Tomasz Lis i jego (w zasadzie należący do niemiecko-szwajcarskiego koncernu wydawniczego Ringier Axel Springer) tygodnik w okładkowym artykule „Gdzie premier ukrył swoje miliony” daje popis hipokryzji. Przecież do tej pory tzw. linia polityczna pisma opierała się na liberalizmie gospodarczym, popieraniu kapitalizmu i walce z populizmem, którego jako przykład wskazywano działania partii rządzącej. Aż tu nagle dziś z braku rzeczywistych, poważnych afer jakich dziesiątki mieliśmy za władzy PO-PSL, „Newsweek” uderza w rzekome bogactwo premiera. Piszę celowo „rzekome”, ponieważ dla wielu być może majątek premiera jest niewyobrażalnie duży, ale tak naprawdę, jak na byłego bankowca plasuje go w skali zwanej popularnie upper-middle class tzn. w górnej warstwie klasy średniej. Zaryzykowałbym twierdzenie, że nawet zdziwiłem się kiedy przeczytałem oświadczenie majątkowe premiera Morawieckiego. Sądziłem, iż zgromadził więcej. A tu nagle Lis i jego pismo wychodzą z tezą, która się sprowadza do stwierdzenia: „ma za dużo pieniędzy”. Czy zarobił je nielegalnie? „Newsweek” coś tam sugeruje, ale z jego próbą oskarżenia premiera za robienie rzeczy niezgodnych z prawem celnie i druzgocząco rozprawił się red. Michał Karnowskim w poprzednim komentarzu na naszym portalu pt. Najnowszy atak na premiera to kapiszon, choć nikczemny. Czy jednak ktokolwiek kupi to egalitarne przebranie właścicieli III RP? Dlatego nie ma sensu tutaj po raz kolejny udowadniać, że premier nie jest wielbłądem, a skupić się na innym problemie. Jak już wspomniałem na początku zarówno Platforma Obywatelska jak i wspierające ją media starały się lansować liberalno-kapitalistyczny przekaz idący wbrew szeroko rozumianemu populizmowi reprezentowanemu rzekomo przez partię rządzącą. Obecny tekst w „springerowskiej” prasie dowodzi zaprzeczeniu tego kierunku. Ostrze propagandowego ataku zostało skierowane przeciwko osobie zamożnej w rzeczywistości tylko dlatego, że udało jej się zgromadzić majątek. Nawiasem mówiąc w sposób legalny. W swoim zamiarze artykuł bazuje na wzbudzeniu jednego z nikczemniejszych uczuć – zazdrości. Przeciwstawianie mniej zarabiających bogatszym było jednym z celów propagandy komunistycznej mającym uzasadnić w ramach tzw. sprawiedliwości społecznej zabór majątku osobom posiadającym więcej, by w ten sposób „wyrównywać poziomy życia”. Środki masowego przekazu III RP co prawda nie nawoływały do odbierania bogatym i rozdawania biednym, ale nigdy nie przykładały się zbytnio do zwalczania tego komunistycznego stereotypu w takim stopniu jak np. domniemanego antysemityzmu Polaków. Dowodem na to jest dzisiejszy tekst „Newsweeka”, który uderza w najbardziej fałszywe tony tej retoryki, wytykając premierowi RP „bogactwo”, by wzbudzić niechęć w jego elektoracie, zarabiającym w swojej przytłaczającej większości dużo mniej. A więc mamy tu do czynienia z populizmem czystej wody i najgorszego sortu, bo w swoim zamiarze mającym przeciwstawić „biednych” „bogatym” tylko dlatego, by zaszkodzić premierowi. Niczym pies ogrodnika, którym sam nie zeżre, a innemu też nie da. Jesteśmy świadkami sytuacji, w której redakcja pisma jest gotowa zaprzeczyć samej sobie, staczając się w odmęty taniego populizmu przy okazji demoralizując odbiorców. Ale to nie pierwsza taka historia i zapewne nie ostatnia w wykonaniu redaktora naczelnego tej propagandowej broszury jaka stał się tygodnik „Newsweek”.
I jeszcze jedna kwestia. Bardzo dobrze, że moja redakcyjna koleżanka Dorota Łosiewicz przypomniała, iż kierowany przez Mateusza Morawieckiego bank BZ WBK z jego inicjatywy wziął udział w finansowaniu różnych przedsięwzięć kulturalnych, m.in. serialu telewizyjnego „Czas honoru” oraz filmu „Czarny czwartek”. Od siebie dodam - był również jednym z głównych sponsorów filmu „Bitwa Warszawska”. Jednak nie mogę zgodzić się z jedną tezą (pytaniem) pani redaktor, cytuję:
(…) rozdzielność majątkowa, to dość popularna praktyka w kręgach biznesowych. Można sobie zadać pytanie czy nie należałoby tej praktyki zmienić, bo często zwykli oszuści wykręcają się dzięki takiemu prawu od odpowiedzialności.
Rozdzielność majątkowa w małżeństwie jest rzeczą prawie „świętą”. Wiadomo, że oszuści starają się naginać i w konsekwencji łamać prawo nie tylko w tym przypadku. Jednak nie zapominajmy, że w wolny i praworządny kraj powinien gwarantować swobodę zawierania umów tym bardziej między osobami najbliższymi, a takimi w założeniu są współmałżonkowie. Od tego państwo ma odpowiednie instrumenty (w tym policję skarbową) by pilnować czy nie doszło do nadużyć przy zawieraniu tego typu umów. Przypomnę, że wspiera je prawo zwane skargą pauliańską. Artykuł 527-534 kodeksu cywilnego stanowi:
Gdy wskutek czynności prawnej dłużnika dokonanej z pokrzywdzeniem wierzycieli osoba trzecia uzyskała korzyść majątkową, każdy z wierzycieli może żądać uznania tej czynności za bezskuteczną w stosunku do niego, jeżeli dłużnik działał ze świadomością pokrzywdzenia wierzycieli, a osoba trzecia o tym wiedziała lub przy zachowaniu należytej staranności mogła się dowiedzieć.
Bardzo często dotyczy ona właśnie dłużników, którzy chcą uciec przed wierzycielem przepisując majątek na żonę. Przedawnienie roszczenie następuje dopiero po pięciu latach. Nie widzę więc żadnej konieczności nawet myślenia o zmianie tej praktyki.
I ostatnia kwestia. Przez lata III RP część postsolidarnościowego establishmentu wraz z postkomunistami miała okazję uwłaszczyć się na majątku narodowym. Wielu dorobiło się całkiem pokaźnych majątków kosztem przeciwników politycznych, którzy nie zgadzali się z okrągłostołowym konsensusem. Ukuto nawet pogardliwe sformułowanie mające świadczyć o ich nieudacznictwie „prawicowe dziadostwo”. Jeśli komuś udało się po „drugiej stronie” uczciwie zarobić trochę pieniędzy był piętnowany jak dziś usiłują springerowscy dziennikarze piętnować premiera Morawieckiego. W większości krajów, w których działa system wolnego rynku człowiek dysponujący uczciwie zarobionym majątkiem jest stawiany za wzór. Bowiem jak mówi stare powiedzenie „przy biednym niewiele można zyskać finansowo, ale przy bogatym już prędzej”. Dlatego czas zerwać z tym stereotypem, którego ofiarą padają tacy ludzie jak premier Morawiecki, a w konsekwencji państwo. Tanie państwo powinno się skończyć po katastrofie smoleńskiej, a nie skończyło się jeszcze do dziś. Tak nawiasem mówiąc niech redaktor naczelny „Newsweeka” powie ile kasy wydoił z publicznej telewizji i z publicznych pieniędzy za uprawianie w niej swojej nachalnej propagandy w programie „Co z tą Polską?” zanim zabierze się za piętnowanie innych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385579-jak-newsweek-w-tani-populizm-poszedl-zaprzeczajac-samemu-sobie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.