Wczorajszy list przewodniczącej Nowoczesnej, Katarzyny Lubnauer do „The Times of Israel”, a także jej wcześniejsze wezwania do głosowania za rezolucją Parlamentu Europejskiego przeciw Polsce, nasycone są intencjami jasnymi jak słońce. Peru i okolic. „Apeluję do wszystkich przyjaciół Polski na całym świecie: nie opuszczajcie nas w tym trudnym czasie” – pisze Lubnauer, rzecz jasna, nie w imieniu Polaków, którzy nawet w sondażach dla mediów totalnej opozycji wskazują, że to PiS wciąż cieszy się ich największym zaufaniem. „Nie opuszczajcie nas” – to wezwanie totalnej opozycji.
Wezwanie, dodajmy, idealnie wpisujące się w definicję „łabędziego śpiewu”. Bo z dwóch najważniejszych punktów programu Walki o Powrót Do Tego, Co Było, czyli uruchomienia Ulicy oraz Zagranicy, został im już tylko ten drugi. Nieprzypadkowo nowy szef KOD, Krzysztof Łoziński łka na łamach zaprzyjaźnionych mediów, iż „nie da się zapędzić siłą ludzi na ulice”. I nie bez powodu Elżbieta Pawłowicz, wespół z lubym jej sercu Mateuszem Kijowskim organizują kolejną zbiórkę pieniędzy na życiowych nieudaczników, którzy „tak bardzo zaangażowali się w politykę, że zapomnieli o życiu zawodowym i prywatnym”.
Po prostu – Ulica nie żyje. Owszem, da się jeszcze wyciągnąć z domów podstarzałe feministki z d… na ramieniu, by po raz ostatni w życiu zakrzyknęły; „Ręce precz od naszych macic”, można ściągnąć Barbarę Nowacką z Bali, by niczym Ryszard Petru przekonywała, iż reżim w Polsce panuje tak okrutny, że musi co parę miesięcy ewakuować się do ciepłych krajów, by chociaż bananów sobie pojeść, ale – powtórzę – Ulica jest martwa. Widać to zresztą nie tylko po żałosnej frekwencji na przeróżnych marszykach i paradkach „UBrońców dymokracji”, ale także - po kolejnych histerycznych wypocinach z ulicy Czerskiej. Czuchnowski rozdziera kalesony w obronie Jaruzelskiego i Kiszczaka, Kurski Jarosław tnie sobie łamy do krwi wezwaniami do boju. Ale o co im chodzi – tego już nawet statystyczny leming nie jest w stanie ogarnąć. Swoje zrobiły kolejne kompromitacje opozycji totalnej. Jak widać – umycie rączek to nieco za mało, jak na skalę afer, oszustw i zwyczajnego złodziejstwa, jakie było udziałem ludzi z poprzedniego rozdania.
Zostaje więc tylko Zagranica. Europosłowie Platformy Obywatelskiej występują jawnie przeciw Polsce, popierając ewentualne sankcje z Brukseli, które – o ile weszłyby w życie, ale nie wejdą – dotknęłyby całe społeczeństwo. Po nas choćby potop – wrzeszczą ludzie pokroju Janusza Lewandowskiego, Michała Boniego czy Róży Thun, i nie miejmy złudzeń, że odbywa się ta żałosna targowica bez błogosławieństwa ich politycznego guru – Kierownika Tuska. Nie pisnęliby bez jego zgody nawet wtedy, gdyby ich Frasyniuk w tyłki gryzł. Taka jest zatem Wielka Koncepcja Kierownika – im gorzej o Polsce, tym lepiej dla PO-liski, czyli „państwa teoretycznego”, którego zasady określa Front Jedności Przekazu z siedzibą przy Czerskiej, róg Wiertniczej. Nie chcą, nie potrafią, nie umieją zrozumieć, że „to se ne wrati”. Że przez ostatnie dwa lata, i – miejmy nadzieję – przyszłe dwa – polskie społeczeństwo otworzyło oczy na to, co od 1989 roku ludzie Michnika próbowali (zgodnie z ustaleniami Okrągłego Cyrku) przed nimi zasłaniać. Wściekłość, gniew, agresja, histeria – to wszystko normalne. Oglądaliśmy to w wielu komediach, gdy zakłamany pajac nieudacznik musi spakować swoje rzeczy i wyjść z firmy bez biletu powrotnego. Tyle, że w komediach to z reguły bohater drugoplanowy. W Polsce po 1989 roku z takich właśnie jednostek stworzono cały Obóz Władzy. Niech Lech Wałęsa, ze swoją prawdziwą, nie podręcznikową, odwagą i uczciwością, będzie tu najlepszym przykładem.
O to toczy się dziś prawdziwa walka. Kto chce, niech ją nazywa „wojną polsko-polską”, kto chce, niech rzuca pojęciami typu „resortowi kontra AK”, obie teorie są nieco fałszywe. Bo to pojedynek między ludźmi kochającymi Polskę, polską tradycję, wartości, bohaterów i polską Historię, pełną zakrętów, ale ostatecznie zawsze wiodącą ku Dobru, a ludźmi (tak, wiem, że część z nich woli zachowywać się nieludzko), którzy Polski nie cierpią, choć mają ją wpisaną w dowód i paszport. Nie cierpią z różnych powodów. Część rzeczywiście wychowała się w domach oprawców, inni wyssali tani konformizm z mlekiem matki, jeszcze inni naczytali się „Wyborczej” i naoglądali TVN. Ich problem leży głęboko w ich psychice – wiedzą wyłącznie, jakiej Polski nie chcą. Po pierwsze – katolickiej (nie mylić z inkwizycyjną, której – jak mniemam – poza paroma wariatami nie chce nikt). Po drugie – sprawiedliwej. Bo doją „frajerów” od trzeciego pokolenia. Po trzecie – niepodległej. Bo sami zginali, zginają i będą zginać kark przed każdym, kto wepchnie za dekolt kilka dodatkowych dolarów, rubli czy euro.
Takim właśnie planktonem żywi się dziś totalna opozycja. Rekiny buszujące w zbożu z poprzedniego rozdania. Ale Ulica, jako się rzekło, jest już martwa. Pozostaje Zagranica. Z jej dotacjami, głaskaniem po łebkach, mniejszościową propagandą oddającą bezdomne dzieci nieszczęśliwym lalusiom, dla których mają one stanowić dowód, ze „wszystko jest normalnie”. Nie jest.
Kwesta, czyja będzie Polska, mimo lat Totalnej Pogardy mediów i władzy - dla ludzi chcących żyć właśnie w Polsce, nie w PO-Lis-ce, wydaje mi się rozstrzygnięta. Pozostaje zatem odpowiedź na inne pytanie: czy PiS-owi wystarczy determinacji, by taką Polskę Polakom przywrócić ostatecznie, czy też przeróżne zmiękczenia, zależności, biznesowe mikropajęczynki i ponadpartyjne pożądanie kasiorki - zdecydują o tym, że droga do normalności i pełnej suwerenności będzie nieco dłuższa.
Zagranicy, pani Lubnauer, nic do tego. Ba, to w kontrze do niej właśnie budzi się polskie społeczeństwo. Wbrew Schetynie, Tuskowi, Petru i wszystkim tym, którzy uwierzyli tej ferajnie na słowo, że nie da się dziś Polakom zaoferować niczego lepszego niż PiS. Podpowiem skrycie – owszem, da się. Ale do tego trzeba choć przez chwilę pomyśleć o Polakach, nie o własnym korycie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/384266-czy-totalsi-chca-tu-wjechac-na-zagranicznych-lufach-gdzie-sa-granice-po-bladzenia