Nie liczyłbym na przełom i sytuację, gdy Timmermans krzyknie z wanny „Eureka! Polska ma rację”. Dochodzi raczej do zmiany dyscypliny. O ile wcześniej był to boks między nami, a Komisją, to teraz premierowi Morawieckiemu – jak sądzę, na wyraźne polecenie prezesa Jarosława Kaczyńskiego - udało się zamienić ring na szachownicę. I okazuję się, że jesteśmy dobrzy w te szachowe klocki, a Bruksela ma tzw. „niedoczas”. Zegar tyka i jeżeli ta gra będzie się rozstrzygać właśnie na szachownicy, to wygramy
— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl Ryszard Czarnecki, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Czy prezentując w Brukseli „białą księgę” dotyczącą reformy sądownictwa, a tym samym przenosząc spór z pozycji emocji na racjonalne argumenty, Polska obrała najlepszą taktyką w relacjach z Komisją Europejską?
Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: Mając do wyboru albo dokonanie deeskalacji emocji i zejście na poziom argumentów, faktów i meritum, albo zaprzeć się na swoim stanowisku, to pierwsze jest znacznie lepsze, tym bardziej, że my nic na tym nie tracimy. Bo tak naprawdę te emocje podgrzewała Bruksela, która próbowała nas przełamać krzykiem i argumentami ideologicznymi, albo wręcz kłamstwami. Timmermans atakował bądź artykuły, których nie było w poszczególnych ustawach, bądź te zapisy, które zostały już zmienione.
Ostatnio doszło w Brukseli do spotkania ekspertów obu stron i okazało się, że nasi punktowali. Mówili: macie do nas pretensje o takie czy inne rozwiązania? Proszę bardzo, tutaj jest ustawa holenderka, niemiecka, tu jest legislacja francuska itd. Nasi eksperci wykazywali, że UE krytykuje tak naprawdę to, co funkcjonuje w innych krajach członkowskich i co nigdy nie wzbudzało żadnego sprzeciwu. W związku z tym, przechodząc na poziom techniczny, zmuszamy Unię do tego samego, co prowadzi następnie do dezideologizacji tego konfliktu, a co jest dla niej niekorzystne. A przy okazji – co jest świetne PR-owo – pokazujemy dobrą wolę, ale też podkreślamy, że nie cofamy się w sferze merytorycznej ani o krok. Unia postawiona teraz w trudnym położeniu, musi udowodnić – merytorycznie, bez krzyku i płomiennych przemówień - co takiego przeszkadza jej w polskim prawodawstwie, a co nie budzi tego sprzeciwu w legislacji krajów „starej Unii”.
Często mówi się, że Bruksela nie odpuści nam tak łatwo, ponieważ angażując się tak mocno w ten spór, nie będzie chciała stracić twarzy. Czy w takiej sytuacji rozmowy ze wszystkimi krajami członkowskimi – co zapowiedziano w ramach tzw. okrągłego stołu – będzie dla nas większą szansą, niż wyłącznie rozmowa z KE?
Oczywiście, ponieważ pokazanie krajom członkowskim UE, które będą przecież głosować w Radzie Europejskiej – zresztą to Komisja przerzuciła piłkę na boisko RE – że KE tak naprawdę prowadzi działania polityczne i odwołuje się do jakichś mitów i zafałszowań, będzie szczególne cenne. W tym momencie okaże się, że „europejski król” jest nagi, cytując dziecko z baśni Andersena .
Czyli patrząc na obecne spotkanie premiera Morawieckiego z przewodniczącym KE i prezentację „białej księgi” z perspektywy całości sporu z Brukselą, może to doprowadzić do przełomu, czy jest to wyłącznie jeden z wielu ruchów taktycznych na tej wielkiej szachownicy?
Szczerze mówiąc, tonowałbym oczekiwania. Nie uważam, żeby po stronie Komisji był wyraz dobrej woli. Ona robi raczej dobrą minę do złej gry, ponieważ merytoryczny dialog po stronie Polski uniemożliwia im kontynuowanie tego twardego ataku. Nie uważam więc, żeby dążyli tak łatwo do porozumienia. Być może Juncker tak, ale cała masa komisarzy nie chce tego ze względów politycznych. Motywowani interesami konkurencyjnymi względem Polski i kwestiami ideologicznymi, będą dalej chcieli wykorzystywać ten baseball unijny do tego, żeby nas uderzyć. Dlatego nie liczyłbym na przełom i sytuację, gdy Timmermans krzyknie z wanny „Eureka! Polska ma rację”. Dochodzi raczej do zmiany dyscypliny. O ile wcześniej było to boks między nami, a Komisją, to teraz premierowi Morawieckiemu – jak sadzę, na wyraźne polecenie prezesa Jarosława Kaczyńskiego - udało się zamienić ring na szachownicę. I okazuję się, że jesteśmy dobrzy w te szachowe klocki, a Bruksela ma tzw. „niedoczas”. Zegar tyka i jeżeli ta gra będzie się rozstrzygać właśnie na szachownicy, to wygramy. O ile nie będzie trzeba jej wymieniać.
To znaczy?
Obawiam się, że w pewnym momencie panowie z Brukseli tę szachownicę po prostu wywrócą. Ale my musimy ten dialog prowadzić, pokazując dobrą wolę, a Unia, chcąc nie chcąc, musi się do tego przystosować. Bo przecież to by źle wyglądało wizerunkowo, jeśli Polska chce dialogu, a KE się dąsa i nie che rozmawiać. Muszą rozmawiać.
Czy jakiś kompromis – nawet ze względów wizerunkowych, czy dyplomatycznych - wchodzi w takim razie w grę? Czy jednak będziemy mieli do czynienia wyłącznie z twardym przeforsowaniem racji?
Dwa obszary są poza sferą jakichkolwiek ustępstw z naszej strony – migracja i wymiar sprawiedliwości. Można za to wyobrazić sobie jakiś kompromis np. w zakresie ideologii.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385049-nasz-wywiad-ryszard-czarnecki-o-dialogu-z-bruksela-premierowi-morawieckiemu-udalo-sie-zamienic-ring-bokserski-na-szachownice