Choć wicepremier Jarosław Gowin przeprosił, to jednak niesmak pozostał.
Nawet jeśli najwyżsi urzędnicy państwowi zarabiają zbyt mało (a tak jest), to jakimś dziwnym trafem nikt nie idzie do wyborów z hasłami podniesienia ich uposażeń. Wręcz przeciwnie - opozycja chętnie wyłapuje wypowiedzi rządzących, z których wynika, że oderwali się od rzeczywistości, bo nie wiedzą, jak żyje zwykły „Kowalski”. Gdy opozycja staje się władzą, błyskawicznie zmienia jej się punkt widzenia. Wygląda więc na to, że na polityczny konsensus w tej, jak zresztą w żadnej, sprawie liczyć nie można, bo to temat zbyt drażliwy i łatwo podpaść wyborcom. Ale skoro tak, to może politycy powinni bardziej uważać na to, co mówią. Zwłaszcza ci z partii rządzącej, bo każde słowo będzie przecież użyte przeciwko nim w kampanii wyborczej.
Z zaskoczeniem słuchałam słów wicepremiera Glińskiego, który w radiu RMF upierał się, że może oceniać działanie PFN wyłącznie na podstawie sprawozdania rocznego, a na co dzień pracami Fundacji się nie zajmuje. Z podobnym niedowierzaniem czytałam słowa ministra Henryka Kowalczyka, który mówił, że na swoją nagrodę zapracował. Nawet jeśli to prawda, takie słowa nie przekonują wspomnianego „Kowalskiego”, który też ciężko pracuje, a na kilkadziesiąt tysięcy nagrody liczyć nie może. I dziś jeszcze wicepremier Jarosław Gowin, utyskujący na swoje zarobki! Jeśli przysłuchać się niektórym wypowiedziom, niektórych czołowych przedstawicieli władzy można odnieść wrażenie, że świetne sondaże, dające obozowi rządzącemu poparcie niemal równe poparciu wszystkich partii opozycyjnych razem wziętych, skutkują uśpieniem czujności tejże władzy.
Być może to jest moment, w którym należy przypomnieć rządzącym słowa Donalda Tuska, który w 2010 roku mówił:
Nie ma z kim przegrać tych wyborów. Nie ma innej siły, której Polacy mogliby spokojnie powierzyć rządy. Spójrzmy, jaka jest dziś konkurencja wobec Platformy. Z jednej strony lewica, która nie ma pomysłu na Polskę, ale ma pomysł na bojowy antyklerykalizm. Wygląda mi to na infantylny rewolucjonizm. Z drugiej strony mamy PiS. Formację silniejszą niż SLD, więc groźniejszą. I jednocześnie bez pomysłu, co zrobić, by Polakom było lepiej. PiS jest dziś formacją rozedrganą emocjonalnie. I nawet jeśli wielu Polaków odczuwa emocjonalną solidarność z Jarosławem Kaczyńskim, to bardzo niewielu chciałoby, żeby rządził Polską. Ewentualne alternatywy dla Platformy mogą więc oznaczać dla Polski bardzo poważne kłopoty.
Dziś to Platforma znalazła się w takim stanie, jak mówił Donald Tusk. Czy to jednak znaczy, że Obóz Zjednoczonej Prawicy może się aż tak rozluźniać?
Czyżby obóz rządzący zapomniał słowa Adama Michnika, który był pewny, że Bronisław Komorowski przegra wybory tylko, jeśli pijany przejedzie na pasach zakonnice w ciąży?
Na pewno jednak nie powinna władza zapomnieć słów byłej premier Beaty Szydło, wypowiedzianych niecałe pół roku temu. Trudno dziś o celniejszy komentarz:
Ja nie powiedziałabym dziś, że nie mamy z kim przegrać. Mamy. Możemy także przegrać z samym sobą. I choć oceniam, że na dziś opozycja jest bardzo słaba, to przestrzegałabym wszystkich moich kolegów przed zbytnim optymizmem
-mówiła ówczesna szefowa rządu w rozmowie z „Polską The Times”.
Czyżby to właśnie ten zbytni optymizm zawitał do rządowych ław? Chyba trochę za wcześnie, by spoczywać na laurach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383846-alarm-zbytni-optymizm-rozsiadl-sie-w-rzadowych-lawach-za-wczesnie-na-samozadowolenie