Tekst ukazał się w 7/2018 numerze tygodnika „Sieci”.
Antysemityzm w służbie PiS” – tak zatytułował swoją okładkę „Newsweek”. To wprawdzie wypowiedź Jana T. Grossa, który jest bohaterem tygodnika, ale skoro pismo uznało ją za godną takiego wyeksponowania, to jednoznacznie się z nią utożsamia. Wynika z niej, że antysemityzm jest paliwem wyborczym partii Kaczyńskiego.
Wprawdzie żadne ugrupowanie, żadna postać publiczna odwołująca się do antysemityzmu – a pojawiały się takie – nie zrobiła na tym kariery w naszym kraju od upadku komunizmu, ale tropiciele tej, jakoby immanentnej, cechy Polaków, zarówno tym, jak i innymi faktami się nie przejmują. Nie obchodzi ich to, że PiS zawsze piętnowało antysemityzm. Po prawie 30 latach można z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że to właśnie owi tropiciele robią wszystko, aby go w naszym kraju sprowokować. Prowadzą do banalizacji antysemityzmu, gdyż jeśli przypisać można go każdemu, określenie to przestaje cokolwiek wskazywać, a staje się obuchem do okładania przeciwników. Zachowanie takie wyzwala reakcję obronną niesprawiedliwie pomawianych o antysemityzm, którzy zaczynają uznawać, że w takim razie przypuszczalnie nic złego w nim nie ma, a nawet posiada on jakieś uzasadnienia.
Długotrwała kampania „Wyborczej” i jej sojuszników przynosi takie właśnie efekty ku satysfakcji organizatorów. Mogą wreszcie znaleźć dowody na prawdziwość swoich tez, uzasadnić działania i uzyskać dodatkowe wsparcie, również finansowe, z zagranicy, na walkę z kreowanym przez siebie zjawiskiem. Nie twierdzę, że organizatorom polowania na antysemitów od początku przyświecał taki, świadomie założony cel. Przypisywanie nadmiernej samoświadomości większości spośród nich byłoby zdecydowanie na wyrost. Ideowym twórcom pedagogiki wstydu, której częścią było uznawanie antysemityzmu za dystynktywną cechę Polaków i ich historii, przyświecały inne zadania. Chodziło o kontrolę nad pogrążonym w kompleksach i obarczonym poczuciem winy narodem, a więc o władzę. Do niedawna metoda ta prowadziła do sukcesu, ale porażka wyborcza ponad dwa lata temu pokazała jej granicę. Jak zwykle w takich wypadkach jej rzecznicy nie zrozumieli tego. Uznali swoją przegraną za nieprawdopodobny pech, wypadek przy pracy, którego efekty szybko można będzie odwrócić, działając tak jak wcześniej, tyle że intensywniej. Tym była strategia „ulicy i zagranicy”. Dziś widać, że służyła ona głównie tym, przeciw którym była zwrócona. Dlaczego więc przy okazji obecnego, międzynarodowego konfliktu stosowana jest nadal?
Jedną z przyczyn jest świadomość politycznej klęski, jaką zaczynają przyjmować do wiadomości obrońcy III RP. Wrogowie obecnej władzy przestali wierzyć w szybkie zwycięstwo, a więc ważniejsze jest dla nich zagraniczne wsparcie, które wprawdzie nie da im rządów w Polsce, ale może zapewnić przetrwanie w całkiem wygodnych warunkach. Inną przyczyną jest niedoceniany w polityce, a przecież stale w niej obecny, resentyment. Oto Tomasz Lis dojący (wraz z rodziną) miliony z telewizji publicznej i korzystający z wszelkich przywilejów, które przysługiwały ulubionemu pluszakowi Donalda Tuska, pozbawiony zostaje owych dochodów oraz przewag i ma zadowolić się „tylko” stanowiskiem naczelnego w „Newsweeku” oraz pozycją hunwejbina adorowanego wyłącznie przez opozycję. Przecież osobnik ten, który każdym nerwem odczuwa, że należy się mu władza, przeżywa ból dojmującej krzywdy. A takich samych czy pomniejszych, odgrywających nie tak eksponowane, ale jednak intratne i prestiżowe, role jest przecież legion. Ich nienawiść do rządzących obecnie i wspierającej ich zbiorowości nie zna granic, tak jak sposoby, których gotowi są się chwycić, aby jej zadośćuczynić.
A dobro wspólne, racja stanu, interes narodu? Wolne żarty! Tego „narodu głupców”, który nie postępuje zgodnie z wolą swoich światłych autorytetów?! Wobec takiego narodu nie czują przedstawiciele owych samozwańczych elit żadnych zobowiązań ani lojalności, wręcz przeciwnie: życzą mu wszystkiego najgorszego, czego dowodzą swoimi czynami. A nienawiść nie jest racjonalna.
Ich działania w dłuższej perspektywie okażą się zgubne dla nich samych, ale opętani złymi namiętnościami nie są w stanie tego pojąć. Zanim znikną z życia publicznego, dużo jeszcze złego są w stanie zrobić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/382070-wrogowie-narodu-zanim-znikna-z-zycia-publicznego-duzo-jeszcze-zlego-sa-w-stanie-zrobic