Mówiła pani w jednej z audycji, że w przy al. Solidarności w Warszawie nadal stoi budynek, w którym w czasie II wojny światowej mieściła się siedziba żydowskiego Gestapo.
Ten budynek stoi naprzeciw kościoła pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. W czasie wojny był to adres Leszno nr 13. Tam mieścił się komisariat żydowskiego Gestapo. Proszę mi pokazać Polaka, który w czasie wojny ubrał mundur niemieckiego Gestapo. Nie było takiego. Tymczasem po getcie warszawskim krążyli Żydzi ubrani mundury gestapo. Zachowały się zdjęcia. Może warto byłoby je pokazać żyjącym dziś w Izraelu Żydom i światu?
Zdziwiło mnie, że pani mistrzem był Władysław Bartoszewski. Podkreśla pani, że to on uczył panią, że nie można stosować taryfy ulgowej wobec nikogo, także wobec Żydów i Niemców.
Tak. Moją najważniejszą książkę „Poza granicą solidarności. Stosunki polsko-żydowskie” ukończyłam w 2005 r. Pierwszą osobą, do której ją wysłałam, był Władysław Bartoszewski. Miałam z nim zawsze dobry, bezpośredni kontakt. Zadzwonił po dwóch dniach, pogratulował i powiedział: Pani Ewo, gratuluję, ktoś wreszcie musiał to o Żydach napisać.
Ale zastrzegł, że wstępu nie może napisać.
Tak, ale powiedział, że do końca życia nikt nigdy nie usłyszy od niego słowa krytyki. Słowa dotrzymał. Bartoszewski ostrzegał mnie, że będą próbowali mnie zniszczyć. I tak było. Próbowała mnie atakować „Gazeta Wyborcza”. Przynieśli mi recenzję napisaną przez jakąś Engelking. Odmówiłam przeczytania i powiedziałam, że jeśli chodzi o stosunki polsko-żydowskie, dla mnie liczą się tylko autorytety. Zagrozili, że pójdą do Bartoszewskiego. Roześmiałam się w duchu. Pewnie poszli. Napisali w końcu jedynie to, że Kurek straciła wrażliwość na krzywdę Żydów i dali spokój.
Ludzie, szczególnie młodzi, pamiętają Bartoszewskiego z ostatnich lat jego życia, niedobrych ze względu na wiek i niedobrych ze względu na polityczną atmosferę. Nikt już dziś nie pamięta, że to właśnie Bartoszewski w roku 1968, jako pierwszy w Polsce, w opasłej książce „Ten jest z ojczyzny mojej” poruszył temat ratowania Żydów w Polsce. Zebrał w niej relacje i napisał jak to wszystko wyglądało. Brakuje mi dziś normalnego w miarę młodego Bartoszewskiego. Huknąłby Żydom tak, że pochowaliby się po kątach i na jakiś czas byłby spokój. Żydzi szanowali Bartoszewskiego i bali się go. Bartoszewski wiedział, co Żydzi wyrabiali w gettach. Byłam światkiem co najmniej kilku takich sytuacji.
Bartoszewski wyratował mnie także bodaj w 1996 roku z rąk rabina Menachema Pinkasa Joskowicza, który uczepił się mnie, że mam mu sprzedać „żydowskie łebki”, czyli dzieci żydowskie uratowane w klasztorach, które są dziś Polakami. Władysław Bartoszewski był wtedy ministrem spraw zagranicznych. Po krótkiej rozmowie w cztery oczy, przyjął mnie i rabina w swym ministerialnym gabinecie. Spojrzał z góry na rabina i krótko oświadczył, że dr Kurek ma rację, że on nigdy nie dostanie ode mnie adresów żydowskich dzieci, a w ogóle, mówiąc głośno i jak zwykle szybko, bez ogródek nakazał rabinowi Joskowiczowi, że ma się ode mnie raz na zawsze odczepić i raz na zawsze odczepić się ma od żydowskich dzieci, które wybrały Polskę jako swoją ojczyznę. Po takim dictum rabin Joskowicz stulił uszy po sobie i zostawił mnie w spokoju. Opisałam tę historię w książce „Żydzi, Polacy, czy po prostu ludzie…”.
Przy osobie Władysława Bartoszewskiego pojawia się zarzut, że kiedy atakowano Polskę w Knesecie, siedział na sali i milczał.
Nie wiem, czy mówiono wtedy w Knesecie po polsku, należy to sprawdzić. Jeżeli mówili po hebrajsku, nie wiedział, o czym mówią. Być może miał tłumacza. Jeśli tłumaczem był Żyd, mógł nie przekazywać mu dokładnej treści wystąpień. Władysław Bartoszewski nie znał przecież hebrajskiego. Ale jeśli mówili po polsku, nie mam pojęcia, dlaczego milczał. Był już stary, może przysnął? Milczenie nigdy nie było cechą Bartoszewskiego.
Nigdy nie zapomnę jego wystąpienia na Uniwersytecie Jerozolimskim w 1988 r. Przemawiał do około tysiąca Żydów, m.in. do polityków różnych opcji. Mówił o tym, co się działo w Polsce w czasie wojny. Dał im tak popalić, że zaniemówili. Nie wszystkim się podoba to, co mówię, nie wszyscy mi wierzą, ale to Władysław Bartoszewski, który przyjeżdżał do Lublina na nasze seminarium doktorskie, wciskał mi do głowy: Pani Ewo, żadnych ulg wobec kogokolwiek, Żydzi to taki sam naród jak my czy Niemcy. Bartoszewski wywarł na mnie duży wpływ, jeśli chodzi o metodykę badań historycznych i nigdy się tego nie wyprę. Pod koniec życia zdarzało mu się gadać głupstwa. Dlatego na przykład podpisałam list protestacyjny skierowany bezpośrednio do Bartoszewskiego, gdy powiedział, że Polska to brzydka panna bez posagu. Nie obraził się. Miał przysłowiowy niewyparzony język i czasem jego wyrwane z kontekstu słowa także dla mnie są do dziś obrzydliwe. Ale warto człowieka oceniać całościowo.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Ewa Kurek – doktor historii, absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, jest reżyserem pięciu filmów dokumentalnych oraz autorką wielu artykułów i siedmiu książek poświęconych drugiej wojnie światowej; dwie książki Ewy Kurek zostały przetłumaczone na język angielski i wydane w USA. Wyniki swych badań nad problemem stosunków polsko-żydowskich Ewa Kurek prezentowała na międzynarodowych kongresach naukowych oraz podczas wykładów, między innymi w Yad Vashem, Jerozolima (1988), Princeton University, USA (1993), Columbia University, USA (2007). Wstęp do książki „Dzieci żydowskie w klasztorach” napisał Prof. Jan Karski, odznaczony pośmiertnie najwyższym odznaczeniem Stanów Zjednoczonych za zasługi w ratowaniu polskich Żydów. (Wyd. Replika).
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mówiła pani w jednej z audycji, że w przy al. Solidarności w Warszawie nadal stoi budynek, w którym w czasie II wojny światowej mieściła się siedziba żydowskiego Gestapo.
Ten budynek stoi naprzeciw kościoła pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. W czasie wojny był to adres Leszno nr 13. Tam mieścił się komisariat żydowskiego Gestapo. Proszę mi pokazać Polaka, który w czasie wojny ubrał mundur niemieckiego Gestapo. Nie było takiego. Tymczasem po getcie warszawskim krążyli Żydzi ubrani mundury gestapo. Zachowały się zdjęcia. Może warto byłoby je pokazać żyjącym dziś w Izraelu Żydom i światu?
Zdziwiło mnie, że pani mistrzem był Władysław Bartoszewski. Podkreśla pani, że to on uczył panią, że nie można stosować taryfy ulgowej wobec nikogo, także wobec Żydów i Niemców.
Tak. Moją najważniejszą książkę „Poza granicą solidarności. Stosunki polsko-żydowskie” ukończyłam w 2005 r. Pierwszą osobą, do której ją wysłałam, był Władysław Bartoszewski. Miałam z nim zawsze dobry, bezpośredni kontakt. Zadzwonił po dwóch dniach, pogratulował i powiedział: Pani Ewo, gratuluję, ktoś wreszcie musiał to o Żydach napisać.
Ale zastrzegł, że wstępu nie może napisać.
Tak, ale powiedział, że do końca życia nikt nigdy nie usłyszy od niego słowa krytyki. Słowa dotrzymał. Bartoszewski ostrzegał mnie, że będą próbowali mnie zniszczyć. I tak było. Próbowała mnie atakować „Gazeta Wyborcza”. Przynieśli mi recenzję napisaną przez jakąś Engelking. Odmówiłam przeczytania i powiedziałam, że jeśli chodzi o stosunki polsko-żydowskie, dla mnie liczą się tylko autorytety. Zagrozili, że pójdą do Bartoszewskiego. Roześmiałam się w duchu. Pewnie poszli. Napisali w końcu jedynie to, że Kurek straciła wrażliwość na krzywdę Żydów i dali spokój.
Ludzie, szczególnie młodzi, pamiętają Bartoszewskiego z ostatnich lat jego życia, niedobrych ze względu na wiek i niedobrych ze względu na polityczną atmosferę. Nikt już dziś nie pamięta, że to właśnie Bartoszewski w roku 1968, jako pierwszy w Polsce, w opasłej książce „Ten jest z ojczyzny mojej” poruszył temat ratowania Żydów w Polsce. Zebrał w niej relacje i napisał jak to wszystko wyglądało. Brakuje mi dziś normalnego w miarę młodego Bartoszewskiego. Huknąłby Żydom tak, że pochowaliby się po kątach i na jakiś czas byłby spokój. Żydzi szanowali Bartoszewskiego i bali się go. Bartoszewski wiedział, co Żydzi wyrabiali w gettach. Byłam światkiem co najmniej kilku takich sytuacji.
Bartoszewski wyratował mnie także bodaj w 1996 roku z rąk rabina Menachema Pinkasa Joskowicza, który uczepił się mnie, że mam mu sprzedać „żydowskie łebki”, czyli dzieci żydowskie uratowane w klasztorach, które są dziś Polakami. Władysław Bartoszewski był wtedy ministrem spraw zagranicznych. Po krótkiej rozmowie w cztery oczy, przyjął mnie i rabina w swym ministerialnym gabinecie. Spojrzał z góry na rabina i krótko oświadczył, że dr Kurek ma rację, że on nigdy nie dostanie ode mnie adresów żydowskich dzieci, a w ogóle, mówiąc głośno i jak zwykle szybko, bez ogródek nakazał rabinowi Joskowiczowi, że ma się ode mnie raz na zawsze odczepić i raz na zawsze odczepić się ma od żydowskich dzieci, które wybrały Polskę jako swoją ojczyznę. Po takim dictum rabin Joskowicz stulił uszy po sobie i zostawił mnie w spokoju. Opisałam tę historię w książce „Żydzi, Polacy, czy po prostu ludzie…”.
Przy osobie Władysława Bartoszewskiego pojawia się zarzut, że kiedy atakowano Polskę w Knesecie, siedział na sali i milczał.
Nie wiem, czy mówiono wtedy w Knesecie po polsku, należy to sprawdzić. Jeżeli mówili po hebrajsku, nie wiedział, o czym mówią. Być może miał tłumacza. Jeśli tłumaczem był Żyd, mógł nie przekazywać mu dokładnej treści wystąpień. Władysław Bartoszewski nie znał przecież hebrajskiego. Ale jeśli mówili po polsku, nie mam pojęcia, dlaczego milczał. Był już stary, może przysnął? Milczenie nigdy nie było cechą Bartoszewskiego.
Nigdy nie zapomnę jego wystąpienia na Uniwersytecie Jerozolimskim w 1988 r. Przemawiał do około tysiąca Żydów, m.in. do polityków różnych opcji. Mówił o tym, co się działo w Polsce w czasie wojny. Dał im tak popalić, że zaniemówili. Nie wszystkim się podoba to, co mówię, nie wszyscy mi wierzą, ale to Władysław Bartoszewski, który przyjeżdżał do Lublina na nasze seminarium doktorskie, wciskał mi do głowy: Pani Ewo, żadnych ulg wobec kogokolwiek, Żydzi to taki sam naród jak my czy Niemcy. Bartoszewski wywarł na mnie duży wpływ, jeśli chodzi o metodykę badań historycznych i nigdy się tego nie wyprę. Pod koniec życia zdarzało mu się gadać głupstwa. Dlatego na przykład podpisałam list protestacyjny skierowany bezpośrednio do Bartoszewskiego, gdy powiedział, że Polska to brzydka panna bez posagu. Nie obraził się. Miał przysłowiowy niewyparzony język i czasem jego wyrwane z kontekstu słowa także dla mnie są do dziś obrzydliwe. Ale warto człowieka oceniać całościowo.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Ewa Kurek – doktor historii, absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, jest reżyserem pięciu filmów dokumentalnych oraz autorką wielu artykułów i siedmiu książek poświęconych drugiej wojnie światowej; dwie książki Ewy Kurek zostały przetłumaczone na język angielski i wydane w USA. Wyniki swych badań nad problemem stosunków polsko-żydowskich Ewa Kurek prezentowała na międzynarodowych kongresach naukowych oraz podczas wykładów, między innymi w Yad Vashem, Jerozolima (1988), Princeton University, USA (1993), Columbia University, USA (2007). Wstęp do książki „Dzieci żydowskie w klasztorach” napisał Prof. Jan Karski, odznaczony pośmiertnie najwyższym odznaczeniem Stanów Zjednoczonych za zasługi w ratowaniu polskich Żydów. (Wyd. Replika).
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380892-nasz-wywiad-dr-kurek-spory-w-relacjach-polski-z-izraelem-opartych-na-klamstwie-i-uleglosci-musialy-kiedys-wybuchnac-wlasnie-wybuchly?strona=2