Są fake-newsy (po polsku – informacje wyssane z palca, kłamstwa powtarzane publicznie w dobrej lub złej wierze), które kompromitują wyłącznie ich autorów, choć zawsze obryzgują błotem bohaterów „newsa”. I są takie, które szkodzą krajowi. A więc nam wszystkim, z wyłączeniem tych, którzy Polsce życzą jak najgorzej – na ogół za pieniądze. Chłopcy z Onetu (nazwałbym ich inaczej, gdyby potrafili przeprosić) – Andrzej Gajcy i Andrzej Stankiewicz (obaj z „Rzepy” przejętej przez Hajdarowicza) są dziś z siebie i własnej opowieści o „sankcjach Białego Domu wobec polskich władz” bardzo zadowoleni. Gajcy zdążył już zadrwić z tych, którzy „mądrzą się, nie znając dokumentów”. Stankiewicz nie umie przyjąć do wiadomości, że w najlepszej dla nich interpretacji – ktoś się nimi posłużył, jak granatem wrzuconym do szamba. Chłopcy nadal „rżną” wielkich dziennikarzy śledczych, bo często w swoich „newsach” i „politycznych analizach” opierali się na źródłach anonimowych, „dobrze poinformowanych”, „zbliżonych do określonych środowisk”, „naszych”.
Afera „Onetgate” to zatem naturalna konsekwencja działalności Onetowego „Łudłorda” z Onetowym „Bernsztajnem”’. Tym razem jednak ego przerosło rozsądek o dwie długości. Nawet, gdyby była jakaś „tajna notatka” kilku amerykańskich polityków, to po pierwsze – jako pierwsze poinformowałyby o niej media amerykańskie, ze znacznie lepszymi dojściami, a przede wszystkim – od czasu izraelskiej nagonki na Polskę – nastawione do władzy w Warszawie bardzo nieprzyjaźnie. Ale – powtórzę – nawet, gdyby taka „notatka” była, to nic i nikt nie jest w stanie usprawiedliwić teorii Onetowych chłopców o możliwych sankcjach militarnych USA wobec Polski i natychmiastowych sankcjach dyplomatycznych. O „zamknięciu Białego Domu” dla polskiego prezydenta i premiera. O „brutalnym ultimatum” wobec Polski, w związku z ustawą o IPN.
Kiedy „Rzeczpospolita” wypuściła jakiś czas temu fake-newsa o tym, iż Marine LePen „chce z Kaczyńskim demontować Unię Europejską”, redaktor naczelny, pod naporem opinii publicznej, wydał z siebie coś na kształt przeprosin za zbytnie „podkręcenie” tytułu i artykułu. Ale w przypadku wczorajszego tekstu na Onecie widać było od początku, jak bardzo jego autorzy, a już na pewno ich podszeptywacze (mocodawcy?) chcieliby, by rzecz była prawdziwa. Niestety – dla nich, nie jest. I wiemy już, że ktoś kłamie: albo Departament USA, albo Onet. Pogardliwe dla Czytelników brednie, rozsyłane dziś przez znane „mieszadełka” pokroju Dominiki Wielowieyskiej lub autorki „Do Rzeczy”, Kataryny – iż to „dyplomatyczna normalka”, więc Amerykanie muszą zaprzeczać (Kataryna) lub „wcale nie zaprzeczają” (Wielowieyska, Węglarczyk) są, przykro to powiedzieć, niewarte nawet splunięcia.
Cóż, mleko się rozlało, więc spluwanie na „fejkowców” nabrało już rozpędu i ma miejsce na wszystkich forach internetowych. Polacy bezbłędnie wyczuwają różnicę między dziennikarską pomyłką, nawet „podkręcanką”, a celową dezinformacją uderzającą w polską rację stanu. Warto obserwować, kto jeszcze chciałby się, poza Onetem i jego „gieniusiami”, na tym ordynarnym „gie-newsie” wypromować.
I jeszcze jedno – dwa „przypadeczki” aż kłują w oczy w tej zgniłej historii. Fake-newsa o „sankcjach USA” wobec polskich władz wypuścił akurat ten portal, który niedawno pytał na pierwszej stronie: „Czy PiS sfałszuje wybory samorządowe?”. A Grzegorz Schetyna od rana próbuje udowodnić, iż dementi rzeczniczki Departamentu Stanu USA „to nie jest dementi”. Reszta niech będzie milczeniem. Owiec i baranów.
-
Czterysta lat USA na 800 stronach jednej książki: „Historia USA” - Maldwyn A. Jones. Publikacja zawiera mapy, szereg interesujących danych statystycznych i obszerną bibliografię. Do kupienia „wSklepiku.pl”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/384832-najwiekszy-portal-w-polsce-uderzyl-w-polska-racje-stanu-to-przestalo-byc-smieszne