Skompromitowany były lider Komitetu Obrony Demokracji postanowił na łamach „Gazety wyborczej” wyznać swoje „grzechy”. Okazuje się jednak, że w jego opinii praktycznie ich nie ma, sprawa faktur nie jest jego winą i ogólnie to nie wie i nie pamięta.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kijowski węszy spisek! „Gratka dla rodzącej się dyktatury. Zarzuty kryminalne działaczom opozycji stawiano już w czasach PRL-u”
Jednocześnie zaznaczył, że nie ma zamiaru się ukrywać, nie chce, żeby jego zdjęcia były przyozdabiane czarnym prostokątem zakrywającym oczy, bo działał publicznie i z tego powodu jest oskarżony.
Nie mam sobie nic do zarzucenia w sprawie, w której prokuratura stawia mi zarzuty. (…) Być może, gdybym był bardziej ostrożny, gdybym mniej ufał ludziom, to nie doszłoby do tego. (…) Jednak nie złamałem prawa i nie podejmowałem żadnych celowych działań łamiących prawo. Zarzuty stawiane mi przez prokuraturę są absurdalne
— stwierdził Mateusz Kijowski.
Tłumaczył, że prokuratura się myli, bo chodzi o 90 tys. zł, a nie o 121 tys. oraz nie o 9, ale o 6 faktur. I nie od listopada, a od sierpnia. Pytany o to, skąd się wzięło to dziewięć faktur, Kijowski stwierdził, że Komitet Społeczny KOD opłacił sześć faktur, a KOD opłacił omyłkowo dwie, ale pieniądze został zwrócone. Dziewiąta faktura także była omyłkowa i nigdy nie została opłacona. Sześć faktur opiewało na kwotę 90 tys. zł i jest to kwota brutto, którą otrzymała spółka, a nie on sam.
Dodał, że decyzję o tym, by płacić jego firmie podjął zarząd Stowarzyszenia KOD oraz Komitet Społeczny i oczywiście on nie brał w tej decyzji udziału.
Co ciekawe, tej uchwały nie ma na piśmie i są tylko zeznania świadków.
Nie było to dokumentowane. Wtedy w KOD mało co było dokumentowane
— mówił Kijowski.
Oznacza to, że ludzie mu zaufali, ale on nie kontrolował pieniędzy, które wpłacali.
Zapytany wprost, do jakiej odpowiedzialności się przyznaje, Kijowski powiedział, że do prawnej żadnej i dostarczył do prokuratury w Świdnicy kilkanaście kilogramów dowodów na wykonanie prac, a za 90 tys. zrobił wszystko to, co musiał.
Z kolei dopytywany o to, czy czuje się za coś odpowiedzialny moralnie przyznał:
Tylko za jedną rzecz - za to, że nie zapewniłem wystarczającego poziomu bezpieczeństwa organizacji i ruchowi, które tworzyłem. Nie zapewniłem bezpieczeństwa przed wpływami służb specjalnych i ludźmi, którzy byli celowo nasłani
— bredził Kijowski.
Dodał, że nie ma żadnych wątpliwości, że takie osoby były, bo już w 2016 roku otrzymywał sygnały z kilku źródeł, że „służby specjalne Mariusza Kamińskiego są mocno skoncentrowane na inwigilacji KOD” i nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Dodał, że osoby, które zajmowały się porządkowaniem dokumentów prawdopodobnie byli pod silnym wpływem służb specjalnych.
Ale jestem przekonany, że istotny wpływ na ostateczny sposób rozstrzygnięcia wielu spraw w KOD miał pan Kamiński
— mówił były lider KOD.
Oczywiście nie mógł nie wykorzystać okazji do tego, żeby nie ponarzekać na to, że nie może znaleźć pracy, że nikt nie chce go zatrudnić, przez obawy o kontroli skarbowej. Dodał jednak, że przez uczestników zrzutki na jego „stypendium wolności” został zobowiązany do podjęcia działalności społecznej. Dlatego też założył stowarzyszenie Wolność, Równość, Demokracja.
Dodał, że nie czuje się winny tego, że KOD skończył tak, jak skończył, ale nie było sensu walczyć, kiedy ludzie się wypalili.
Jakie są te „wszystkie grzechy Kijowskiego”, jak zapowiadała „Wyborcza”, każdy widzi, a w zasadzie nie widzi, bo sam Kijowski za nic odpowiedzialności nie bierze.
wkt/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385332-teorie-spiskowe-kijowskiego-jestem-przekonany-ze-wplyw-na-ostateczny-sposob-rozstrzygniecia-wielu-spraw-w-kod-mial-pan-kaminski