Choć pierwsza poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych stanowi słowo klucz i świętość dla amerykańskich obywateli oraz polityków, to jednak powoływanie się na właśnie ten zapis o wolności „religii, prasy, słowa, petycji i zgromadzeń” w przypadku krótkiego klipu o „polskim holokauście” wyprodukowanym przez Ruderman Family Fundation z Bostonu pogwałca zdrowy rozsądek w czasach, gdy trwa bezpardonowa wojna w cyberprzestrzeni.
W tym konkretnym przypadku chodzić może nawet o wycofanie wojsk USA z Europy Środkowej, podważenie spójności sojuszniczej i wzajemnego zaufania członków w ramach Paktu NATO, a co najmniej o wywołanie napięć w relacjach politycznych między USA a Polską.
Autorzy krótkiego materiału filmowego chcą by USA zerwały stosunki dyplomatyczne z Polską i apelują do obywateli amerykańskich o podpisy pod petycją z takim żądaniem. Czy można nad tym przejść ot, tak do porządku dziennego i zapomnieć o całej sprawie, bo youtube i facebook zdjęły owe „dzieło” ze swoich serwisów internetowych? Czy hymny pochwalne, że oto zwyciężyliśmy nie są w swej istocie fałszywe i przedwczesne?
CZYTAJ O SPRAWIE: Presja ma sens? Skandaliczny i oszczerczy film o „polish Holocaust” usunięty z serwisu YouTube!
Tak sformułowane pytanie nie dotyczy jedynie polskich władz, organów ścigania oraz służb wywiadu i kontrwywiadu, ale przede wszystkim ich odpowiedników z USA, bowiem dziś - po tygodniu od wydarzenia niemal bez cienia wątpliwości można postawić twierdzenie, że fake news wyprodukowany przez Ruderman Family Fundation posłużył jako broń w cyberwojnie, w której jedną ze stron okazują się zielone ludziki Putina z moskiewskiej fabryki trolli.
Stąd wniosek: autorzy oszczerczego materiału firmowanego przez Fundację Rodziny Ruderman nie powinni skrywać się za pierwszą poprawką do Konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Ale też z wielu innych względów:
Po pierwsze, dlatego, że ich „dzieło” mogło zostać sfinansowane pośrednio lub bezpośrednio ze środków pochodzących z zagranicy, a z całą pewnością stanowi formę lobbingu wobec rządu federalnego USA.
Po drugie, liczy się przede wszystkim intencja działania i cel strony finansującej/autorów, a trudno dziś zaprzeczyć, że mamy do czynienia z wulgarną prowokacją o międzynarodowym zasięgu. Przemawiają za tym oficjalne stanowisko rządu Izraela oraz oświadczenia organizacji żydowskich wskazując na fałszywą treść materiału filmowego zamieszczonego pod logo fundacji Rudermana.
Po trzecie, ów materiał mógł kosztować nawet kilkaset tysięcy dolarów, bowiem jego jakość wskazuje, że do realizacji zatrudniono profesjonalistów - od scenarzysty, reżysera po aktorów, co w USA wymaga szczególnie wysokich nakładów. Stąd też kolejne proste pytanie: „Czy małą rodzinną fundację stać było na tak wysoki wydatek kosztem statutowej działalności?” Bo jeśli nie, to kto inny skrywa się za Fundacją nadużywając porządek prawny i duch zapisów zawartych w pierwszej poprawce do Konstytucji Stanów Zjednoczonych?
Tymczasem „dzieło” Ruderman Family Fundation za jednym kliknięciem myszy ciągle straszy w internecie nieprzerwanie czyniąc dzieło zniszczenia w umysłach internautów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383240-spojrzmy-prawdzie-w-oczy-fake-news-wyprodukowany-przez-fundacje-rodziny-ruderman-to-element-cyberwojny