Decyzja Stanisława Karczewskiego o niekandydowaniu na urząd prezydenta Warszawy przybliża sukces PiS, choć wcale go, rzecz jasna, nie gwarantuje. Od dłuższego czasu było wiadomo (a kolejne sondaże wciąż to potwierdzają), że większe szanse w stolicy będzie miał kandydat młodszy, z całym szacunkiem dla marszałka Karczewskiego – mniej stateczny, bardziej dynamiczny. I taki, który poświęci kampanii wszystko, bo będzie wiedział, iż fotel włodarza stolicy nie musi być na jego politycznej drodze przystankiem ostatnim. PiS ma takiego człowieka, wiemy, jak się nazywa, ale gdyby ktoś miał wątpliwości, podaję personalia: Patryk Jaki. Jego zasługi dla rozsupływania (a raczej rwania) mafijno-urzędniczo-prawniczej pajęczyny, która za czasów rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz oplotła miasto w stopniu zatrważającym, są nie do przecenienia. Nie będę mu kreślił laurki, niech robią to spece od pijaru, zwłaszcza, że Jaki, jak każdy polityk, ba, każdy człowiek nawet, nie jest wolny od wad.
Ale czymże one są wobec politycznych „wad” jego najważniejszych w Warszawie konkurentów? Nad Robertem Biedroniem pochylać się nie zamierzam, z różnych powodów, ale najważniejszy jest taki, że to raczej polityczny celebryta, bardziej znany z hasła „Jak pupa boli, to dobrze”, które ogłosił w jednym z celebryckich programów telewizyjnych, niż z realnej polityki.
Jest jednak, oczywiście, konkurent dla Jakiego znacznie poważniejszy. Wystawiony przez PO (i zniszczoną Nowoczesną) – Rafał Trzaskowski, cudowne dziecko warszawskich salonów nie ustających w wysiłkach, by wróciło „to, co było”. Nikt o zdrowych zmysłach nie może mieć wątpliwości, że jego rządy w Warszawie byłyby absolutną kontynuacją dwunastoletnich działań Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nieprzypadkowo ona sama nazywa go swoim „wymarzonym kandydatem” i nieprzypadkowo on był szefem jej kampanii wyborczej. To ta sama polityczna glina, ten sam korzeń, to samo drzewo. Dzieje warszawskiej „reprywatyzacji”, którą media platformerskie nie chcą nazwać „złodziejską”, choćby im pokazać kilometry dokumentów, najdobitniej świadczą o tym, jak traktowani byli w Warszawie za rządów HGW ludzie ubożsi, mniej wpływowi, zwyczajni. A jak – „białe kołnierzyki”, szemrani biznesmeni, nietykalni prawnicy z watahami swoich żądnych szybkiego zarobku rodzin. Trzaskowski próbuje się jakoś od tej mafii odciąć, ale wie, że im mocniej potępi skandaliczne rządy swej koleżanki i politycznej mentorki, tym mocniej uderzy we własne gniazdo. A bez niego – jest nikim. Co najwyżej współautorem antypolskich rezolucji Parlamentu Europejskiego.
Zresztą, pewnych rzeczy zatuszować nie da się nawet w najlepszej kampanii wyborczej. I nie piję tu do absurdalnych oskarżeń, jakie spadają na Trzaskowskiego ze strony jego dawnego, żałosnego w swym zakłamaniu, kolegi. Raczej – do słynnej już scenki rodzajowej, gdy dzisiejszy kandydat PO na prezydenta Warszawy „uraczył” jedną z jej mieszkanek proszących go o pomoc pod sklepem spożywczym, niebagatelną kwotą… 20 groszy polskich. Jeśli nie świadczy to o jego stosunku do ludzi starszych i nie wpływowych, to co będzie świadczyło? Strumień konferencji prasowych, na których z troską pochyli się nad „losem Warszawiaków”? A co z mieszkańcami Krakowa, których tak bardzo kochał w swoich dawnych spotach wyborczych, że aż twierdził, pół żartem, pół serio, że jego nazwisko powinno się wymawiać „po krakowsku”: Czaskoski? Popierali go wtedy znani i lubiani, będą i teraz. Wszak to przyjaciel np. Michała Żebrowskiego, który za rządów HGW otrzymał wielkie (także finansowe) wsparcie warszawskiego Ratusza przy zakładaniu swego prywatnego teatru w Pałacu Kultury.
Patryk Jaki to postać z innej bajki. Jak wspomniałem – niewolny od wad, spośród których na pierwszy plan wysuwa się niepotrzebna zupełnie w wielkiej polityce pewna nadpobudliwość. Polityk, a prezydent stolicy na pewno – nie może być „narwany”. Walka z tym „politycznym ADHD” idzie, zresztą, Jakiemu coraz lepiej. Czas przymknąć Twitter i ruszyć z autentyczną kampanią, w której nie do przecenienia wydaje się być także rola żony Jakiego, świetnej matki, odważnej kobiety z wielkim sercem.
Miało nie być laurki, więc na koniec tylko skromne życzenia – życzę Patrykowi Jakiemu, by spełnił marzenia tych, którzy nie wyobrażają sobie dłużej życia w mieście oplecionym grubą, jak miliardy kradzionych pieniędzy, pajęczyną. Najwyższy czas na eksmisję z Ratusza pani Gronkiewicz-Waltz i jej politycznych przyjaciół. W odróżnieniu od tysięcy ofiar jej polityki ma ona zresztą, jak wiemy, trochę „na czarną godzinę” odłożone.
-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „Sieci”!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385877-jaki-ma-wielkie-szanse-by-pokonac-trzaskowskiego-czas-zerwac-z-warszawy-pajeczyne