Czy uczelniom, wydziałom, instytutom i katedrom kompletnie nie zależy na tym, jak się degradują ich pracownicy?
Do stylu Stefana Niesiołowskiego wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, więc nikogo nie zaskakuje. Można by więc machnąć ręką na jego kolejne wyrafinowane inaczej słowa o premierach rządu RP Beacie Szydło i Mateuszu Morawieckim. Na antenie Superstacji poseł klubu PSL-Unia Europejskich Demokratów powiedział: „Beata Szydło zasłużyła na to, żeby zapłacić karę co najmniej w tej wysokości [jak otrzymana nagroda] za całkowitą nieudolność i kompromitację tego urzędu. To jeden z przykładów łupienia państwa przez PiS: wypłacanie sobie gigantycznych nagród z naszych pieniędzy przez nieudolnych ludzi, ciemniaków, którzy rządzą Polską. (…) Ludzie mają dość Morawieckiego. Choć trudno sobie to wyobrazić, to on się okazał per saldo głupszy niż Szydło, bo jednak od Szydło nikt nic nie oczekiwał. (…) Ona była takim pośmiewiskiem, natomiast z nim niektórzy wiązali nadzieję, że to intelektualista, ekonomista, wykształcony. Mit tych języków, których wcale tak dobrze nie zna, bo to co mówi, to jest kolokwialna, toporna, tępa angielszczyzna. Jest fatalny”. Można by machnąć ręką, ale przecież te słowa wypowiada prof. dr hab. Stefan Niesiołowski. I nie jest odosobniony, bowiem równie wyrafinowane frazy i oceny produkują profesorowie i doktorzy habilitowani w rodzaju Magdaleny Środy, Ireneusza Krzemińskiego, Zbigniewa Mikołejki, Wojciecha Sadurskiego czy Jana Hartmana.
Wszyscy ci profesorowie, ze Stefanem Niesiołowskim na czele, są przekonani, że należą do intelektualnej elity polskiego społeczeństwa, są chodzącymi przykładami intelektualnego wyrafinowania i finezji, skarbnicami oryginalnej wiedzy i strażnikami czy też kustoszami nienagannej etyki. A jednocześnie demonstrują niebywałe prostactwo intelektualne i moralne, szczególnie wtedy, gdy natrząsają się z przeciętnych ludzi, przypisując im wszelkie możliwe grzechy i wady oraz intelektualne niedostatki i moralny upadek. Problemem jest to, że żaden prawdziwy i wyrafinowany intelektualista nigdy nikim nie pogardza, nie sprowadza swojej argumentacji do potoku obelg i epitetów, nie używa sądów tak prostackich, że już bardziej się nie da. Tacy ludzie nie są więc żadnymi intelektualistami, lecz zwykłymi – excusez le mot – nieokrzesańcami, żeby nie użyć stosowanych przez nich obelg. Ale nawet to nie byłoby problemem, bo dlaczego wśród profesorów miałoby być mniej ludzi dotkniętych pewnymi niedoskonałościami, niż w winnych grupach społecznych czy zawodowych. Prawdziwym problemem jest kompletny brak reakcji środowiska akademickiego i ludzi uchodzących za intelektualistów. Po prostu to środowisko milcząco przyjmuje jako coś normalnego nie tylko postępującą barbaryzację języka publicznego, ale nawet debaty akademickiej czy intelektualnej. Przecież wielu z owych nowych barbarzyńców wplata oblegi i epitety w swoje quasi-naukowe wywody oraz analizy. I to ma być normalne? Tak ma wyglądać intelektualna produkcja? Tak mają się przedstawiać akademicy, mający do czynienia z wychowaniem młodzieży? Czy uczelniom, wydziałom, instytutom i katedrom kompletnie nie zależy na tym, jak się degradują ich pracownicy?
Dawno powinniśmy się wyzbyć złudzeń, co do jakości części polskich elit intelektualnych, bo przez wiele lat ich przedstawiciele bombardowali nas dowodami czegoś wręcz przeciwnego. Ale jednak wciąż można od nich oczekiwać jakiegoś umiaru, a przynajmniej samokontroli. I nawet nie dlatego, że nie powinno się obrażać ludzi czy prymitywizować debaty publicznej. Najbardziej to szkodzi samym autorom owych obelg, prostackich sądów i niekontrolowanych bluzgów. To oni się przede wszystkim degradują: intelektualnie i moralnie. A w ten sposób usprawiedliwiają swoje intelektualne lenistwo, bo nie mierzą się z problemami, nie prowadzą analiz i studiów, tylko zasypują wszystko potokiem obelg, czyli uprawiają skrajną łatwiznę. A łatwizna intelektualistom nie przystoi, bo oznacza marnowanie kapitału zgromadzonego w procesie ich kształcenia i samokształcenia, a potem jego wykorzystywania w badaniach i studiach. Jeśli tak łatwo sięga się po łatwiznę w ocenach, można podejrzewać, że ci sami ludzie niespecjalnie przykładają się do wykładów czy ćwiczeń i prac badawczych. Do tego przecież prowadzi systematyczne obniżanie sobie poprzeczki. Do tego prowadzi robienie sobie dyspensy od intelektualnej dyscypliny.
Z takimi ludźmi jak prof. dr hab. Stefan Niesiołowski jest jeszcze ten problem, że agresja w języku i barbaryzacja dyskursu coraz częściej przeradzają się w fizyczną agresję. Tacy ludzie mogą się okazać nie tylko złymi pracownikami nauki, ale po prostu złymi ludźmi, wyładowującymi swoją frustracje i agresję na innych. Z troski o owych zbłąkanych intelektualistów powinno się coś z nimi zrobić. Bo jeśli nie, są na prostej drodze do zrobienie krzywdy, jeśli nie komuś, to samym sobie. Agresja często przecież przyjmuje formę autoagresji. Pomóżmy zatem prof. dr. hab. Stefanowi Niesiołowskiemu i innym zbłąkanym intelektualistom, bo wkrótce może być za późno.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383749-pomozmy-prof-dr-hab-stefanowi-niesiolowskiemu-i-innym-zblakanym-intelektualistom-poki-nie-jest-za-pozno
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.