Kolejna próba wywołania tygodniówki medialnego potępienia wyboru Polaków dokonanego w 2015 roku i straszenia konsekwencjami trwania w niepokornym uporze nie udała się zbytnio. I choć są próby jej kontynuowania, to trudno będzie autorom wyplątać się z zarzutu upublicznienia fake newsa w kluczowej z punktu widzenia interesu narodowego Polski sprawie relacji polsko - amerykańskich.
Podsumujmy: nowelizacja ustawy o IPN także w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi przyniosła pewne napięcie, oczywiste od początku ze względu na wpływy izraelskie w najpotężniejszym państwie świata. W sposób naturalny odbicie tego napięcia pojawia się w notatkach polskich dyplomatów. Jedną z nich wpadła w ręce dziennikarzu portalu Onet.pl, a oni zrobili z nią to:
Zacytujmy kluczowe zdanie, napisane w czasie dokonanym i jednoznacznym:
Amerykanie wprowadzili szczególne sankcje wobec polskich władz.
To nieprawda. Boleśnie nieprawdziwa nieprawda.
Dziś autorzy tej, nie waham się tego napisać, brzydkiej manipulacji, próbują odwracać kota ogonem, sugerując, że nie napisali tego, co napisali.
Andrzej Stankiewicz, współautor artykułu, przyznał jednak w „Super Expressie”, że
Słowa „ultimatum”, „persona non grata” i „zakaz wjazdu” tam (w notatce) nie padają, to nasza interpretacja.
Szkoda, że nie podano tego wyraźnie czytelnikom, gdy pisano medialne uderzenie.
Jeszcze dalej poszedł w swoich marzeniach pan Ryszard Schnepf, (niestety) były ambasador RP w Waszyngtonie:
Jego zdaniem trudno sobie w tej chwili wyobrazić, by USA zaczęły wycofywać z Polski żołnierzy. Ale spór może eskalować, a wtedy nawet taka opcja wydaje się niewykluczona.
Jak widać, strachów, którymi można częstować niepokornych Polaków, wciąż im mało. Dalej, mocniej, ma być katastrofa, bo to jedyny wariant powrotu do władzy. Słowa te zacytowała gazeta Michnika w ogromny czołówkowym tekście, opublikowanym już po oficjalnym dementi Waszyngtonu! Wieczorem Biały Dom ogłosił, że Polska jest i pozostaje bliskim sojusznikiem, że to, co podał Onet, to fake news, a oni dalej swoje!
Linia obrony autorów medialnej wrzutki oczywiście ewoluuje. Teraz jest nią próba przeniesienia sporu z rzekomego wprowadzenia sankcji przeciw Polsce i jej liderom (nic takiego nie miało miejsca, a to było rdzeń uderzenia Onetu) na istnienie notatki MSZ (resort pośrednio potwierdził, że istnieje, ale takich analiz o potencjalnych zagrożeniach powstaje wiele). Jakby nie patrzeć, jakby nie odwracać kota ogonem, można pisać o kłopocie w relacjach z USA, ale jest kłamstwem pisanie o sankcjach, karach, represjach - na dodatek podobno już wprowadzonych.
Celnie podsumował to wszystko redaktor naczelny „Super Expressu” Sławomir Jastrzębowski:
Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden aspekt: zobaczyliśmy w tych dniach jak wygląda realny układ sił na medialno-politycznej scenie. W takich chwilach kryzysowych wychodzą na jaw wszelkie układy i układziki, powiązania, zależności. Ile środowisk medialnych było w stanie nazwać po imieniu tę próbę zdetonowania ważnego elementu naszego bezpieczeństwa? Ilu dziennikarzy nie uległo presji by podawać, już, natychmiast (coś, co okazało się kłamstwem) bo inaczej zostaną zapisane do „propagandystów”?
Przykro to pisać, ale od kilku miesięcy kolejne takie prowokacje przechodzą coraz łatwiej, coraz bliżej są progu skuteczności. A przede wszystkim - za łatwo wprawiają obóz w drgawki, nie spotykają się ze zdecydowaną i skoordynowaną odpowiedzią. Któraś kolejna może się niestety udać czyli - bo to jest cel -zmienić trwale poglądy jakiejś części Polaków.
To nie jest czerwony alarm, ale coś się w tej pisowskiej maszynie zacina, coś przestaje pracować.
O jednej z przyczyn napisałem wczoraj: To jest dla (części) obozu władzy ostrzeżenie, do czego prowadzą gierki z niemieckimi tabloidami
*Ale to tylko część obrazu*. Zakochanie w sondażach; kupowanie wpływów (pieniądze i newsy) we wrogich całemu obozowi mediach, co demoralizuje cały obóz; ukryta pogarda wobec środowisk tożsamościowych (bo my już w elicie i na salonach); zaniechanie bezpośredniej komunikacji z wyborcami - to wszystko dotyczy tylko części obozu, ale jednak, i ma swoje konsekwencje.
Chwilami mam też wrażenie, że rząd przerodził się w ambitne seminarium intelektualno-historyczne, co jest piękne, pouczające i wzruszające, ale co jest obok zasadniczych celów i oznacza prostą ścieżkę do porażki. Obóz zmian musi być blisko ludzi! Musi zasuwać i dowozić cele.
Na drugim biegunie są szybkie, chyba nie zawsze przemyślane, decyzje, jak ta o skokowej i automatycznej redukcji wiceministrów, która oznacza kilka miesięcy targów i drgawek, kto zostaje, a kto nie. Jasny, przejrzysty regulamin przyznawania nagród, ograniczonych w jakimś powiązaniu z pensją, byłby chyba lepszym sposobem wyjścia z kryzysu nagrodowego. Inną możliwą drogą mogłoby być usztywnienie budżetu na nagrody.
Na dodatek, choćby w sprawie ustawy o IPN, znowu wystąpił mechanizm przedkładania interesu wspólnego (szybkie wygaszenie konfliktu) nad mało chwalebny cel polityczny (osłabienie konkurentów, którym można przypisać winę). Zabrakło kogoś, kto wziąłby to ”„na klatꔄ, nakreślił ścieżkę wyjścia i ją zrealizował, ale znalazło się wielu, którzy zaczęli puszczać przecieki do niemieckich mediów o tym, kto nie odebrał telefonu z USA (zwalamy na prezydenta), a kto nie wziął pod uwagę ostrzeżeń MSZ (zwalamy na ziobrystów). Dobrze znany to mechanizm z lat 2005-2007, kiedy rzekomi cudotwórcy tak właśnie rozwalali de facto obóz pisowski.
Wrócił, co piszę ze szczególnym smutkiem, zły duch spindoctorów, którzy intrygują, skłócają ludzi, na potęgę używają wpływów medialnych w obozie III RP do rozgrywania dobrej zmiany. Pamiętajmy: podwójne wybory 2015 roku wygrały nie sztaby złożone z takich sztukmistrzów, ale socjologów, politologów, doświadczonych, dobrze czujących politykę, działaczy. Słowem: nie była to złudna droga na skróty, ale trudny normalną trasą marsz.
Chcę jasno podkreślić: to nie jest żaden czerwony alarm, jest wiele sukcesów i udanych dni. Ale za często zdarzają się ostatnio takie, w których ze strony obozu rządowego nie przebija się pozytywny komunikat, a temat debaty narzuca opozycja i przede wszystkim jej media, silniejsze niż kiedykolwiek, rozgrzane politycznie do czerwoności.
Jeśli ktoś wie, pamięta, z jakim trudem została możliwość zmieniania Polski wywalczona, ten nie może zamykać oczu na te alarmujące sygnały.
Czas przemyśleć, czy na pewno dobrze to wszystko poukładano.
Czas się pozbierać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/384939-po-onetowej-prowokacji-to-nie-jest-czerwony-alarm-ale-cos-sie-w-tej-pisowskiej-maszynie-zacina
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.