Pan Andrzej Stankiewicz, dziennikarz największego portalu operującego w Polsce, pracownik najbogatszej chyba grupy medialnej w Polsce (Ringer Axel Springer Polska), dysponujący nieograniczonymi możliwościami polemicznymi, oburzył się straszliwie na krytykę, jaka spadła na niego i jego portal po wrzuceniu w obieg nieprawdziwej informacji o rzekomo już wprowadzonych sankcjach amerykańskich na polskie władze.
Na stronie Press.pl czytamy:
Andrzej Stankiewicz nie wyklucza pozwów sądowych za ataki na niego i innych dziennikarzy Onetu. – Analizujemy konkretne wystąpienia polityków i dziennikarzy atakujące nas. Niektórzy nie pozostawiają nam pola manewru. Stopień agresji i wulgarności pod naszym adresem jest taki, że przekraczanie pewnych granic musi się skończyć sprawami w sądzie – mówi Stankiewicz.
Cóż, taki to mamy, po dwóch latach rzekomo dobrej zmiany, porządek dziobania. Pan Stankiewicz może sobie pisać co chce, choćby takie kłamstwa:
Natychmiast dementowane:
Ale jeśli ważysz się zawołać, że tak nie można, to szybko wylądujesz w sądzie. I masz niewielkie szanse na zwycięstwo - wiadomo dlaczego. Mamy w redakcji cały stos pozwów springerowskich, w tym karny (sic!), więc wiem o czym piszę. Ale nie damy się zastraszyć. Jest z tego i korzyść: widzimy jak kochają wolność słowa najbardziej demokratyczne wydawnictwa i najlepiej zdemokratyzowani dziennikarze. Sądowo. Oto jeden z symboli III RP. Więcej o tym znajdą Państwo w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”:
Drugim powinno być bankructwo i błyskawiczna operacja ewakuacyjna w Instytucie Lecha Wałęsy.
Czytam na portalu wPolityce.pl:
Wszystkie zobowiązania finansowe Instytutu Lecha Wałęsy mają wynosić 1,7 mln zł. Wszedł do niego komornik, aby ściągnąć 400 tys. zł zaległego czynszu za willę Narutowicza w Warszawie.
Co jednak najbardziej szokujące, Lech Wałęsa przeniósł działalność swojego instytutu do nowej fundacji, która nie jest zadłużona. Czy to oznacza, że już nie zamierza spłacić długów?
Czyż nie symboliczne? Trudno mieć do Wałęsy pretensję - tak to działało w III RP. Wziąć pieniądze, przetrawić, w razie kłopotów przetransportować się na inny odcinek.
Też symboliczne.
Wielkie nagromadzenie przekazu symbolicznego znajduję też w historii zbiórki do puszek tzw. KOD, na ratowanie demokracji, z których później transferowano (jak podejrzewa prokuratura) pieniądze do prywatnej kieszeni pana Mateusza Kijowskiego. Ale to przecież tylko wierzchnia warstwa wydarzeń. Byli wszak działacze tzw. KOD, którzy twierdzili, że te zbiórki to tylko taki parawan, a pieniądze na działalność wpływały z innych źródeł zewnętrznych.
Z jednej strony - żenujące i oburzające. Z drugiej rodzi się pytanie: czy można mieć pretensję, że III RP próbuje się ratować dokładnie w taki sposób, w jaki przez dekady funkcjonowała duża część jej establishmentu?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385470-trzy-symbole-iii-rp-przekrety-w-instytucie-walesy-okradanie-puszek-kod-pozwy-od-medialnych-bonzow