostało się ostatnio za chrześcijańskie słowa „wybaczcie” w kontekście Marca ‘68, choć dosłownie na drugim oddechu przekonywał, że dzisiejsza Polska nie musi i nie może przepraszać za decyzje komunistycznych władz. Głowa państwa ma prawo (a nawet obowiązek) do mocnych przemówień, nawet jeśli ich wydźwięk komuś może być nie w smak niektórym środowiskom. Co, rzecz jasna, nie zwalnia prezydenta z krytyki.
W całej tej historii z zaborami - już na marginesie sprawy przemówienia z Kamiennej Góry - jest jeszcze jeden wątek, wskazujący na to, że jakikolwiek flirt niektórych polityków obozu „dobrej zmiany” z najbardziej ostrymi i jednoznacznymi mediami III RP zawsze kończy się tak samo. Przez chwilę jest miło, przez jakiś czas przyjemnie i z poczuciem uczciwości, a na końcu i tak wyciągana jest pałka bejsbolowa. Każda próba kończy się tym samym i w zasadzie to zadziwiające, jak wielu z wielką ochotą regularnie wchodzi w te same scenariusze. Trochę jak w anegdocie z żabą, która dała się przekonać skorpionowi, że tym razem podczas przeprawy przez rzekę nie ugryzie. Ale może niektórzy po prostu lubią być gryzieni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385886-chryja-ws-porownania-ue-do-zaborow-jest-nieuczciwa-wobec-prezydenta-ale-powinna-przypomniec-anegdote-o-zabie-i-skorpionie