Nie lubię triumfalizmu, a pycha naprawdę kroczy zwykle przed upadkiem. W polityce nic nie jest dane raz na zawsze, a na prawicy naprawdę można w wielu miejscach dostrzec „narkotyzowanie się sondażami” o którym mówił niedawno na antenie Telewizji wPolsce.pl Marcin Mastalerek.
Różnie więc może jeszcze być.
Ale trudno nie dostrzec, że na razie opozycja nie tylko nie dorabia strat, ale proces jej degrengolady postępuje. Kiedy obóz rządzący zajęty jest odpieraniem zewnętrznej (jak nie Bruksela, to Izrael) nawałnicy, opozycja zamiast jeszcze bardziej zajmuje się sobą. I to przed wyborami samorządowymi, które są dla niej najbardziej korzystne z całego cyklu głosowań.
Podsumujmy.
O żadnej poważnej koalicji nie ma mowy, w otoczeniu Grzegorza Schetyny wyraźnie wskazano radosną perspektywę zgniecenia, wdeptania w ziemię Nowoczesnej i innych konkurentów jako cel nadrzędny.
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (dumny właściciel 36 kont, trudnej do ustalenia liczby mieszkań, trzymający zwyczajowo pieniądze w kopertach, hojnie na dodatek podobno obdarowywany z żoną przez dziadków, którzy przywieźli z wojny walizkę biżuterii) ogłosił samodzielny start, nie oglądając się już na żadne koalicyjne ustalenia. To ważne wydarzenie, a jego autor, może się okazać jednym z ważniejszych grabarzy opozycji.
Pan Jacek Wojciechowicz, były prezydent Warszawy, też odchodzi z Platformy, sugeruje start przeciw Schetynie, a na odchodne wystawia mu taką cenzurkę:
Grzegorz Schetyna zamiast budować silną opozycję wobec PiS zajmuje się wykańczaniem przeciwników zewnętrznych i oponentów wewnątrz. (…) Nie przypadkiem przewodniczący ma ksywkę „Grzegorz »zniszczę cię« Schetyna”. To jest polityka w stylu cinkciarza spod Peweksu z lat 70. albo takiego faceta, co to gra w trzy kubki. Oszukać, nie dotrzymać słowa, wygrać za wszelką cenę, ośmieszyć i tak dalej.
Dla Schetyny wewnątrzpartyjna opozycja to jest wykończona opozycja. Zjednoczona opozycja to również opozycja wykończona, ale dodatkowo zabieg PR-owy, bo hasło o zjednoczeniu ładnie wygląda.
No i jeszcze: głosem najdonośniej dziś dochodzącym z obozu opozycji jest niejaki pan Szłapka, co wskazuje jak żałosna jest jej jakość intelektualna.
Nawet trudne dla rządzących momenty, nawet oczywiste wpadki, nawet widoczne ostatnio pewne rozedrganie maszynerii dobrej zmiany, nic tu nie zmieniają. Opozycji po prostu nie ma, nie istnieje w najważniejszych dla Polaków debatach. Nic nie ma do powiedzenia, może tylko (przez związane z nią media), że tragiczna zbrodnia „aborcja jest ok”, a „Klątwa” to ich estetyka. To już nie są kilometry oddalenia od normalnych ludzi, to są lata świetlne!
No i właśnie doszedł wspomniany już „efekt Adamowicza”. To stan w którym zasoby opozycji, jej przywództwo, jej interes, pochwała czy krytyka z tamtej strony, nie są już poważnym argumentem dla nikogo mającego coś do stracenia w politycznej grze. Każdy osobisty interes możliwy do ocalenia, każda szansa na zachowanie stanowiska (a te prezydent Gdańska ma spore), są już ważniejsze niż ten wspólny opozycyjny mianownik.
I to jest w tych wydarzeniach najważniejsze, bo oznacza, że w środowiskach PO, Nowoczesnej i okolic malutkie już dzisiaj zasoby wzajemnego zaufania, gotowości poświęcenia dla dobra wspólnego (choćby partyjnego), drastycznie maleją.
Co powiedziawszy, podkreślam: mimo to PiS musi pamiętać, że zawsze jest z kim przegrać.
PS. Jeśli cenią państwo nasz portal, to prosimy o regularne kupowanie tygodnika „Sieci”. Aktualny numer, naprawdę wart lektury:
Warto też dołączyć do SIECI PRZYJACIÓŁ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383066-efekt-adamowicza-mogl-przejsc-do-historii-jako-dumny-wlasciciel-36-kont-ale-moze-przejsc-jako-grabarz-opozycji