Naprodukował PiS największą liczbę wiceministrów w historii wolnej Polski. Teraz zwalnia
— powiedział na antenie Radia Zet były prezydent Bronisław Komorowski.
Wie pan, ja nie znam takiego ministra ani takiego premiera, który by powiedział, że mu są urzędnicy niepotrzebni. Opinia publiczna ma chyba wyrobione zdanie w tej kwestii, że bardzo często są powoływani ludzie wedle klucza partyjnego, wedle klucza znajomości. Na końcu są dopiero zadania. Jeżeli te zadania były… A co robi w rządzie pani była premier Szydło? Co robi w rządzie pani Kempa? Jakie one mają zadania, no na litość boską. O żadne nowe zadania nie chodzi, tylko o to, że trzeba utrzymać na zapotrzebowanie partyjne konkretne osoby po to, żeby miały przyzwoite pensje, żeby miały ochronę BOR-owską np., żeby miały premie, brały i rozdawały
— mówił polityk.
Odnosząc się do działań rządzących, stwierdził:
Boją się opinii publicznej – oczywiście (…). Nie tak łatwo sobie dać samemu pieniądze, ale PiS pokazał, że to potrafi. Dał sobie premie, bardzo wysokie…
Bronisławowi Komorowskiemu przypomniano słowa Elżbiety Bieńkowskiej, że za 6 tys. pracuje „wariat albo złodziej”.
Doskonale pamiętam i za to Platforma zapłaciła poważną cenę. Dzisiaj ja pamiętam, mam nadzieję, że pan pamięta, że przede wszystkim opinia publiczna pamięta, że przebił te słowa pan wicepremier Gowin, który mówi, że 17 tysięcy mu nie starcza na utrzymanie domu do pierwszego
— odpowiedział były prezydent.
Komentując zarobki ministrów, stwierdził:
Wie pan, niech zarabiają jak najlepiej. Tylko trzeba jednocześnie rozliczać za pracę. Tymczasem premię dostała pani premier na odchodne - sama sobie dała pani premier Szydło. Dostali ministrowie, których wyrzucono z roboty, bo byli złymi ministrami - np. minister Macierewicz - zdaje się, że wziął 70 tys. złotych.
Jak podkreślił:
Nikt nie wykonuje dwóch prac. Ja też, gdy pełniłem w dramatycznych okolicznościach funkcje marszałka Sejmu i głowy państwa po śmierci Lecha Kaczyńskiego z mocy Konstytucji to do głowy mi nie przyszło, żeby wziąć dodatkową pensję albo pół dodatkowej pensji.
W rozmowie pojawił się również temat zarobków Pierwszej Damy.
Oczywiście sytuacja jest według mnie niezdrowa, jeśli żona prezydenta jest aktywna i pracuje. Moja żona pracowała bardzo intensywnie i rzeczywiście nie tylko nie miała ani grosza z tego tytułu, ale powiem więcej - straciła w znacznej mierze szansę na emeryturę, bo nie miała przez 5 lat płaconej składki zusowskiej. To jest według mnie nie w porządku. Więc też życzę powodzenia… Słyszałem, że kiedyś chyba z parlamentu dobiegały jakieś głosy, że ta kwestia powinna być uregulowana
— przyznał Komorowski.
Poruszenie tego tematu polityk odbiera jednak na własny sposób.
Byle, proszę pana, nie okazało się, że to jest tylko i wyłącznie zasłona dymna, że tak powiem, troska o żonę prezydenta, a za tym idzie chęć poprawienia swoich własnych pensji - poselskich, senatorskich, ministerialnych itd.
— twierdzi były prezydent.
Zapytany o swój ewentualny powrót do czynnej polityki, stwierdził:
Sądzę, że PO sobie świetnie sama poradzi i że nie ma takiego zapotrzebowania na, że tak powiem, budowanie lokomotyw zewnętrznych. Ale gdyby (…) się okazało, że jest jakaś taka tendencja do tego, żeby wszystkie ręce na pokład, to wie pan, trzeba by usiąść i porozmawiać. Nie palę się do takich pomysłów.
Na uwagę dziennikarza, że były prezydent nie mówi „nie”, Komorowski odpowiedział:
A dlaczego miałbym mówić?!
Polityk odniósł się też do ustawy degradacyjnej i nowelizacji ustawy o IPN. Jak podkreślił, zawetowałby oba projekty.
Możliwość degradacji w polskim systemie istnieje, tyle, że była to degradacja, która wymagała wyroku sądowego, a nie decyzji politycznej
— stwierdził.
Walka z nieboszczykami mnie nie przekonuje
— zaznaczył były prezydent.
Jeżeli tak bardzo komuś zależało na rozliczeniu PRL-u i w ten sposób, to pytanie dlaczego Lech Kaczyński nie wystąpił z taką inicjatywą albo dlaczego Jarosław Kaczyński, gdy był premierem?
— zapytał.
Dzisiaj po śmierci tych ludzi wydaje mi się to jakoś rzeczą niegodną
— grzmiał Komorowski.
Odnosząc się do nowelizacji ustawy o IPN, stwierdził:
Na miejscu prezydenta zawetowałbym ją i natychmiast położyłbym na stole nową. Jak ktoś nie ma odwagi, żeby zablokować na czas głupotę, to potem państwo polskie za to płaci.
Zapytany o to, jak w sytuacji kryzysu relacji polsko-izraelskich, bronić dobrego imienia Polski, były prezydent stwierdził:
Między innymi nie mnożąc zastępów wrogów, przeciwników i niechętnych nam ludzi na świecie, tylko mnożąc zastępy naszych przyjaciół i życzliwych Polsce środowisk, instytucji. Prawo i Sprawiedliwość mnoży zastępy wrogów i ludzi nam niechętnych. Nie tylko w Izraelu, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, nie tylko na Ukrainie.
Jeżeli Bronisław Komorowski miałby stać się lokomotywą wyborczą PO, to zwolennikom PiS nie pozostaje nic innego, jak tylko przyklaskiwać tej inicjatywie. Powtórka z 2015 roku będzie przy Nowogrodzkiej mile widziana. Powodzenia!
gah
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385595-komorowski-nie-wyklucza-bycia-lokomotywa-wyborcza-po-gdyby-sie-okazalo-ze-wszystkie-rece-na-poklad-to-trzeba-by-usiasc-i-porozmawiac