Ta wersja, którą wczoraj podał funkcjonariusz o nieaktywnym zajmowaniu się tą sprawą, jest odmienna od tej, którą ten sam funkcjonariusz podawał w trakcie procedury sprawdzającej, wszczętej już jesienią 2012 roku, czyli po wybuchu afery. To bardzo istotna kwestia, o której wciąż nie możemy zbyt wiele mówić, ale znajdzie to odzwierciedlenie w zawiadomieniach do prokuratury. Zobaczymy jaka część tych zawiadomień będzie jawna, a jaka tajna.
– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Małgorzata Wassermann, przewodnicząca komisji śledczej ds. Amber Gold.
wPolityce.pl: Jednym z najbardziej uderzających wypowiedzi na posiedzeniu komisji śledczej, były słowa funkcjonariusza ABW, który stwierdził, że nie mógł przeprowadzać czynności operacyjnych wobec Michała Tuska pod groźbą zarzutu o utrudnianie śledztwa. Czy kiedykolwiek spotkała się pani z tego typu zachowaniem funkcjonariuszy ABW, z takimi poleceniami?
Małgorzata Wassermann: Ważne jest to, że nie mówił tego tylko jeden funkcjonariusz, ale wszyscy funkcjonariusze wydziału operacyjnego, którzy zeznawali przed komisją śledczą. Nie tylko my nie spotkaliśmy się z taką sytuacją, ale nie spotkali się z podobną sami funkcjonariusze. Warto zwrócić uwagę na fakt, że takie polecenie jest nie tylko niezgodne z prawem, ale są one również nieskuteczne. Prokurator nie jest w żadnym wypadku przełożonym funkcjonariusza pracującego w wydziale operacyjnym. Kim innym jest bowiem funkcjonariusz wykonujący polecenia prokuratora, który pracuje w wydziale postępowań karnych i realizuje czynności procesowe, a czym innym jest wydział operacyjny, który nie ma żadnego styku z prokuraturą. Będziemy więc przesłuchiwać dyrektora i wicedyrektora gdańskiej delegatury ABW., a następnie prokuratorów.
Których?
Na pierwszy ogień idzie prokurator Różycki, jest on osobą, o której najczęściej mówią świadkowie.
Funkcjonariusze ABW zeznali, że mieli polecenie, by „nie zajmować się aktywnie sprawą.
Aktywne niezajmowanie się tą sprawą oznacza, że nie pozyskiwano informacji, a jeżeli jakaś wpłynęła, to składano ją do danej teczki.
Czy to wynikało z faktu, że jak stwierdził jeden z funkcjonariuszy, „nie czuli wsparcia z centrali” i od przełożonych?
Funkcjonariusze mówią o braku wsparcia, ale dopiero na etapie po wybuchu afery. Jeśli zaś chodzi o nieaktywne zajmowanie się sprawą, to jest to okres od sierpnia 2011 roku, gdy ABW otrzymuje już mocne informacje o piramidzie finansowej.
Komisja ujawniła porażającą notatkę z tego okresu. Na 9 miesięcy przed wybuchem afery, ABW, miało już Marcina P. na na tacy.
Tych notatek jest więcej. Niektóre są jawne, ale istnieją także notatki, z których Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie zdecydowała się zdjąć klauzuli tajności. Ważne, że ABW otrzymała bardzo istotne informacje o powstającej piramidzie finansowej i o przejęciu firmy - trupa, czyli Jet Air od pana Wicherka (Marcin P. zakupił bankrutujące linie lotnicze w podejrzanych okolicznościach - red.). W notatce pojawia się też ważny cytat, z którego wynika, że nikt w świecie lotniczym nie miał wątpliwości, iż firma OLT nie powstała w celu zarabiania pieniędzy, ale po to, by Amber Gold prało pieniądze. Tych hipotez w materiałach ABW pojawia się jednak więcej i wszystkie są hipotezami przestępczymi. Są też informacje wskazujące na to, że ABW powinna zainteresować się gdańskim lotniskiem i jego prezesem (Tomasz Kloskowski, związany z regionalnymi strukturami i instytucjami, kierowanymi przez Platformę Obywatelską lub samorządowcami z nią związanymi - red.). W notatkach znajdują się też informacje wskazujące na transfer pieniędzy z Amber Gold do różnych podmiotów, które są w tych materiałach wskazane. Jest szereg wątków niezwykle niepokojących.
I to wszystko było „za mało”, by Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego „aktywnie” zajęła się sprawą? Funkcjonariusz stwierdził, że nie było „przesłanek”, by się nią zająć.
Ta wersja, którą wczoraj podał funkcjonariusz o „nieaktywnym” zajmowaniu się sprawą jest odmienna od tej, którą ten sam funkcjonariusz podawał w trakcie procedury sprawdzającej, wszczętej już jesienią 2012 roku, czyli po wybuchu afery. To bardzo istotna kwestia, o której wciąż nie możemy zbyt wiele mówić, ale znajdzie to odzwierciedlenie w zawiadomieniach do prokuratury. Zobaczymy jaka część tych zawiadomień będzie jawna, a jaka tajna.
Czy mamy więc do czynienia z grą funkcjonariusza ABW, którą podjął on z komisją śledczą?
Ten funkcjonariusz, po wezwaniu na przesłuchanie, „rzucił papierami”, zwolnił się ze służby. Ja ze swojej strony wyciągnę wszystkie możliwe konsekwencje, bo tutaj zaczynamy mieć do czynienia z bardzo brzydką grą służb specjalnych. Jesienią 2012 roku wszczęto procedurę nadzoru, i założono tzw. „teczkę nadzoru indywidualnego” nad sprawą i działaniami operacyjnymi w Gdańsku. Wyjaśniano dlaczego ci funkcjonariusze przez 9 miesięcy nic nie robili (od wakacji 2011 roku do maja 2012 - red.) mając dużą wiedzę. Nie mogę ujawnić szczegółów, ale wtedy ten funkcjonariusz podawał zupełnie inną wersję, niż tę, którą pod przysięgą przedkładał przed komisją. Nie bez przyczyny pytałam go o to, ale on nie chciał na to pytanie odpowiadać. Mówił bajkę o braku „właściwości”, ale problem polega na tym, że to kolejna wersja, której wcześniej nie podnosił. Przed komisją składał jednak zeznania pod rygorem odpowiedzialności karnej.Reasumując: funkcjonariusz dostaje wezwanie na komisję, zwalnia się ze służby, podaje bajkę, że nie widział możliwości pracy w ABW, a na posiedzeniu niejawnym „ujawnia” to, co państwo przeczytacie po odtajnieniu jego zeznań. Na drugi dzień posłowie Brejza i Zembaczyński mówią, że zeznania są sensacyjne i mają nowy trop. Dziś mogę powiedzieć tylko tyle, że każde fałszywe zeznanie, fałszywe oskarżenie spotka się z moją ostra reakcją. Nie odpuszczę takich zachowań, choćby dla przykładu dla innych.
Kiedy więc kłamał ten naczelnik wydziału operacyjnego gdańskiej delegatury ABW? W 2012 roku, czy na posiedzeniu komisji śledczej? Czy grał posłami Brejzą i Zembaczyńskim?
Dziś nie mogę powiedzieć nic więcej. Będę mogła państwu odpowiedzieć na to pytanie, gdy dojdzie do odtajnienia protokołu z przesłuchania.
Ale poseł Zembaczyński i Brejza podkreślali, że trafili na „przełomowe wątki” i zorganizowali awanturę, mimo tego, że wszyscy członkowie komisji zgadzali się, iż zeznania tego funkcjonariusza należy odtajnić. O co chodzi w tej, przygotowywanej już w poniedziałek, a odpalonej we wtorek przez PO i. Nowoczesną, „aferze”?
Doszło do porozumienia między tym świadkiem, a pozostałymi panami. Tylko, że poseł Brejza i Zembaczyński nie wzięli pod uwagę, że na sali siedzieli też inni członkowie komisji i ci zaczęli zadawać pytania uzupełniające. W trakcie tych pytań okazało się, że bomba którą chcieli odpalić posłowie :PO i .Nowoczesnej obróci się przeciwko nim. Tyle mogę powiedzieć w tym momencie. Panowie zgłosili wniosek o odtajnienie tylko odpowiedzi funkcjonariusza, a ja zaproponowałam odtajnienie całego protokołu.
Tym bardziej uwiarygadnia się teza, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, od 2011 roku, prowadziła podwójną grę wobec Marcina P.?
Dziś nie mam wątpliwości co do tego, że doszło aktywnych działań wstrzymujących ruchy ABW w Gdańsku.
Czy stali za tym przełożeni funkcjonariuszy, czy też prokuratorzy?
Zapytamy o to za dwa tygodnie, gdy staną przed nami przełożeni tych funkcjonariuszy. Dowiemy się, czy zakaz wyszedł od szefów, czy z „góry”. Właśnie dlatego przyjęliśmy koncepcję przesłuchań od najniższych szczebli do najwyższych.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Prokuratorzy do końca chronili Marcina P.? Świadek odsłania kulisy zaniedbań śledczych w aferze: „Nie było dowodów, że to przestępstwo”
Funkcjonariusze ABW, podejrzanie zgodnie, twierdzą, że nikt nie stał za Marcinem P. To dość osobliwe. Daje pani temu wiarę?
To są stwierdzenia, które nie mają potwierdzenia w faktach. To, że nie ustalili kto stał za Marcinem P. wynika z tego, że funkcjonariusze nie podejmowali takiej próby. Nie ma po tym śladu w teczkach operacyjnych i procesowych.To groteskowe, że w ABW powtarzają, iż gdyby wtedy posiadali dzisiejszą wiedzę (i wiedzę zebraną przez komisję - red.), to zrobiliby „Jesień Średniowiecza”. To jest absurdalne, bo katalogu możliwych działań najpotężniejszej służby kraju, a możliwości komisji śledczej nie można nawet porównywać. My nie mamy możliwości stosowania podsłuchów, prowadzić obserwacji, ściągnąć bilingów, itd. Dziś funkcjonariusze twierdzą, że zmieniają zdanie pod wpływem komisji śledczej. Dla mnie jako dla przewodniczącej może to teoretycznie stanowić pewną satysfakcję, ale z punktu widzenia zabezpieczenia interesów państwa polskiego, interesów Polaków, to brzmi to przerażająco.
A nie ma pani wrażenia, że działania były jednak podejmowane, ale z pewnych powodów, nie pozostało po nich śladu? Nie bierze pani pod uwagę hipotezy o nieformalnych, tajnych działaniach ABW?
Biorę to oczywiście pod uwagę, ale wydaje mi się, że przyjęto koncepcję pt. „nic nie ustalajcie, bo traficie na Michała Tuska, albo kogoś innego”. Myślę, że był zakaz podejmowania działań, bo obawiano się, iż w ich toku pojawi się ktoś ważny.
Ktoś kto „nie powinien” się pojawić?
Tak, albo dojdzie do spotkania z taką osobą, zostanie po tym ślad. Te wszystkie tłumaczenia, że nie skorzystano z podsłuchu operacyjnego, bo nie było ku temu przesłanek, to jest tłumaczenie śmieszne. Ilość podsłuchów, które ABW zakładała za czasów Platformy Obywatelskiej, była ogromna.To się kupy nie trzyma, szczególnie w kontekście notatki, która gen. Bondaryk rozesłał do sześciu najważniejszych osób w państwie (24 maja 2012 gen. Bondaryk ostrzegał min. Donalda Tuska o działaniach Marcina P., które mogą godzić w interesy państwa polskiego - red.). Skoro nie było „przesłanek”, to po co szef ABW alarmował kierownictwo państwa o zagrożeniu? W podsłuchach wychodzą kontakty słynnego „ojca Jacka” z Marcinem P., klasztor, to przejawia się też w notatkach. Podsłuchiwani mówią „kiedy i gdzie”. Proszę mi powiedzieć, co w takim przypadku, powinna zrobić normalna służba specjalna? Jedzie na takie spotkanie i zna jego przebieg. Tymczasem nie ma po tym śladu.
To gdzie audyt po wybuchu afery? Gdzie kontrole, o które słusznie pytała pani w trakcie przesłuchania ministra Jacka Cichockiego. Niczego nie wyjaśniono jeśli chodzi o działania służb?
Jest jeszcze gorzej. Nie tylko nie wyciągnięto konsekwencji, ale to już po wybuchu afery pojawiła się informacja, że ABW nie może wychodzić poza ustalony z góry wątek główny. A jak ten wątek sformułowano? „To jest afera Marcina i Katarzyny P. i nikt inny tej piramidy z nimi nie tworzył”. Nie brano nawet pod uwagę kluczowych pracowników Amber Gold! Wczoraj usłyszeliśmy, że funkcjonariusze mieli się ograniczyć jedynie do przesłuchania pokrzywdzonych i rozsianych po całej Polsce pracowników oddziałów Amber Gold. Jaki był sens tych działań?
Tylko, że jakoś nie przesłuchano Marcina P.!
No tak, bo mieli zakaz.
Referent sprawy nie przesłuchał głównego podejrzanego? To jest nieprawdopodobne.
Nie ma drugiej takiej sprawy w Polsce.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383806-nasz-wywiad-m-wassermann-zaczynamy-miec-do-czynienia-z-bardzo-brzydka-gra-sluzb-specjalnych-kazde-falszywe-zeznanie-spotka-sie-z-moja-reakcja-nie-odpuszcze