Burza w Niemczech. Wywołała ją wypowiedź wiceministra spraw zagranicznych Konrada Szymańskiego w dzienniku „Die Welt”, że Polska nigdy nie pozwoli sobie „na unieważnienie naszych kompetencji w zakresie kontroli granic zewnętrznych i migracji”. W czym problem? Ano w tym, co znów powiedziała kanclerz Angela Merkel, że należałoby połączyć wypłaty z unijnych funduszy z kwestią przyjmowania uchodźców przez państwa członkowskie UE…
Rozdzwonił się mój telefon z prośbami niemieckich mediów o skomentowanie tej polemiki, co kto sądzi i dlaczego. Nie jestem rzecznikiem rządu ani niczyim adwokatem, ale zaistniała sytuacja istotnie wymaga komentarza. Pani kanclerz stwierdziła bowiem, że „solidarność nie jest ulicą jednokierunkową”. To prawda. Nie jest, a przynajmniej nie powinna. Tyle, że akurat w ustach Angeli Merkel tego rodzaju hasła mają osobliwy wydźwięk. A powodów jest wiele:
Po pierwsze, o otwarciu granic Europy dla islamskich imigrantów pani kanclerz zadecydowała sama, jednostronnie, autorytarnie, bez żadnych konsultacji i wbrew regułom obowiązującym w Unii Europejskiej, co spowodowało kryzys w całej wspólnocie, ergo, wzrost popularności partii populistycznych.
Po drugie, pani kanclerz usiłuje teraz własne, kardynalne błędy w polityce imigracyjnej, z notabene tragicznymi skutkami, rozłożyć na barkach innych krajów, w tym Polski, które tych błędów powielać nie chcą. Jak powiedziałem w jednym z wywiadów, w naszym kraju nie trzeba było na bożonarodzeniowych jarmarkach ustawiać betonowych zapór, ani obstawiać patrolami uzbrojonych po zęby żołnierzy.
Po trzecie, sama pani kanclerz, która zapewne wyciągnęła wnioski ze swoich błędów, postuluje obecnie zwiększenie ochrony zewnętrznych granic Unii. I słusznie, ale należało o tym pomyśleć przed nieodpowiedzialnym zaproszeniem dla liczonych już w milionach imigrantów, nie zaś łajać z mównicy tych, którzy sami o to zadbali, jak np. Węgry.
Po czwarte, za tę absurdalną politykę imigracyjną Niemiec odpowiadają współrządzący chadecy z CDU/CSU i socjaldemokraci z SPD. Nikt inny, tylko niemieccy wyborcy wystawili im za to słony rachunek: rządowi koalicjanci uzyskali w wrześniowych wyborach najgorsze wyniki od lat. Stąd też wynika awans Alternatywy dla Niemiec do Bundestagu, gdzie urasta do rangi największej siły opozycyjnej, oraz gigantyczne trudności ze sformowaniem nowego gabinetu rządowego przez „koalicję przegranych”.
Po piąte, jak słusznie podkreślił nie tylko minister Szymański, kwestia migracji i ochrony własnych granic należy do kompetencji krajów członkowskich UE. I w tym przypadku nieco zdesperowana dziś kanclerz Merkel usiłuje narzucić swoją wolę wszystkim członkom wspólnoty. Czym kończy się takie sobiepaństwo świadczy najlepiej wystąpienie Wielkiej Brytanii z unii.
Po szóste, pouczanie akurat Polski w kwestii solidarności jest - delikatnie mówiąc - nadużyciem, tak kontekście historycznym, jak i sytuacji wynikającej z potrzeby chwili. Jak na obecne możliwości nasz kraj udziela bowiem wielkiej pomocy na miejscu, w objętych wojną i nie tylko krajach muzułmańskich. Poza tym, niemieccy politycy sprawiają wrażenie, jakby zapomnieli, że tuż u naszych granic, na Ukrainie wciąż trwa wojna. Tymczasem w Polsce znalazło schronienie i pracę setki tysięcy Ukraińców, uciekinierów z terenów objętych konfliktem zbrojnym, a także imigrantów ekonomicznych. Według szacunków Personnel Service, w tym roku ich liczba sięgnie 2 mln, w przyszłym już 3 mln, co mówi samo za siebie.
Odnośnie do polityki imigracyjnej, narzucanej w UE przez kanclerz Merkel, i prób wymuszania relokacji islamskich przychodźców, należałoby przypomnieć, że nikt inny, tylko właśnie niemieccy chadecy latami blokowali i nadal blokują przystąpienie Turcji do UE, z powodu – jak się to określało na berlińskich salonach - że to „inny krąg kulturowy”… Jeszcze nie tak dawno przez Niemcy przetaczała się też dyskusja o potrzebie obrony niemieckiej kultury przewodniej (Deutsche Leitkultur)…
Wzywanie przy mównicy Bundestagu przez kanclerz Merkel do „solidarności”, czy zarzucanie innym jej braku, bez należytej debaty na ten temat w samej unii jest dalece niefortunne. Właśnie takie działania unijnego „dyrektoriatu” stało się przyczyną „brexitu”. A propos, jak wiadomo, wystąpienie brytyjskich wyspiarzy z unii zmniejszy wpływy do wspólnej kasy; ma rację kanclerz Merkel, że budżet UE będzie wymagał korekt. Jest to jednak tylko półprawda, bowiem z drugiej strony należałoby postawić jasne pytanie: jak długo jeszcze Niemcy i cała wspólnota mają zamiar płacić na – jak się ją określa między Odrą a Renem - „niereformowalną Francję”, z jej gigantycznym zadłużeniem? Jak długo jeszcze Bruksela zamierza wysyłać na adres Paryża lekceważone tam ostrzeżenia, bez żadnych, ale to żadnych konsekwencji, ponoszonych przez inne kraje za o wiele drobniejsze przewiny? Nie ma tematu…?
„Dobrobyt Niemiec zależy od dobrobytu Europy”
— powiedziała również pani kanclerz w swym wystąpieniu w Bundestagu.
Też prawda. Zazwyczaj na różnorakich piętrach niemieckiej polityki mówi się o „czerpaniu pieniędzy z unijnej kasy” przez kraje naszego regionu, i „niewdzięczności”. I to wymaga zmiany w sposobie myślenia. Żaden z krajów Europy nie skorzystał i nie korzysta tak bardzo na rozszerzeniu UE jak właśnie Niemcy, bijące rekordy w eksporcie swych dóbr. Wystarczy odwiedzić dowolny sklep w Polsce, z prawie 40 mln rynkiem konsumenckim. Niektórzy niemieccy eksporterzy nawet nie zadają sobie trudu nazywania po polsku sprzedawanych u nas towarów na opakowaniach, co de facto w samych Niemczech czy np. Francji jest nie do pomyślenia. Na marginesie, były też protesty państw naszego regionu w sprawie gorszej jakości towarów eksportowanych z RFN na tzw. rynek wschodni… Nowy termin „neokolonializmu gospodarczego” nie jest bezpodstawny.
To prawda, że unijny budżet i fundusze celowe wymagają – jak to określiła Angela Merkel - „nowego spojrzenia na finanse unii, jako całości”. Jednakże stawianie ex cathedra jakichś wstępnych warunków, w tym politycznych, jest niebezpiecznym podważaniem fundamentów, na których opiera się funkcjonowanie i spójność całej wspólnoty. Choć rozumiem, że mocno dziś osłabiona pod względem wizerunkowym kanclerz Niemiec stara się odbudować swój nadszarpnięty autorytet. Czy jest to właściwy sposób? Można wątpić…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/382999-oslabiona-kanclerz-merkel-stara-sie-odbudowac-swoj-nadszarpniety-autorytet-kosztem-polski-nie-tedy-droga