Trzeba wyjątkowo złej woli, by stonowanym, umiarkowanym wystąpieniom premiera Mateusza Morawieckiego na temat II Wojny Światowej przypisywać radykalizm historyczny czy też pomniejszanie tragedii narodu żydowskiego. Każdy, kto będzie miał tyle dobrej woli, by osobiście spokojnie wysłuchać słów premiera z Monachium, dostrzeże, że na bardzo agresywne pytanie dał bardzo spokojna odpowiedź.
Pytanie dziennikarza „New York Times”:
Po wojnie moja matka przyrzekła, że nigdy więcej nie będzie mówić po polsku, że nie powie nawet jednego słowa w tym języku. Jeśli dobrze rozumiem, po uchwaleniu tej ustawy byłbym uznany za przestępcę w pańskim kraju ze względu na to, co mówię? Jaki jest cel, jaka jest myśl, którą chce pan przekazać całemu światu? Bo reakcja jest zupełnie odwrotna i przez to jeszcze większa uwaga jest poświęcona tym straszliwym zbrodniom
Odpowiedź szefa polskiego rządu polegała na podkreśleniu, że
jest to niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy zbrodniarze. Tak jak byli żydowscy zbrodniarze, tak jak byli rosyjscy zbrodniarze, czy ukraińscy - nie tylko niemieccy.
Te słowa są w istocie bardzo spokojnym przypomnieniem, że teza o „systemowej odpowiedzialności” Polaków (mordowanych przez Niemców, terroryzowanych, wysyłanych do obozów) prowadzi nas do absurdu. Jeden z najważniejszych polskich polityków powiedział mi ostatnio:
Jeśli by przyjąć tezę, że my współodpowiadamy za śmierć trzech milionów polskich żydowskich obywateli, bo nie chcieliśmy ich ponoć wystarczająco ratować, to co ze śmiercią trzech milionów polskich obywateli narodowości polskiej, z tych samych niemieckich rąk? Czy ich także „nie chcieliśmy” ratować? Przecież to idiotyzm, to myślenie całkowicie oderwane od strasznej bezradności sterroryzowanego narodu w czasie niemieckiej okupacji.
Kanalie były wszędzie. Bo w warunkach całkowitego rozmontowania struktur państwowych i społecznych, codziennego okrucieństwa, nędzy, zagrożenia życia, likwidacji praworządności, kanalie zawsze wychodzą na wierzch. Byli więc szmalcownicy narodowości polskiej, były haniebne momenty w działalności polskiej policji granatowej, ale była też policja żydowska w założonym przez Niemców dla Żydów getcie w Warszawie i był tragizm Calka Perechodnika, który jako policjant żydowski w likwidowanym getcie w Otwocku odprowadził na plac wywózki do komór gazowych setki ludzi, w tym w końcu, zwiedziony nadzieją na ich uratowanie, swoją żonę i córeczkę, i potem pytał: „Czy ja jestem mordercą?”.
Moralną odpowiedzialność za te wszystkie sytuacje ponoszą w pierwszym rzędzie Niemcy, bo to oni zburzyli stary świat, zorganizowali Holocaust i zaprojektowali piekło okupacji.
Nikt w Polsce nie zgodzi się na fałszowanie historii, na dzielenie podłości na uprawnioną i nieuprawnioną, niegodną opisania. Ale też nikomu nie przychodzi do głowy by nie dostrzegać wyjątkowości tragedii narodu żydowskiego, skazanego przez Niemców na zagładę w pierwszym etapie ich barbarzyńskiego planu zbudowania niemieckiej Europy.
Wszystko to Mateusz Morawiecki spokojnie, grzecznie, z poszanowaniem wrażliwości rozmówców stara się tłumaczyć. Tak było w Berlinie, gdzie premier zebrał duże oklaski, na wykładzie i dyskusji w Fundacji Körbera, tak było dzień później w Monachium.
CZYTAJ KONIECZNIE: Rzecznik rządu stanowczo: Głos premiera Morawieckiego w najmniejszym stopniu nie służył negowaniu Holokaustu
A jednak, brutalny atak na podstawie wyciągniętego wyrwanego z kontekstu zdania, jest kontynuowany. Dobrze to ujął Jacek Karnowski, wskazując na brak dobrej woli w tej rozmowie o historii: To nie jest żadna debata, to kafkowski proces bez prawa obrony. Druga strona nie chce rozmawiać, zajmuje się szukaniem pretekstów do eskalacji
W tej sytuacji musimy niestety, z przykrością, uznać, że po stronie izraelskiej jest wyraźny deficyt dobrej woli, za to duża ochota do wciągnięcia Polski w awanturę w której przypisane zostaną nam nie nasze poglądy i nie nasze intencje.
Wola obrony prawdy historycznej (nie było żadnych „polskich obozów śmierci”!) opisywana jest jako zamach na prawdę, a prośba o spokojną rozmowę o historii i sposobie jej przedstawiania, jako agresywne obrażanie pamięci o ofiarach Holocaustu.
Determinacja z jaką próbuje się nas zredukować do skrajności, zepchnąć na negacjonistyczne pozycje, wskazuje, że to się szybko nie skończy. Polska racja stanu nakazuje więc przestrzeganie trzech zasad:
1. Nie dać się sprowokować, nie nakręcać emocji, unikać tanich i nieładnych chwytów w stylu niektórych wypowiedzi pana Ziemkiewicza. Uparcie, ale grzecznie, bronić prawdy historycznej, bo nie mamy moralnego prawa do przepisywania na nowo, na polityczne zamówienie, historii tych tragicznych wojennych czasów, gdzie sprawcami byli Niemcy, a Żydzi, Polacy i inne narody - ofiarami. Zapraszać wszystkich do spokojnej rozmowy o historii.
2. Przyjąć, że pewne koszty tej wytoczonej nam kampanii są nieuniknione. Jeżeli część polityków izraelskich uznała, że ten konflikt z polską na tle historii dobrze działa w ich wewnętrznej polityce, to niewiele można z tym zrobić. Trzeba przeczekać i liczyć, że przyjdzie moment otrzeźwienia.
3. Polski premier, który naprawdę dobrze radzi sobie w debatach z elitami zachodniej Europy, w przekonywaniu do polskich racji, w tej sprawie musi otrzymać w kraju maksymalne poparcie. Ze strony własnego obozu, polskich mediów (ile ich jest?), ale także ze strony opozycji. Jeśli w jej szeregach zachowały się jakieś resztki myślenia państwowego, to dobry moment, by to pokazać.
To nie będzie łatwy czas, ale przynajmniej wiemy, czego się można spodziewać. I wiemy, że trzeba spokojnie robić swoje. Jeśli premier Morawiecki będzie kontynuował swoje europejskie działania, to odwrócenie fali negatywnych przekazów, prędzej czy później, nadejdzie.
Pisałem o tym przedwczoraj: Morawiecki, jakiego nie znacie. Polski premier skutecznie przekonuje zachodnie elity do naszych reform
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/382051-premier-morawiecki-musi-dzis-otrzymac-maksymalne-wsparcie-jak-dzialac-trzy-punkty