Zapytałem ją: „Czy wyposażając swoje własne mieszkanie miała pani prawo obciążać w formie wyższego czynszu lokatorów, bo to jest nieuczciwe”?. Odparła: „Nie wiem”. Te faktury są mocno naciągane. Pytanie dlaczego wystawione są na Toruńską, kiedy ona mieszkała już na Lutosławskiego 9?
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jan Mosiński (PiS), członek Komisji Weryfikacyjnej.
wPolityce.pl: Co uderzyło Pana najbardziej w zeznaniach świadków w sprawie kamienicy przy Lutosławskiego 9?
Jan Mosiński: W mojej ocenie wczorajsza rozprawa była bez wątpienia najtrudniejszą rozprawą Komisji Weryfikacyjnej. Było dużo emocji, dużo łez oraz przesłuchań po rygorem ukarania za fałszywe zeznania. Pokazały one najciemniejsze strony dzikiej reprywatyzacji. Z zeznań świadków wyłania się następujący obraz: policja interweniowała na zasadzie takiej, że przychodziła, spisywała interwencję, ewentualnie stawała się nieopacznie- tak podejrzewam, ale będziemy to wyjaśniać- po stronie właścicielki. Jeżeli prawdą jest, że pomagała eksmitować nieżyjącego już pana Marka Orłowskiego bez nakazu eksmisji, to jest to nie do zaakceptowania. Również prokurator, który poinformowany o podejrzeniu popełnienia przestępstwa poprzez naruszenie miru domowego z art 193 kodeksu karnego przeprowadza rozpoznanie w ciągu kilku dni. Oczywiście przesłuchuje panią, która zawiadamia organy ścigania, lecz na tym się wszystko kończy. Mogę postawić tezę, że kto wie, gdyby w odpowiednim momencie służby zadziały, to ten biedny człowiek może dalej by żył. A tak – jak mówią świadkowie- został zepchnięty na margines. Nie tylko wyrzucono mu meble z mieszkania, ale również miał nieformalny zakaz zbliżania się do posesji na Lutosławskiego 9. Na jakiej zasadzie? Chyba jedynie na zasadzie lex Wierzbicka!
Ona jednak pozuje na ofiarę, mówi nawet, że rzucono na nią klątwę. Jednocześnie przeczy temu, że nękała, biła i wyzywała mieszkańców, choć nagrania potwierdzają zeznania lokatorów. Przekonały Pana jej zeznania?
Nie do końca. Specjalnie dwa razy mówiłem jej, że była informowana o tym, że składa zeznania pod rygorem odpowiedzialności karnej. Po mojej serii pytań głos zabrał pan minister Zieliński, który pokazał filmy, z których wynika zupełnie inny obraz od przedstawianego przez panią Wierzbicką. Pytałem więc ponownie czy używała sformułowań „szczury, wszy, zwierzęta”?, odparła, że nie. Mamy materiał, z którego wynika jednak co innego. Więc albo zagubiła się podczas tego przesłuchania, albo jej żal był w jakiś sposób udawany. Widać tutaj przy okazji pewną nieudolność właścicielki. Zapytałem ją jak wygląda kwestia rokowań odnośnie zapłaty przez nią na rzecz miasta 2 milionów 600 tys. zł. Pani popatrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha i powiedziała: „nie wiem”. A przecież miasto wystawiło jej tzw. rachunek za odbudowę tej kamienicy po wojnie, nadbudowę kolejnego pietra i rożnego rodzaju remonty, które były wykonywane i ona musi to oddać, jest sprawa w sądzie.
Czy są jakieś przesłanki, które podważałyby legalność posiadania przez panią Wierzbicką kamienicy przy Lutosławskiego 9?
Jeżeli kamienica jest zniszczona w ponad 60 proc. i zostaje odbudowana przez państwo polskie, to podejrzewam, że nie powinno być tutaj decyzji zwrotowej. Mam wątpliwości co do tego, jeżeli chodzi o tzw. przesłankę posiadania. To jest ten trzeci warunek wynikający z dekretu Bieruta z art. 7 ust. 1. Stąd pytałem też świadka od kiedy pani Wierzbicka tam mieszka. Odparła, że od lat 90., ale w ogóle jej tam nie widziała. To też jest mocno poplątane, natomiast według mnie najbardziej istotny jest tutaj wątek interesu społecznego., który był wczoraj do bólu obnażony. To walenie w drzwi pięściami przez pana Wierzbickiego, wyrzucenie iluś rodzin z tej kamienicy, uprzykrzanie im życia, by się wynieśli. Podejrzewam, że ktoś celowo podpowiedział pani Wierzbickiej, albo sama na to wpadła, żeby przeprowadzić podwyżki czynszu. One są niezgodne z decyzją wojewody mazowieckiego odnośnie współczynników, które się określa na dany rok. Być może specjalnie hodowała te długi, by później w sądzie jako dobra pani powiedzieć do jednego ze świadków: „To ja pani daruje te długi, a pani niech się wyniesie do mieszkania komunalnego”. Pani Gołub z tego skorzystała, bo miała zadłużenie, ale w wyniku wyliczeń pani Wierzbickiej, które sąd odrzucił jako niezgodne z prawem.
Tu pojawia się ważny wątek faktur, którymi pani Wierzbicka miała wymachiwać w sądzie. To prawda, że wyposażyła własne mieszkanie, a kosztem obciążyła lokatorów podwyższając im czynsz?
Akurat miałem w rękach te faktury, na które zwróciłem już uwagę przeglądając wcześniej akta. Tam była faktura za kuwetę, mało tego było tam nawet sitko do herbaty za 2 zł, ale także meble: sofa, krzesła, dwie czy trzy wanny, płyta indukcyjna, zamrażarka, zmywarka, okap. Mam wrażenie, że pani Wierzbicka wyposażyła swoje własne mieszkanie. Zapytałem ją: „Czy wyposażając swoje własne mieszkanie miała pani prawo obciążać w formie wyższego czynszu lokatorów, bo to jest nieuczciwe”?. Odparła: „Nie wiem”. Te faktury są mocno naciągane. Pytanie dlaczego wystawione są na Toruńską, kiedy ona mieszkała już na Lutosławskiego 9? Przemówienie jej pełnomocnika było ładnie wyreżyserowane. Pytał, gdzie ona się ma podziać, gdyby komisja tę kamienicę przekazała miastu? A czy pani Wierzbicka zadała sobie pytanie, co maja zrobić lokatorzy, którym wyrzuciła prze okna meble, czy wtedy o tym myślała? Pani mówi, że jest pełna empatii. Pytam ją, skoro tak jest, to co w jej ustach znaczą słowa: „wszy, szczury, zwierzęta”, czy „wynoście się z tej kamienicy”? Są na to dowody, będziemy to weryfikować. Nie wiem, czy nie będzie wniosku o ukaranie pani Wierzbickiej za składanie fałszywych zeznań.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/381818-nasz-wywiad-jan-mosinski-nie-wiem-czy-nie-bedzie-wniosku-o-ukaranie-pani-wierzbickiej-za-skladanie-falszywych-zeznan