Pisałem o tym już kilka lat temu, ale dziś jest dobra chwila, by zdarzenie ponownie przypomnieć.
Wrzesień 2006 roku. Śp. prezydent Lech Kaczyński rozpoczyna czterodniową wizytę w Izraelu i Autonomii Palestyńskiej. Wizytę, którą relacjonuję jako reporter „Wiadomości” TVP1.
Piękne słońce, upał, ceremonia powitania w Tel Aviwie. Ówczesny prezydent Izraela Mosze Kacaw - wówczas w ogniu skandalu seksualnego, później skazany, co jednak w tej sprawie nie ma znaczenia - wygłasza powitalne przemówienie. Przemówienie, które niestety nie mówi prawdy o latach wojny, stawiając faktycznie Polaków i „nazistów” w jednym szeregu:
Pamiętamy z bólem, że na ziemi polskiej wydarzyła się najstraszniejsza tragedia narodu żydowskiego. Na ziemi polskiej działali naziści i ich kolaboranci, dążąc do zagłady narodu żydowskiego.
Chwilę później głos zabiera Lech Kaczyński. Reaguje, choć przecież wielu by zmilczało, bo przecież temat „trudny”. Odkłada na bok przygotowane wystąpienie, mówi z głowy. Grzecznie, ale bardzo stanowczo przypomina: to niemiecki - tak, używa przymiotnika „niemiecki”, a nie „nazistowski” - najeźdźca zbudował obozy koncentracyjne i obozy zagłady, w których najpierw mordował Polaków, a później Żydów. Przypomina, że Polacy stawiali opór najdzielniej w Europie, płacąc za to ogromną cenę. Że kolaborowały jednostki, a ówczesne polskie państwo - podziemne i na wygnaniu - kolaborantów zwalczało.
W trudnej sytuacji - bo jest przecież gościem, bo sprawa dotyczy arcydelikatnych kwestii - broni prawdy, nie patrząc na protokół.
Po czym dodaje: mam nadzieję, iż wszelkie wątpliwości między obu krajami zostaną wyjaśnione z korzyścią dla obu stron.
Możecie na nas liczyć. Polsce bardzo zależy na dobrych stosunkach z państwem Izrael i narodem żydowskim.
Z perspektywy czasu widzimy, jak słusznie Lech Kaczyński tak stanowczo reagował na pozornie mało znaczące próby przypisania Polakom odpowiedzialności za Holocaust. Być może, gdyby polskie władze cały czas były tak bardzo konsekwentne, nie doszłoby do styczniowej katastrofy. Niestety, bardzo długo rządziły w Polsce siły, które wolały się nie narażać. Nikomu - ani Izraelowi, ani Niemcom, ani USA.
Warto również przywołać ostatnie przemówienie śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Auschwitz, wygłoszone 27 stycznia 2010 roku. Padły wówczas słowa, które dziś brzmią wręcz proroczo:
Życząc wszystkim żyjącym [byłym więźniom - JK] 120 lat życia, musimy wiedzieć, że czas odejścia świadków nie jest już bardzo odległy. Pozostaje pamięć zapisana, nauczona, mówiona. Ta pamięć jest potrzebna po to, żeby uczynić wszystko, aby zbrodnie takie jak w Birkenau, jak w Auschwitz, ale nie tylko tu, nie powtórzyły się więcej.
Trzeba uczyć prawdy. Prawdy, która może niektórym silnym i wpływowym w dzisiejszym świecie się nie podobać
-– stwierdził.
Czy za sformułowaniem o „prawdzie, która może niektórym silnym i wpływowym w dzisiejszym świecie się nie podobać”, nie kryła się obawa przed scenariuszem, który spełnia się na naszych oczach? Z pewnością śp. Prezydent dostrzegał procesy które zaowocowały posadzeniem Polaków na ławie oskarżonych wyłącznie niemieckiej zbrodni.
Niestety, ani śp. Lech Kaczyński, ani obecne władze nie mogą liczyć na choćby minimalne wsparcie w tej walce ze strony obozu III RP. Media lewicowo-liberalne mają zapisane w swoim genotypie tylko jeden typ reakcji: gdy Polska jest w opałach, należy robić wszystko, by była w jeszcze większych opałach…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380823-wrzesien-2006-roku-w-tel-aviwie-prezydent-izraela-stawia-polakow-i-nazistow-w-jednym-szeregu-lech-kaczynski-odklada-przygotowane-wczesniej-przemowienie