Po 161 dniach od wrześniowych wyborów Niemcy mają wreszcie stary, nowy rząd. Tzn. tak jak do tej pory rządzić będzie wielka koalicja chadeków i socjaldemokratów. Innej możliwości nie było. Gdyby CDU/CSU i SPD się nie dogadały, musiałyby być rozpisane wybory po wyborach, a te mogłyby skończyć się dla nich opłakanym skutkiem.
W kwestii formalnej, najpierw były próby utworzenia egzotycznego gabinetu chadeków, liberałów i zielonych, zwanego (od barw tych partii) „koalicją jamajską”. Z tego planu wyszły jednak nici, co było do przewidzenia; ich różnice ideowe i programowe okazały się nie do pogodzenia. Ostatnią deską ratunku dla samej kanclerz Angeli Merkel dla utrzymania się u władzy (co prawda CDU/CSU wygrały we wrześniowych wyborach, ale z bardzo mizernym rezultatem), a także dla przegranych i dołujących obecnie w sondażach socis była - jak mawiają Niemcy – jedynie GroKo (skrót on nazwy: wielka koalicja). Podczas rozmów koalicyjnych było zgrzytanie zębów, ale i w tym przypadku ich finał był do przewidzenia: kontynuacja wspólnych rządów. Co to oznacza dla Niemiec?
Najkrócej mówiąc, kilka korzystnych i niekorzystnych zmian, oraz rządy CDU/CSU-SPD w trybie warunkowym. Tak więc w ciągu trzech lat ma być m.in. zniesiony „dodatek solidarnościowy”, czyli koszty, jakie dźwigali wszyscy Niemcy na rzecz odbudowy wschodnich landów (dodatek ten wprowadzony po zjednoczeniu z dawną NRD), podwyżce ulegną dodatki na dzieci (o 25 euro miesięcznie), w tym odrębnie podwyższone będą dopłaty na potomstwo dla najmniej zarabiających. Więcej pieniędzy mają też otrzymać szkoły („tzw. pakt dygiutalny”), które będą też miały obowiązek zapewnić całodzienną opiekę uczniom pracujących rodziców. Ograniczeniu ulegnie możliwość zatrudniania pracowników na umowach terminowych. Emerytury mają do 2025 roku roku być nie mniejsze niż 48 proc. dochodów, ponadto od przyszłego roku przywrócone zostanie równorzędne obciążenie pracodawców i pracobiorców składkami na rzecz ustawowego ubezpieczenia zdrowotnego. I kwestia ostatnia, wprowadzony będzie centralny rejestr i ujednolicone w całych Niemczech postępowanie azylowe, zaś imigranici (w stosowanej terminologii: „uciekinierzy”) będą mogli sprowadzać swe rodziny, ale „nie więcej niż tysiąc osób miesięcznie.
Konia z rzędem temu, kto ten ostatni, kompromisowy zapis rozumie. Kompromisowy, gdyż chadecy (zwłaszcza siostrzana partia CSU) domagali się zdecydowanych ograniczeń dla imigrantów, o czym znów socjaldemokraci nie chcieli słyszeć. Ostatecznie zawarto „porozumienie”, które nie satysfakcjonuje żadnej ze stron. To już jednak nie ma znaczenia, partyjne doły dały zielone światło dla kontynuacji GroKo. Czyli, po 161 dniach od wrześniowych wyborów Niemcy mają stary, nowy rząd, i nowy problem, jako że tym samym do rangi największej i najważniejszej partii opozycyjnej urasta w Bundestagu polityczna nowicjuszka, Alternatywa dla Niemiec. Wiąże się to m,in. z obsadzaniem przedstawicieli tej populistycznej partii w komisjach parlamentarnych, z pierwszeństwem zabierania głosu w toczących się debatach itp. Niczego to jeszcze nie przesądza, ale w niektórych sondażach AfD już wyprzedziła SPD i istnieje prawdopodobieństwo sporych zmian na niemieckiej scenie politycznej z niewiadomymi skutkami.
Po prawdzie już się zaczęło. W niemieckich mediach stała się dziś głośna sprawa przewodniczącego komisji budżetowej Petera Boehringera z AfD, który jakoby nazwał rządy GroKO „huntą Merkel i Gabriela” (Sigmar Gabriel z SPD był dotychczasowym wicekanclerzem i szefem niemieckiej dyplomacji). Federalny minister sprawiedliwości Heiko Maas (CDU) nazwał te wypowiedzi „obrzydliwymi” i „odrażającymi”. Już tylko na tym przykładzie można się spodziewać zaostrzenia języka w polityce wewnętrznej RFN. Alternatywni stoją przed szansą umocnienia swej pozycji, pozostaje tylko pytanie, czy i na ile zdołają ją wykorzystać. Sama wielka koalicja także stoi pod znakiem zapytania: każda z partii w tym wymuszonym układzie liczy na poprawę swych notowań, jednakże GroKo sprzyja zacieraniu się różnic pomiędzy CDU/CSU i SPD, Co więcej, socjaldemokraci zamierzają po dwóch latach dzielenia władzy z chadekami dokonać podsumowania, czy i na ile spełniane są ich postulaty. W praktyce może to oznaczać tzw. konstruktywne wotum nieufności w Bundestagu i rozpisanie przedterminowych wyborów już w połowie kadencji.
Tymczasem Niemcy odetchnęli z ulgą, bowiem wkrótce zostanie zaprzysiężony stary, nowy gabinet kanclerz Angeli Merkel, z drobnymi zmianami personalnymi. Głęboki oddech ulgi da się też słyszeć z brukselskich kręgów. Jest to wszakże spokój pozorny, bowiem wewnętrzna rozgrywka na niemieckiej scenie politycznej z Alternatywą w roli „Jokera” dopiero się rozpoczyna…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/384340-161-dni-w-bolach-niemcy-maja-wreszcie-stary-nowy-rzad-pozostaje-pytanie-na-jak-dlugo