„Biała księga” w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości była naprawdę celnym posunięciem. Pokazała, że polskie władze nie boją się dyskusji o reformach, w tym także o szczegółach przyjętych rozwiązań.
To z punktu psychologicznego istotna sprawa: wręcz ostentacyjna otwartość jest sygnałem mówiącym o braku niedobrych, skrytych intencji. Utrudnia także przeciwnikom budowanie całkowicie nietrafionych skojarzeń z różnymi dyktaturami, które rzeczywiście często po cichu i z poczuciem wstydu majstrują przy regułach gry. A przecież sytuacja Polski jest zupełnie inna: chodzi o zupełnie naturalny proces odbudowy wymiaru sprawiedliwości po komunizmie i postkomunizmie.
W sprawie praworządności rozpoczyna się kluczowy etap rozgrywki. Unia Europejska jest zmęczona sporem, i chętnie odstąpiłaby od tematu po uzyskaniu jakichś ustępstw ze strony polskiej. Problem polega na tym, jakiego rodzaju mają to być ustępstwa, i czy nie zostaną w przyszłości wykorzystane do budowania kolejnej presji na Warszawę. W sferze prawa jeden ruch niesie bowiem ze sobą kolejne konsekwencje.
Zmęczona Bruksela wydaje się ogólnie akceptować zmiany w Krajowej Radzie Sądownictwa, coraz bardziej uznając - choćby po cichu - ogólną konieczność sanacji wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Wśród najpoważniejszych problemów wymienia się zaś kwestię wyroków Trybunału Konstytucyjnego, a zwłaszcza sprawę wysyłania sędziów Sądu Najwyższego na emeryturę.
Z drugiej strony, jeśli nie dojdzie do porozumienia, realnie możliwe jest powiązanie sprawy „praworządności” z unijnymi funduszami, w ten czy inny sposób. Bruksela zabrnęła bowiem tak daleko, że zachowując się biernie, ryzykuje znaczący uszczerbek na prestiżu. Tym bardziej, że procedura związana z tzw. „siódemką”, czyli art. 7., załamuje się na naszych oczach.
Dziś poparcie dla Polski ponownie zapowiedziała Litwa, zasugerowali je również premierzy Łotwy i Estonii, z którymi spotkał się w Wilnie premier Morawiecki. Nie ma jasności, czy mówili o pierwszym, czy drugim etapie procedury, ale ich wypowiedzi i tak mają olbrzymie znaczenie; pośrednio zachęcają bowiem inne rządy do podobnego zachowania. Nie ma już obawy, że każdy sojusznik Polski będzie siedział samotnie obok Węgier. I za to Litwie, która jako pierwsza wsparła tak mocno Warszawę, należą się podziękowania.
Ale, powtarzam: po raz pierwszy od wielu miesięcy porozumienie wydaje się realne. Negocjacje pomiędzy Warszawą a Brukselą dotyczą, według mojej wiedzy, spraw bardzo szczegółowych, konkretów. Chwilami przypominają wręcz negocjacje polityczne, w których niektóre kwestie odpuszcza się w zamian za inne. A to z kolei oznacza, że powoli wychodzimy z fazy konfliktu ideologicznego. A to bardzo dobry prognostyk na przyszłość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385264-porozumienie-warszawy-z-bruksela-w-sprawie-reformy-sadownictwa-jest-chyba-blizej-niz-sadzimy-rozmowy-dotycza-konkretow