W czwartek 1 marca weszła w życie nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. W czwartek też ruszyły w Izraelu rozmowy specjalnych zespołów przygotowanych przez Warszawę i Tel Awiw - właśnie na gruncie wspomnianej ustawy. W tle są jednak nie tylko dobre relacje z Izraelem, ale przede wszystkim - ze Stanami Zjednoczonymi, których przedstawiciele czekają na efekty.
Sytuacja jest poważna i nie wygląda to przesadnie dobrze
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl bez ogródek jeden z polityków rządowych.
Chodzi o nastawienie strony amerykańskiej, która od dobrych kilku tygodni naciska na Warszawę w sprawie ustawy o IPN. Najpierw, jeszcze w styczniu, przed przegłosowaniem ustawy i podpisem prezydenta, pojawiały się mocne sygnały ze strony Waszyngtonu, by dwa razy zastanowić się nad treścią przyjmowanego prawa. Jak słyszymy, analizy i przestrogi lądowały na odpowiednie biurka w Warszawie, ale bez większej reakcji. Następnie Amerykanie próbowali wpłynąć na to, co się dzieje przez Pałac Prezydencki, a wreszcie - poprzez notatki wysyłane nieformalnymi kanałami, włącznie z sugestią dotyczącą baz żołnierzy USA stacjonujących w naszym kraju. Presja jest spora: jeśli Polsce uda się sprawnie zażegnać konflikt, to straty okażą się minimalne. Jeśli jednak argumenty Warszawy nie okażą się skuteczne, chłód na linii Polska - USA może okazać się większy niż przewidywano.
Potwierdza się również to, co o całym problemie napisał czwartkowy „Dziennik Gazeta Prawna”.
Amerykanie dają do zrozumienia, że do czasu uregulowania sporu z Izraelem polskie władze nie mogą liczyć na spotkania z najważniejszymi przedstawicielami USA
— czytamy na łamach „DGP”.
Pierwsze negatywne efekty tego stanu rzeczy administracja pana prezydenta miała poznać podczas wizyty w Korei Południowej. To jednak tylko przygrywka do prawdziwego testu polsko-amerykańskich relacji, czyli polskiego przewodnictwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, które przypada na maj tego roku. Wówczas na pewno w USA pojawi się prezydent Andrzej Duda, być może również inni ważni polscy politycy. Gdyby klincz w relacjach przeciągnął się do wiosny, a Waszyngton nadal „zamrażał” kontakty na najwyższych szczeblach, polscy dyplomaci stanęliby przed realnym problemem.
W tym kontekście jeszcze ważniejsza staje się misja zespołu kierowanego przez Bartosza Cichockiego, wiceministra spraw zagranicznych. Polska delegacja pojechała z dość jasną (choć nieoficjalną) ofertą: interpretacja przyjętego prawa przez TK ma być wiążąca i na tyle precyzyjna, że nie pozostawi wątpliwości co do stosowania zapisów. Nikt nie ma mieć też wątpliwości w sprawie wolności słowa, prac badawczych czy publicystycznych. Tym samym potwierdzają się informacje, o których pisaliśmy w środę na naszym portalu w kontekście oczekiwania na orzeczenie Trybunału.
Czy takie zapewnienie wystarczy, by wyjść z tego klinczu? To kluczowe pytanie, tym bardziej, że tuż po tym, jak polski zespół opuści Izrael, premier Beniamin Netanjahu poleci do USA, gdzie zapewne zda relację z rozmów z Polakami. A, czy to nam się podoba, czy nie, od nastawienia Netanjahu w sporym stopniu będzie zależeć nastawienie Amerykanów.
Pierwsze, nieoficjalne reakcje ze strony naszych dyplomatów rozmawiających z przedstawicielami Izraela są umiarkowanie pozytywne. Ale jak w poważnej i dużej polityce - to nie odczucia będą się liczyły, a konkrety.
Równolegle do misji zespołu kierowanego przez wiceministra Cichockiego prowadzone są działania przez innego wiceszefa MSZ, Marka Magierowskiego. Były rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy (dziś kandydat na ambasadora w Izraelu) przekonuje do polskich racji środowiska w Waszyngtonie.
Myślę, że udało mi się przekonać kilka osób, że wolność słowa po wejściu w życie tej ustawy absolutnie nie będzie zagrożona
— ocenił Magierowski w środę.
Oprócz rozmów prowadzone są też działania o, nazwijmy to, miękkim charakterze, tzw. soft power. Na tym polu warto wyróżnić tekst Jarosława Gowina opublikowany na łamach izraelskiego dziennika „Haaretz”. Wicepremier tonuje w nim emocje i apeluje o rozsądek; tekst zresztą został ponoć nieźle przyjęty w Izraelu. W piątek ukaże się w wersji papierowej, ma zostać również przetłumaczony na język hebrajski.
Przedstawiciele polskiej administracji zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. To stąd dmuchanie na zimne i przesunięcie terminu procedowania ustawy o specjalnym dniu poświęconym Polakom ratującym Żydów w trakcie II wojny światowej. To stąd też szybka akcja w Sejmie i usunięcie Michała Szczerby (PO) z funkcji przewodniczącego grupy polsko-izraelskiej w parlamencie. Rządowi i parlamentarni politycy PiS otrzymali również jasny sygnał, by wstrzymać się z wypowiedziami w tej sprawie. Wszystko po to, by nie padło ani jedno słowo za dużo, by nie dawać najmniejszego nawet pretekstu do otwarcia kolejnego rozdziału w tym sporze.
Po rekonstrukcji - także dyplomacji - miało być ocieplenie i nowe otwarcie, a jest permanentne gaszenie pożaru
— ocenia inny z moich rozmówców znających kulisy negocjacji.
Polski rząd - a głównie polska dyplomacja - stanęły dość nieoczekiwanie (choć po części na własne życzenie) przed wielkim wyzwaniem i sporym crash-testem już na początku swojego działania po rekonstrukcji. Od skuteczności działań na poszczególnych odcinkach, o jakich wspomniałem, będzie zależeć nie tylko przyszłość (na razie najbliższa) relacji z Izraelem i USA, ale być może również polityczny los wielu członkow tej ekipy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383979-relacje-z-izraelem-kontakty-z-usa-w-tle-rozmow-wokol-ustawy-o-ipn-toczy-sie-naprawde-wielka-gra-co-ugra-polski-rzad