Wśród ogólnego harmidru bez większego echa przeszła informacja o zakończeniu regionalnych, otwartych spotkań na temat referendum konsultacyjnego w sprawie zmian w konstytucji. Paweł Mucha, niestrudzony pełnomocnik prezydenta Andrzeja Dudy ds. tego referendum, zorganizował osiemnaście takich spotkań od jesieni ubiegłego roku i zjeździł Polskę od morza do Tatr. Na jakim etapie jest prezydencki pomysł na referendum? Jakie szanse i zagrożenia stoją przed tą inicjatywą? Myślę, że możemy pokusić się o pierwsze wnioski. Sam trzymam kciuki za ten pomysł głowy państwa; uważam, że to przynajmniej potencjalnie dobra okazja, by nakreślić nieco bardziej dalekosiężny cel naszej polityki niż bieżące zarządzanie kryzysem i codzienne przepychanki polityczne. Co wiemy?
Po pierwsze - merytoryczny zakres spraw, jakimi może zająć się referendum jest wciąż ogromny. Jak poinformował minister Mucha, w szeroko rozumianej „bazie” prezydenckiej jest ok. 60 pytań - przez sito Pałacu Prezydenckiego ma przejść dziesięć z nich i trafić na ostateczną listę. Dalej jednak nie wiemy, czego będą one dotyczyć.
Z poniedziałkowej wypowiedzi Pawła Muchy wynika, że pomysły na pytania dotyczą w zasadzie wszystkiego: demokracji partycypacyjnej, czyli wzmocnienia instytucji referendum, kwestii związanych z systemem emerytalnym, zabezpieczeniem społecznym, edukacją, ochroną zdrowia, odpowiedzialnością urzędniczą czy też postulatów w sprawie struktury samorządu terytorialnego. Zapewne na liście znajdą się też aspekty dotyczące polityki zagranicznej, relacji z Unią Europejską czy spraw migracji.
Nieco złośliwie można podsumować to następująco: po pół roku konsultacji społecznych wiemy w tym zakresie tyle, co przed nimi. Bo przecież każdy z tych postulatów w ogólnej formie pojawiał się jeszcze w maju. Niemal żadne z wątpliwości, jakie zgłaszaliśmy tuż po ogłoszeniu decyzji o chęci zorganizowania referendum nie zniknęły.
Doszły za to kolejne, ale o tym za chwilę. Co dalej z tym wielkim workiem pytań, postulatów i pomysłów? Wstępne doprecyzowanie kwestii pytań to ponoć perspektywa „od kilku do kilkunastu kolejnych tygodni”. Czyli zapewne w maju możemy spodziewać się pierwszych konkretów, na rok po ogłoszeniu decyzji pana prezydenta. Nie wiem, czy zakres konsultacji nie był zbyt szeroki, czy dyskusje nie były zbyt akademickie, czy wreszcie nie było to przesadnie optymistyczne podejście do sprawy, by porozmawiać ze wszystkimi o wszystkim. Oczywiście, dyskusja zawsze jest potrzebna i przydatna, ale rozmawiać można w nieskończoność i nie wyjść z punktu wyjścia.
Po drugie - pod znakiem zapytania stoi data referendum, a to jeden z najważniejszych kluczy do pozytywnego rozstrzygnięcia sprawy.
Jeszcze w czerwcu wydawało się, że prezydentowi Dudzie zależy, by referendum odbyło się 11 listopada - symbolicznie w setną rocznicę odzyskania niepodległości. Byłaby w tej dacie podniosłość i sporo patosu, byłoby wielkie przesłanie.
Ale temat upadł z pragmatycznych względów: krytycznego nastawienia obozu politycznego, który rządzi dziś Polską. Dobrze ujął to Jarosław Kaczyński:
Stulecie niepodległości powinno być czasem dumy z własnego państwa, nie ma sensu zakłócać go obowiązkiem uczestnictwa w referendum, nawoływaniem do pójścia do lokali wyborczych
— powiedział prezes PiS w rozmowie z „Gazetą Polską”.
Dziś gra toczy się o coś innego niż przeforsowanie daty 11 listopada. Chodzi o połączenie referendum konsultacyjnego ws. konstytucji z wyborami samorządowymi. To w zasadzie gwarancja niezłego poziomu frekwencji. Ale i tutaj są przeszkody. Jak mówił w poniedziałek Paweł Mucha:
Gdybyśmy rozważali sytuację taką, że to ma być połączenie daty referendum i daty wyborów samorządowych. To wtedy mamy sytuację tego rodzaju, że potrzebna jest ustawa epizodyczna. My mamy przygotowany projekt takiej ustawy, która kwestie prawne, organizacyjne, wszystkie kwestie związane także z transparentnością, jeżeli chodzi o ten akt głosowania, będzie rozstrzygać. (…) Da się to zrobić
— powiedział Mucha.
Zaznaczył jednak, że decyzji w tej sprawie jeszcze nie ma. Gdyby Pałac Prezydencki nie doszedł do porozumienia z Prawem i Sprawiedliwością w zakresie połączenia referendum z głosowaniem samorządowym, o sukces referendum (a więc frekwencyjny wynik przynajmniej na poziomie 35-40 procent) byłoby niezmiernie trudno. Jeśli referendum odbyłoby się tydzień przed lub tydzień po wyborach samorządowych, stawiam dolary przeciw orzechom, że frekwencja będzie na poziomie tego, które ad hoc po pierwszej turze wyborów prezydenckich wymyślił Bronisław Komorowski (7,80% frekwencji i miliony wyrzucone w błoto).
Powtórzyłby się scenariusz, który w barwnej anegdocie streścił wspomniany wcześniej Jarosław Kaczyński:
Mogę podzielić się z państwem anegdotą związaną z tym wydarzeniem. Wyjeżdżałem na kampanię wyborczą i zastanawiałem się, czy iść na referendum, czy nie. Zdecydowałem, że pójdę. Przed godziną siódmą rano zjawiłem się w swoim lokalu wyborczym i wprowadziłem komisję w stan głębokiego szoku. Sprawiali wrażenie, jakby zobaczyli zjawę - byłem pierwszym głosującym.
Po trzecie - co zresztą wynika już z drugiego wniosku - bardzo ważne będą kuluarowe negocjacje polityczne, nie tylko z politykami PiS.
Myślę, że na wiosnę można się spodziewać uszczegółowienia. Nie wykluczam takiej sytuacji, że pan prezydent zdecyduje się ujawnić pytania zanim zostanie formalnie skierowany wniosek do Senatu
— powiedział w poniedziałek Paweł Mucha.
W scenariuszu nakreślonym przez pana ministra prezydent ogłosiłby propozycje pytań, a później zaprosił, jak rozumiem, przedstawicieli wszystkich sił politycznych do Pałacu, by spróbować znaleźć porozumienie. Można z góry założyć, że Platforma i Nowoczesna powiedzą: „nie”, chyba że któreś z pytań byłoby im politycznie na rękę. To zrozumiałe. Czy jest szansa na znalezienie takiego zakresu referendum, który mógłby być politycznym paliwem dla Grzegorza Schetyny czy Katarzyny Lubnauer? Może sprawa przyjęcia euro? Głośno się zastanawiam, ale sama możliwość politycznego zysku dla PO i N może być dla nich sporą pokusą wejścia do gry. Ale ta pokusa oznacza też jeszcze większy chłód wobec idei referendum ze strony PiS.
Pytany o sprawę referendum Jarosław Kaczyński ocenił, że „sytuacja wygląda tak, że są umówieni z panem prezydentem na podjęcie próby wspólnego opracowania pytań”. A więc tutaj dialog jest i będzie prowadzony; można też przyjąć, że do rozgrywki zasiądą też przedstawiciele PSL i Kukiz‘15, może również mniejszych ugrupowań pozaparlamentarnych. Jak pogodzić sprzeczne interesy poszczególnych partii?
Oczywiście możemy powiedzieć górnolotnie, że przecież chodzi o konstytucję, zmiany w państwie, etc., ale nie ma co kryć, że wszyscy gracze będą chcieli upiec na referendalnym ogniu jak najwięcej politycznych pieczeni. Niektórym - jak liderom PO i N - trudno będzie w ogóle usiąść do rozmów po tym, jak palono mosty porozumienia, krzycząc o łamanej konstytucji (obecnej) przez Andrzeja Dudę. Co prawda nie takie rzeczy polska polityka widziała, ale wymagałoby to trudnej sztuki porozumienia, o które będzie dodatkowo trudno choćby ze względu na zbliżającą się kampanię samorządową.
Po czwarte - wciąż otwartym pozostaje pytanie o społeczne zainteresowanie sprawą referendum. Spotkania konsultacyjne w regionach cieszyły się różną skalą popularności: raz przychodziło więcej osób, innym razem mniej.
W tym zakresie najważniejsze wydaje się rozwikłanie zagadki: jak opowiedzieć Polakom, że sam udział w konsultacyjnym referendum jest ważny? Nie będzie to przecież głosowanie nad nową konstytucją, ale jedynie (albo aż) poszerzenie konsultacji społecznych. Przyjmijmy, że 80% głosów w takim referendum, przy frekwencji na poziomie 30%, opowie się za wpisaniem do konstytucji programu 500+ albo opowie się za utwardzeniem stanowiska ws. polityki imigracyjnej. Jasne, będzie to cenny głos w debacie, taki sprawdzony sondaż, ale przecież nie będzie to w stu procentach miarodajne. Opozycja powie, że ich wyborcy nie poszli do urn, wróci debata, czy aby na pewno wpisywać to w dokładnie takiej formie w nowej konstytucji, wreszcie - kto da gwarancję, że znajdzie się większość, która zaakceptuje taki projekt w parlamencie?
Zbyt wiele tutaj wątpliwości, zbyt mało pewników i konkretów. Ani prezydent, ani Paweł Mucha nie przedstawili tutaj precyzyjnej „mapy drogowej” dotarcia do ostatecznych konkluzji.
Po piąte - inicjatywa referendalna będzie oceniana jako jeden z wielu elementów rozpychania się na scenie politycznej przez pana prezydenta. Może inaczej patrzylibyśmy na ten pomysł, gdyby nie było prezydenckiego weta w sprawie referendum, gdyby nie pojawił się konflikt z Antonim Macierewiczem wokół wojska, który doprowadził do dymisji polityka PiS. A punktów spornych było przecież więcej. Andrzej Duda, co zresztą zrozumiałe w polityce, wybrał ścieżkę wybicia się na większą suwerenność i niepodległość; ceną za to jest jednak dużo chłodniejsze nastawienie jego naturalnego zaplecza politycznego. Może to trochę strachy na lachy, ale problem pojawi się przy referendum, a może wrócić także przy prezydenckiej kampanii wyborczej.
Wydaje się, że kluczem do sprawnego przeprowadzenia referendum, a także do sukcesu tej inicjatywy będą rozmowy na szczycie: między prezydentem a prezesem PiS. Jeśli głowa państwa otrzyma pełne wsparcie ze strony do niedawna własnej partii (strukturalne, finansowe, personalne), referendum zostanie połączone z wyborami samorządowymi, a pytania doprecyzowane we wspólnych dyskusjach, to pomysł może wypalić i stać się ważnym ogniwem w prezydenckim budowaniu własnej siły i zapisaniu się na kartach historii. A jeśli nie? Problemów i kłód pod nogami będzie naprawdę sporo.
Chyba nikomu nie zależy na tym, by zarządzić referendum, a później skończyć jak Bronisław Komorowski z kilkoma procentami frekwencji
— mówił Jarosław Kaczyński w styczniowym wywiadzie.
Aby tak się nie stało, potrzebna jest jednak pełna współpraca na wielu poziomach - o nią było ostatnio trudno, przynajmniej w kilku ważnych kwestiach. Referendum może być dla Andrzeja Dudy niezłym początkiem długiej kampanii prezydenckiej. Może stać się jednak też solidnym niewypałem, gorącym kartoflem, przerzucanym z rąk do rąk. Czas ucieka, a rzeczywistość zweryfikują najbliższe tygodnie.
Więcej o pomyśle na referendum konsultacyjne w rozmowie ze wspomnianym Pawłem Muchą - w piątek, o 12:25, na antenie wPolsce.pl, zapraszam!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383578-konsultacje-spoleczne-ws-referendum-zakonczone-co-wiemy-na-10-miesiecy-po-ogloszeniu-tego-pomyslu-piec-wnioskow