Międzynarodowa burza wokół polskiej ustawy o IPN („Holocaust law”) niestety nie jest żadną „debatą”. To raczej kafkowski proces bez prawa do obrony. Proces, w którym każde słowo płynące z Polski może być wykorzystane przeciwko nam, niezależnie od intencji mówcy i sensu całego przesłania.
Najnowszy przykład: premier Morawiecki w Monachium chciał pokazać (i pokazał) otwartość i gotowość do dialogu. To człowiek, który wie, co mówi: jest z wykształcenia historykiem, zna doskonale historię II wojny światowej.
Gdy izraelski dziennikarz Ronen Bergman przywołał historię własnej rodziny, jak twierdzi, wydanej gestapo przez polskich sąsiadów, i zapytał, czy za tego typu stwierdzenia zostałby w Polsce ukarany, szef rządu odpowiedział, że Polska nie będzie karała ludzi, którzy twierdzą, że byli polscy sprawcy („perpetrators”) Holocaustu:
Nie zaprzeczamy faktowi, że byli polscy sprawcy, tak jak byli żydowscy sprawcy, i ukraińscy sprawcy.
Słowa te szybko wywołały burzę o nieznanych jeszcze konsekwencjach. Piszą o nich w tonie wielkiego oburzenia izraelskie media, używając grubych słów. Na stronie „Jerusalem Post” jest to obecnie temat numer jeden. Także dziennikarze „Haaretzu” nie żałują potępienia:
„Jerusalem Post” cytuje również wypowiedzi izraelskich polityków, którzy domagają się obniżenia rangi relacji z Polską.
Premier Morawiecki nie powiedział niczego szczególnego: taka była okrutna prawda II wojny światowej. Niemieccy najeźdźcy sprowadzili do roli pomocników w zbrodni także niektóre swoje ofiary, także żydowskie. Wie to każdy, kto zna choć pobieżnie historię Holocaustu.
Ale druga strona nie chce słuchać, nie chce rozmawiać. Zajmuje się szukaniem pretekstów do eskalacji; wyrwane z kontekstu słowa przekształca w oskarżenie. Pomija milczeniem polskie gesty dobrej woli, gotowość do podjęcia dialogu. Symbolicznie, polska komisja ds. relacji polsko-izraelskich wciąż nie ma swojego odpowiednika.
„Prawda” została więc ustalona, i żadne fakty jej nie zmienią, by zacytować klasyka. W tej sprawie polskie argumenty traktowane są jako nieprawomocne. Stawia się nas niemal w roli Turcji, w sposób równie uparty co szalony negującej rzezie Ormian.
Każdy nasz ruch - choćby pełen otwartości i dobrej woli, maksymalnie wyczulony na wrażliwość drugiej strony - jest wykorzystywany przeciwko nam. Jesteśmy faulowani, a sędziego brak.
Ale Polska nie ma innego wyjścia, niż bronić prawdy. Paradoksalnie, broniąc „polskiej” prawdy, broni również prawdy o Holocauście, na co premier Morawiecki zwrócił uwagę już w swoim przemówieniu telewizyjnym, zaraz po wybuchu kryzysu.
Nie jest łatwo, i łatwo nie będzie, bo mierzymy się nie tylko z dramatycznie innym, często zafałszowanym spojrzeniem na historię II wojny światowej; mierzymy się także z postawami ze sfery quasi-religijnej, w której każdy nowy argument traktowany jest jak herezja.
Jedno jednak musimy widzieć: gdy ulegniemy, nie będzie milej; będzie jeszcze straszniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/381991-to-nie-jest-zadna-debata-to-kafkowski-proces-bez-prawa-obrony-druga-strona-nie-chce-rozmawiac-zajmuje-sie-szukaniem-pretekstow-do-eskalacji