Celebryta, który regularnie nie skandalizuje i nie jedzie po bandzie po prostu wypada z obiegu.
„Legenda” Władysław Frasyniuk od dawna, czyli co najmniej od 2006 r. nie zajmuje się polityką. A nawet jego kierowanie Unią Wolności (w latach 2001-2005) i Partią Demokratyczną (2005-2006) polityką było pozornie. Od kilkunastu lat powołaniem „legendy” Frasyniuka jest bycie celebrytą, czyli działalność rozrywkowa. Można ją uprawiać przeplatając z występami artystycznymi, co szczególnie chętnie robią w Polsce ludzie filmu, teatru i piosenki. Ale można się też skupić wyłącznie na happeningach, co jest nawet racjonalne w wypadku ludzi niemających artystycznych talentów czy takiego wykształcenia. Władysław Frasyniuk jest celebrytą bez artystycznego talentu i wykształcenia, więc udziela się wyłącznie w happeningach. Ma zresztą na kim się wzorować, bowiem najbardziej znanym celebrytą, bez talentu i wykształcenia artystycznego, jest dawny szef Frasyniuka (w „Solidarności”), czyli Lech Wałęsa. On także „jedzie” w swojej happenerskiej działalności na „legendzie” politycznej. Wałęsa i Frasyniuk mają zresztą podobny, kilkunastoletni staż w branży rozrywkowej.
Wcześniej niż Wałęsa i Frasyniuk karierę w świecie rozrywki próbował robić ich kolega Zbigniew Bujak, który w grudniu 1991 r. wystawił na licytację swoją legitymację „Solidarności”, a aukcję zorganizowała żona Jerzego Urbana – Małgorzata Daniszewska. Ostatecznie legitymacja poszła za 60 tys. starych złotych, czyli obecnie byłoby to marne 6 zł. Ta niska cena była zresztą zamierzona, bo chodziło o ośmieszenie prawdziwej legendy całego ruchu „Solidarności”. Bujak w świecie rozrywki wytrzymał krótko, a potem zajął się dokształcaniem, co tylko wyszło mu na dobre. Znanym nabytkiem świata rozrywki, z kilkuletnim stażem, jest Henryka Krzywonos – „legenda” tramwajarska, która została wykreowana niemal ex nihilo i z powodów politycznych. Żeby przy pomocy wielkiego wsparcia medialnego konkurować z prawdziwą legendą, czyli Anną Walentynowicz. Ale pani Anna zginęła w katastrofie smoleńskiej, więc „legendarna” tramwajarka mogła się już poświęcić wyłącznie rozrywce. I w pełni rozrywkowa, a więc i celebrycka jest jej postać w filmie Andrzeja Wajdy „Wałęsa”, zagrana zresztą przez celebrytkę z TVN – Dorotę Wellman.
Funkcjonowanie w roli celebryty polega głównie na tym, żeby się pokazywać, prężyć i gadać mniejsze bądź większe głupoty, a jeśli to nie działa, wywoływać skandale. Wszak happeningi to w zasadzie skandale. I zarówno Wałęsa, jak i Frasyniuk oraz Krzywonos dzielnie prowadzą działalność happenerską, czyli skandalizują. Nie wiem, czy się umówili, czy wyszło to spontanicznie z powodu wewnętrznej rywalizacji, ale kiedy jedno z trojga tych celebrytów zabłyśnie czymś wyjątkowo niemądrym bądź radykalnym, pozostali czują się wywołani do tablicy i próbują się wygłupiać jeszcze bardziej niemądrze i radykalnie. Aż tak radykalnie, że często wygląda to na zwykłe fiksum-dyrdum. A najbardziej w tym zapamiętały wydaje się „legenda” Frasyniuk. Ale trzeba sprawiedliwie przyznać, że regularne „odjazdy” ma cała trójca. I nie wynika to z cech charakteru czy osobowości, lecz z praw rynku. Celebryta, który regularnie nie skandalizuje i nie jedzie po bandzie, i niemający w dodatku talentu oraz wykształcenia artystycznego, po prostu wypada z obiegu. Szczególnie dotyczy to Lecha Wałęsy, który od dawna żyje wyłącznie z tego, że jest globalnym celebrytą (choć już w bez porównania skromniejszej skali niż kilkanaście lat temu). Frasyniuk ma sporą firmę transportową, zaś Krzywonos jest posłanką i dostała od premiera Donalda Tuska specjalną emeryturę, więc nie muszą się wygłupiać dla chleba. Oni to robią dla sławy, a ponieważ celebryctwo wciąga i uzależnia, bardzo się starają, by wciąż było o nich głośno.
Władysław Frasyniuk wybrał najbardziej radykalną formę happenerstwa, bo mimo materialnego sukcesu jest najbardziej wyautowany. I chyba okropnie to znosi, skoro sięga po różne drastyczne formy autopromocji. Ale w ruchach happenerskich to nic nowego, bo mieszczą się w nich zarówno pacyfistyczna Pomarańczowa Alternatywa, jak i działający w latach 60. i 70. wiedeńscy akcjoniści, robiący naprawdę okropne rzeczy, np. publicznie smarując się ekskrementami i wymiocinami, masturbując czy samookaleczając. A wszystko to z hymnem Austrii w tle. I oni także demonstrowali potem swoje bohaterstwo, bo austriacki wymiar sprawiedliwości uznał jednak, że podczas grania narodowego hymnu takich rzeczy robić się nie godzi. Władysław Frasyniuk nie jest aż tak odważny „artystycznie” jak Hermann Nitsch, Guenter Brus czy Otto Muehl, ale jakieś elementy sado-maso można w jego działaniach odnaleźć. Był przecież wyraźnie zadowolony zarówno z przenoszenia go przez policjantów, jak i z zakuwania w kajdanki, by doprowadzić go na przesłuchanie do prokuratury.
Wałęsa, Krzywonos czy Frasyniuk wybrali rozrywkę jako sposób życia, a w tym świecie jesteś tyle wart, ile twój ostatni show. Dlatego muszą organizować kolejne happeningi, wypowiadać kolejne niemądre opinie, starać się trafiać na czołówki mediów. I nie mają lekko, bo z rozrywki chcą w Polsce żyć tysiące osób: od szafiarek, blogerek modowych, aktoreczek i piosenkarzyków po zawodowych twórców czujących niedosyt z wykonywania swojego zawodu. No i trzeba pamiętać o wewnętrznej rywalizacji, co sprawia, że Władysław Frasyniuk będzie jeszcze radykalniejszy w swojej wersji sado-maso, Lech Wałęsa jeszcze bardziej rozszczepiony osobowościowo i pokręcony logicznie, zaś Henryka Krzywonos będzie jeszcze bardziej ewoluować ku celebryctwu ściankowemu. W świecie rozrywki nie ma lekko.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/381809-frasyniuk-robi-dziwne-rzeczy-bo-nalezy-juz-calkowicie-do-swiata-rozrywki-podobnie-jak-walesa-i-krzywonos