„Porządek prawny, który zapewnia wolność dla każdego, to podstawowa rzecz” – mówił kiedyś Mateusz Kijowski. Dziś wiemy, co kryło się za tym postulatem. Niestety, porządek prawny w Polsce wciąż nie dorasta do pięt jego idei,, więc „wolność” – owszem, ale dla każdego, to już nie. A przecież lider KOD tłumaczył wyraźnie, że „Inicjatywa pojedynczych ludzi jest ważna, ale odpowiedzialność społeczna też. W tym sensie, żeby swój sukces umieć połączyć z jakąś formą troski o tych, którym się nie udało”. Już wtedy słowa te mogły dawać do myślenia nawet tym, którzy na ogół myśleniem nie zawracają sobie głowy. Bo przecież Kijowski próbował to wprowadzić w życie. Niestety, na drodze „połączenia własnego sukcesu z troską o tych, którym się nie udało”, czyli np. nim samym, stanął mu, jakżeby inaczej. kaczystowski reżim.
Mamy zatem dramat. Tragedię antyczną. Pisowscy siepacze podnieśli rękę na jednego z najważniejszych ludzi totalnej opozycji, wybitnego informatyka i trybuna ludowego. To oczywiście opinia nie moja. I pewnie nawet nie politycznych przyjaciół Kijowskiego, ale złamanego grosza nie postawiłbym na to, że w niektórych polskich domach takie właśnie „myślenie” nie zostało dziś włączone. Nienawiść części ulicznych zadymiarzy, walczących „w obronie demokracji”, w rzeczywistości zaś wyłącznie o to, by demokracja ta nigdy więcej nie oznaczała rządów Tych, Których Wybierać Nie Wolno, już dawno przekroczyła granice zdrowego rozsądku. Szloch nad losem Kijowskiego rozlega się tam więc od rana i potrwa do późnych godzin wieczornych.
Bo to ludzie, delikatnie mówiąc, dość dziwni. Nie przeszkadzają im ohydztwa krzyczane podczas gasnących marszów i śmiesznych paradek nierówności pod sufitem. Wrzeszczą, że Kaczyński to „Kain”, że „zabił brata”, że wprowadził dyktaturę. Rzucają się po chodnikach w pozycji „na Frasyniuka”, ale gdy dziennikarze podchodzą z pytaniem „O co chodzi w tej demonstracji”, w najlepszym razie zaczynają mruczeć pod nosem cytaty z pierwszych stron „Gazety Wyborczej”. W najlepszym, bo mogą przecież, jak pan „Farmazon”, zwyzywać od „k…”.
Bardzo im współczuję. To musi być szok. Nie, nie to, że ich ulicznemu idolowi grozi dziś do ośmiu lat więzienia – za wspólne ze skarbnikiem KOD, Piotrem CH. poświadczenie nieprawdy na 18 fakturach i przywłaszczenie 121 tysięcy złotych. Szok musi brać się z milczenia dawnych przyjaciół Kijowskiego. Jak mogą nie stawać w jego obronie wszyscy ci, z którymi ściskał się na marszach w obronie państwa prawa? Jak mogą, skoro wielokrotnie zapewniał, iż nie pobiera od KOD żadnego wynagrodzenia, a jego żona tłumaczyła, że „gdyby nie Mateusz, KOD dawno padłby ofiarą hakerów”?! Niestety, już wtedy ludzie, którzy naprawdę, nie na niby, opiekowali się stroną internetową KOD, twierdzili, że to wszystko bujda na resorach. Bo Kijowski nie wykonywał ŻADNYCH tego typu prac. Gorzej, że wkrótce potem, korzystając z resztek zdrowego rozsądku także zarząd KOD oznajmił, iż nie było żadnych ustaleń, na mocy których pan Mateusz mógłby sobie wypłacać pieniądze ze zbiórek lub sponsorskich datków. No, nie dramat?
Aż chciałoby się napisać – pokaż mi swego idola, a powiem ci, kim jesteś. Ale przecież nie byłoby kultu Mateusza Kijowskiego, gdyby nie wywindowali go na pozycję „króla ulicy” politycy tacy, jak Grzegorz Schetyna czy Ryszard Petru. Nie byłoby zachłyśnięcia się antypisowskich środowisk liderem Komitetu Obrony Demokracji, gdyby nie dopieszczała go, tydzień w tydzień, „Gazeta Wyborcza”. A „wyżebrana” przez Różę Thun - Nagroda Parlamentu Europejskiego, po której o demokracji dyskutował z Kijowskim sam Adam Michnik? Listy pochwalne pisał Lech Wałęsa, bronił przed krytyką sam Jacek Żakowski, pisząc o niepłaceniu przez Kijowskiego alimentów, iż „w Polsce od pokoleń mężczyźni zostawiają kobiety z dziećmi i idą na wojnę”. Wywiady nieomal „na klęczkach” robili i Justyna Dobrosz-Oracz, i Monika Olejnik, i Maciej Stasiński, i Wojciech Maziarski. Ten ostatni nawet po wypłynięciu oszustw pisał:, „Kijowski nabroił. Ale ile zrobił dobrego?”.
Zresztą, kto chce, niech poszuka cytatów, mamy ich do wyboru, do koloru, a co jeden, to bardziej pochwalny. Dość przypomnieć, że błyskawicznie stał się Kijowski wielką nadzieją niemal wszystkich środowisk, które w programie politycznym zapisaną mają dożywotnią walkę z PiS i Kaczyńskim. Z powodów na ogół wiadomych, i niech KOD-ziarska walka o ubeckie emerytury będzie tu najbardziej wymownym symbolem. Łykano wtedy każdy, kit, każdą brednię wielbiciela ajfonów i motorów. Nawet taką:
Jeżeli popatrzymy na liczbę ofiar terroryzmu islamskiego w Polsce i Europie i na liczbę terroryzmu chrześcijańskiego, czy innych wydarzeń to okazuje się, że terroryzm islamski nie jest zagrożeniem.
Długo jeszcze będziemy z czułością pamiętać o wszystkich tych, którzy w ślad za liderami PO, Nowoczesnej czy PSL widzieli w Kijowskim „swojaka” wiodącego ciemny lud na barykady, by to oni mogli wrócić do tzw. żłobów i koryt, ku uciesze pompujących go mediów. Czy Parlament Europejski, który dał mu swoją Nagrodę Obywatelską, wycofa się z tamtej kompromitacji, czy może uzna Kijowskiego za więźnia politycznego? Czy lobbująca wtedy w pocie czoła pani Thun przeprosi, czy zapadnie się pod ziemię ze wstydu?
Przyznam się bez bicia piany - marzy mi się wielki marsz w obronie Mateusza K. Nigdy dość kompromitacji ludzi traktujących swoich wyborców jak zbieraninę frajerów do dojenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/384660-czy-parlament-europejski-cofnie-swoja-nagrode-dla-mateusza-k-czy-roza-thun-przeprosi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.