Jaki był stan rzeczy w ostatnich kilku latach? Kto chciał, to jeździł na Polsce jak na łysej kobyle, gdy chodzi o ważne dla nas kwestie historyczne i godnościowe. I mimo różnych protestów, sprostowań oraz polemik sytuacja się pogarszała. Już nie tylko w krajach Zachodu czy w Rosji, ale także np. na Ukrainie. Nowela ustawy o IPN, która mogłaby być jakąś reakcją na ten stan rzeczy leżała w sejmowej zamrażarce, aż rządząca większość, wsparta przez klub Kukiz ’15, ją odmroziła i zaczęła nad nią pracować. Była to ewidentna reakcja na pogarszającą się sytuację i coraz bezczelniejsze ataki. Bardzo niewielu posłów było jednoznacznie przeciw, o czym najdobitniej świadczy głosowanie w Sejmie, gdzie tylko pięciu posłów było przeciw, w tym nikt z PO, a 130 parlamentarzystów, w tym większość z PO, wstrzymała się od głosu. To ewenement, bo zwykle PO jest bezwzględnie przeciwne inicjatywom ustawodawczym PiS. Posłowie PO zaczęli być mądrzy i zaproponowali poprawki dopiero wtedy, gdy po przyjęciu ustawy przez Sejm wybuchła międzynarodowa awantura, szczególnie w Izraelu i USA. Ale czy rząd i parlamentarna większość mogły wtedy się poddać? A potem, czy mógł się poddać prezydent Andrzej Duda? Nie mogli, choćby wielu uzasadniałoby taki krok realizmem, pragmatyzmem czy przebiegłością. Poddanie się zostałoby poza Polską odczytane jako ewidentna słabość Polski i zachęta do takiej „jazdy”, o jakiej nawet nam się nawet nie śniło. I dopiero wtedy byłby problem, gdyż ta „jazda” nie miałaby końca, a jej najważniejszym punktem byłoby wystąpienie o horrendalne odszkodowania za tzw. mienie bezspadkowe, a pewnie także o odszkodowania za bliżej nieokreślone cierpienia.
Wbrew różnym głosom tych, którzy zawsze wszystko wiedzą lepiej post factum, polskie władze wybrały jedyne możliwe wyjście. Ustawa została przegłosowana bez poprawek w Senacie i podpisana przez prezydenta. I dopiero wtedy stworzyła się przestrzeń do dialogu, a nie dyktatu. Polskie władze wyznaczyły czerwoną linię, za którą się nie cofną czy nie dadzą się przepchnąć. Także podczas rozmów i negocjacji, gdyż te negocjacje będą się toczyć do czerwonej linii, a nie ponad nią. A gdyby rządzący ulegli po pierwszej fali ataków, ta czerwona linia byłaby płynna i możliwa do zaznaczenia znacznie dalej, a właściwie gdziekolwiek. Polska znalazłaby się w takiej sytuacji, jak w czasie konferencji w Teheranie (28 listopada – 1 grudnia 1943 r.). Wtedy polskie władze nie uzgodniły z prezydentem Rooseveltem i premierem Churchillem czerwonej linii, gdy chodzi o Stalina, co było oczywiście niezmiernie trudne, choć jeszcze możliwe (w lutym 1945 r. w Jałcie było już „po herbacie”). Byłyby oczywiste koszty jej wyznaczenia, ale mniejsze niż te faktyczne, gdy w Teheranie czerwona linia przesunęła się z granicy II RP do Moskwy, czyli Stalin dostał prawie całkowicie wolną rękę. A wszystko dokonało się ponad naszymi głowami. To nie jest całkiem ścisła analogia, ale pokazuje, że czasem straty wynikające z wyznaczenia czerwonej linii są dużo mniejsze, niż gdy się jej nie wyznacza, choć oczywiście jakieś straty zawsze są.
Obecnie to polskie państwo ma wszystkie narzędzia w swoim ręku, jeśli chodzi o znowelizowaną ustawę o IPN, choć sytuacja nie wygląda dobrze. I polskie państwo może wykorzystać panowanie nad tymi narzędziami, czyli także Trybunałem Konstytucyjnym. I nie chodzi wcale o narzucenie trybunałowi woli władzy wykonawczej bądź ustawodawczej, ale o włączenie TK w działania w interesie Polski. To jest przecież polski specjalny organ władzy sądowniczej i udawanie, że nim nie jest byłoby aberracją albo oderwaniem od rzeczywistości. We wszystkich państwach demokratycznych odpowiedniki TK są tak właśnie traktowane i nie ma to nic wspólnego z ograniczaniem ich roli czy wpływaniem na nie przez inne władze. Wystarczy spojrzeć na działania niemieckiego sądu konstytucyjnego, gdy orzekł on nadrzędność niemieckiej konstytucji nad regulacjami traktatu lizbońskiego. To było ewidentne wykorzystanie sądu konstytucyjnego Niemiec w interesie tego państwa. Bez uszczerbku dla jego statusu czy wiarygodności. W Polsce takiej funkcji sądu konstytucyjnego wielu ludzi kompletnie nie rozumie, co jest wyrazem albo pięknoduchostwa, albo zwykłej ignorancji. Jako się rzekło, polskie państwo ma wystarczające narzędzia, żeby teraz nie dać się przepchnąć za czerwoną linię wyznaczoną przez nas, a nie przez kogoś z zewnątrz. Czasem w dziejach państw i narodów bywa tak, że jedyne, co można zrobić, to właśnie wyznaczyć czerwoną linię, czyli zaznaczyć granice suwerenności i samostanowienia.
W wypadku nowelizacji ustawy o IPN jak zwykle post factum wszyscy wszystko wiedzą, czyli wiedzą lepiej. Wiedzą, że jacyś głupcy napisali nowelę ustawy, a inni głupcy ją przegłosowali. Wiedzą to po skutkach, czyli wtedy, kiedy każdy jest największym mądralą. I sugerują, że wcześniej też wszystko wiedzieli, tylko nikt ich nie zapytał o zdanie. Gdyby zapytał, to by powiedzieli, ostrzegli i podarli szaty. Sami nie ostrzegali, bo nie śmieli albo uznali, że i tak byłaby to rozmowa dziada z obrazem. To mniej więcej taka sytuacja jak z najnowszymi rewizjonistami historycznymi, którzy wszystko wiedzą lepiej od Józefa Piłsudskiego, Józefa Becka, Władysława Sikorskiego, Władysława Raczkiewicza, Kazimierza Sosnkowskiego, Tadeusza Bora-Komorowskiego czy Leopolda Okulickiego. Oczywiście wiedzą lepiej kilkadziesiąt lat po wydarzeniach. W wypadku nowelizacji ustawy o IPN nie ma takiej różnicy czasowej, lecz pewność jest równie wielka jak w odległych kwestiach historycznych. Wynik głosowania w Sejmie dowodzi, że wcale nie było tak, że wszyscy wszystko wiedzieli. A obecnie jedynym sensownym wyjściem jest robienie tego, co właśnie robi rząd. Można być jego politycznym przeciwnikiem, ale trudno bez popadania w sprzeczności logiczne czy bez zdrady polskich interesów twierdzić, że jest inne wyjście. Inne wyjście to zmazanie wyznaczonej już czerwonej linii i zachęta do robienia z Polską, jej pamięcią i polityką historyczną, co się komu żywnie podoba. A nam zostawienie roli biernego potakiwacza, oddającego kolejne pola suwerenności. Na to nie może być zgody.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383422-rzad-i-pis-nie-mogly-zrobic-nic-innego-jak-wyznaczyc-czerwona-linie-i-nie-dac-sie-za-nia-przepchnac