Felieton ukazał się w 6/2018 numerze tygodnika „Sieci”.
Kolega pojechał do Monachium na aukcję kupować obraz. Ponieważ ten, który go interesował, miał być licytowany później, wyskoczył do bufetu. Zjadł, popił piwem i wkroczył. Rychło w czas, bo jego obraz miał już na liczniku prawie 20 tys. euro. Rzucił się szaleńczo do walki. „Do trzydziestki mogę” – pomyślał. I wygrał, 29 tys. Słyszy brawa. Trochę się zdziwił, bo kwota nie była taka znowu oszałamiająca, ale ukłonił się grzecznie. Fetowano go, bo rzadko ktoś kupuje obraz polskiego malarza za prawie 100 tys. euro. Konkretnie 92 tys., nie 29. Plus opłaty. Wszystko przez ten cholerny niemiecki, którym kolega nie włada. Te cwaj und najnziś to przecież dwa i dziewięć, prawda? Nie? No trudno, na biednego nie trafiło.
Morał: jak się chce z kimś konkurować, to warto zadbać o szczegóły. Kolega – jakby co, służę namiarami – mógłby służyć jako mentor polskiemu rządowi, który najwyraźniej jego przypadku nie znał i poszedł w bój z gołą d… Chcieliśmy pokazać Izraelowi i Ameryce, jak się uprawia politykę? Dostaliśmy po lekkim razie w nos i się popłakaliśmy. No nie, tak się nie bawimy. Myśleliśmy, że jesteście kolegami, a tu proszę, maski opadły. Ameryka, niby przyjaciel, a tylko o forsę mu chodzi. Żydzi to w ogóle szkoda gadać, wiadoma sprawa. To komentarze – najbardziej cenzuralne – z Twittera. Na forach internetowych jest jeszcze fajniej, tam szambo wybiło na całego. A przecież, drogie misie i spece od międzynarodowej strategii, czego się spodziewaliście? Że Żydzi będą dla nas mili, a Amerykanie o nasz interes się zatroszczą? Serio? A niby dlaczego? Nie jest to aby przypadkiem nasz obowiązek? Dlatego, mówiąc poważnie, nie boli mnie (choć czasem szlag trafia), że Żydzi, że Amerykanie, że Unia. Sorry, ale jak się chce z dużymi grać, to trzeba zagryźć zęby i grać jak oni.
A tak konkretnie, to może na początek spytam, gdzie była nasza ambasada w Izraelu i całe to MSZ? Nie wiedzieli, co się kroi? Nie rozmawiają z tamtejszymi dyplomatami, z urzędnikami średniego szczebla, z politykami, dziennikarzami, nie słyszą nic? No tak, ale kto miałby to robić, skoro stary ambasador już wrócił, a nowego nie ma. Kandydatka na panią ambasador, była prezes radia, skompromitowała się tak widowiskowo przed komisją sejmową, że nawet posłowie PiS na nią nie głosowali, a protokoły z przesłuchania krążą jak zeszyty z dowcipami. Czyli na MSZ liczyć nie można.
To przypomnijcie mnie może, kto miał się zajmować walką o dobre imię Polski za granicą? A prawda, Polska Fundacja Narodowa. 250 baniek – słownie napiszę: ćwierć miliarda złotych – przytulili! Pensje mają, na to wystarczyło. Na stronę internetową fundacji po angielsku już nie. Co robią w czasie największego od lat kryzysu dyplomatycznego? A panie, daj spokój, taki zapieprz, że nie wiadomo, w co ręce włożyć. I nie mówcie mi proszę, że to ludzie zasłużeni, że pan prezes jest z Klubu „Gazety Polskiej” i miesięcznic, a pan Świrski, który – obawiam się – dał tej fundacji nie tylko twarz, lecz i nazwisko, to bardzo prawy człowiek. Bo skoro tacy szlachetni, to ordery im dać, ale od pieniędzy publicznych z daleka trzymać, bo nie umieją i tyle. Nie było ich w Davos. OK, może oni nie do elit przemawiają, tylko do mas, może zrobili spektakularne akcje, wynajęli największe billboardy na Picadilly Circus czy Manhattanie? Też nie? Gdzie ich grupa od mediów społecznościowych, prawdziwy sztab szybkiego reagowania, który od tygodnia powinien zalewać ośmiomilionowy Izrael memami, reklamami, filmikami po polsku, angielsku i hebrajsku? Nie ma tego wszystkiego?
Aha, czyli nie mamy ambasady, nie mamy dyplomacji, nie mamy fundacji od walki o dobre imię, a rzucamy się na największe potęgi świata? Wiecie co? To idźcie wy sobie wszyscy na ryby. Tylko nie płaczcie później, że nie biorą, bo zapomnieliście wędek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380928-ryby-po-zydowsku-jak-sie-chce-z-duzymi-grac-to-trzeba-zagryzc-zeby-i-grac-jak-oni