To nie jest tylko sprzeczka dwóch byłych kumpli ani przewidywalny „strzał” w kandydata na prezydenta Warszawy. Ciężkie zarzuty wobec Rafała Trzaskowskiego wysuwa człowiek, który bardzo dużo wie o funkcjonowaniu Platformy Obywatelskiej. Oficjalnie Michał Dzięba jest lekceważony, ale liderom PO strach zagląda w oczy – piszą na łamach najnowszego wydania tygodnika „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło.
Dziennikarze w artykule opisują, kim dla PO jest Trzaskowski oraz jakie nadzieje, emocje i oskarżenia ciągnie za sobą jego start w wyborach samorządowych.
W tegorocznej kampanii samorządowej miał być wręcz wybawieniem dla PO. Ratunkiem przy próbie zmazania wizerunku skompromitowanych samorządowców – prezydentów dużych miast (jak Hanna Gronkiewicz-Waltz czy Paweł Adamowicz) i możliwością pokazania nowej twarzy partii.
Kampania w Warszawie jeszcze nie wystartowała, a już lecą w niej wióry i padają niezwykle mocne oskarżenia. Trzaskowski jest pod ostrzałem swojego dawnego kolegi, Michała Dzięby. Z jednej strony mamy doniesienia o przyjęciu sporej gotówki na kampanię wyborczą w 2009 r., ale też obyczajowe, dotyczące zażywania narkotyków i udziału w sex party, z drugiej – zarzuty choroby psychicznej i zapowiedź pozwu o naruszenie dóbr osobistych.
Co właściwie zarzuca Trzaskowskiemu jego były współpracownik? Najbardziej zależy mu na tym, by do opinii publicznej przebiła się informacja o nieprzejrzystym finansowaniu kampanii wyborczej do europarlamentu w 2009 r. Chodzi o 150 tys. zł, które Trzaskowskiemu, kandydatowi PO z niższego miejsca, miał wręczyć lobbysta Marcin Ciok, współwłaściciel wraz z Jackiem Łęskim nieistniejącej już dziś agencji PR Aimcomms. Dzięba twierdzi, że był świadkiem, jak Ciok chwalił się, iż „dał Rafałowi 150 tys. zł na kampanię, bo bidny Rafał nie miał tych pieniędzy”.
Marek Pyza i Marcin Wikło próbują odpowiedzieć na pytanie, kim właściwie jest Michał Dzięba i jaki jest jego cel.
Jaki jest cel Dzięby? Skąd ten raptowny atak na Trzaskowskiego? Tłumaczy, że chce pomóc wyborcom w lepszym poznaniu kandydata PO i wyrobieniu sobie zdania. „Tu chodzi o Warszawę i Polskę” – napisał w internecie. Nie pachnie to jednak czystym altruizmem. Zwłaszcza że skala ujawnianych przez Dziębę patologii na zapleczu PO dotyka nie tylko byłego ministra cyfryzacji, lecz całej jego formacji. Dlaczego Dzięba nagle, po kilku latach, przypomniał sobie o „dilach”, jakich dokonywali „złoci chłopcy” Platformy? Gdzie był ze swoimi rewelacjami przez całe lata? To pytania, na które sprawca przedwyborczej burzy nie udziela jasnych odpowiedzi.
Trzaskowski mówi i pisze teraz o Dziębie bardzo lekceważącym tonem. To może być tylko fasada, bo musi przecież wiedzieć, że jego były kolega ma ogromną wiedzę o funkcjonowaniu PO; że wraz z innymi „złotymi chłopcami”, Marcinem Rosołem i Piotrem Wawrzynowiczem, był bardzo blisko samego jądra partii. Mieli wpływ na kluczowe decyzje personalne w najważniejszych spółkach skarbu państwa i byli zaufanymi ludźmi szefów PO – Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny – gdy ci jeszcze grali w jednej drużynie. Również dosłownie, gdyż i młodzieży zdarzało się poharatać w gałę z kierownictwem. To był kolejny stopień wtajemniczenia, bo nie tyle liczyć się miała sama gra, ile późniejsze rozmowy w szatni. Sami swoi.
Więcej w nowym numerze tygodnika „Sieci”, dostępnym w sprzedaży od 5 marca, także w formie e-wydania.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/384360-haki-zlotych-chlopcow-sieci-ciezkie-zarzuty-wobec-trzaskowskiego-wysuwa-czlowiek-ktory-bardzo-duzo-wie-o-funkcjonowaniu-po