Pierwszy wniosek o założeniu podsłuchu Marcinowi P. pojawił się 18 lipca 2012 roku. Potwierdziliśmy, że prokurator, aby złożyć ten wniosek ABW do sądu, potrzebował aż tygodnia! Normalna procedura jest taka, że wniosek trafia do sądu w tym samym dniu lub następnego.(…)Poseł Tomasz Rzymkowski zwrócił też uwagę na inną okoliczność: 18 lipca 2012, to dzień, w którym Michał Tusk zakończył swoją współpracę ze spółkami OLT.
– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Małgorzata Wassermann, przewodnicząca komisji śledczej ds. Amber Gold.
CZYTAJ TAKŻE:Zapominalski urzędnik czy cwany szef służb z czasów Tuska? TOP 10 cytatów Jacka Cichockiego przed komisją Amber Gold
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Matactwa prokuratury, bezczynność służb i nietykalność Michała Tuska! TOP 10 cytatów agenta ABW przed komisją Amber Gold
wPolityce.pl: W trakcie przesłuchania Jacka Cichockiego powiedziała pani, że jest córką ministra koordynatora służb specjalnych i wie jak powinny działać służby.
Małgorzata Wassermann: Mówiłam to w kontekście tego, że jako córka ministra koordynatora byłam przez mojego ojca wielokrotnie uczulana na większą ostrożność. Ja musiałam dwa razy bardziej uważać niż inni, z kim nawiązuję kontakty, że muszę uważać na swoje relacje zawodowe i że muszę być wyczulona na to kto przychodzi do mnie do kancelarii. Jako córka ministra koordynatora musiałam być świadoma, że może być w stosunku do mnie zastosowany rodzaj jakiejś prowokacji, który może mieć na celu próbę uderzenia w mojego ojca. Celowo mówię jedynie o „próbie” uderzenia - jako córka najlepiej wiedziałam, że jakakolwiek próba szantażu wobec ojca, na pewno się nie powiedzie. Takie rozmowy odbywał zarówno ze mną, jak i moim rodzeństwem. To było dla nas naturalne.
A jaka jest pani ocena samych zeznań Jacka Cichockiego? Czy koordynator coś koordynował?
Bardzo dobrze wyćwiczona forma, ale treści w tym żadnej nie było. Tej jednak być nie mogło, dlatego że, my, znając całość akt wiedzieliśmy o sprawie bardzo dużo. Natomiast pan minister Cichocki przez 8 godzin przesłuchania robił bardzo wiele, aby nie powiedzieć jak wyglądała rzeczywistość. Nie było żadnej koordynacji, ani na etapie powzięcia wiedzy o Amber Gold, ani po wybuchu afery. Nie doszło do żadnych uzgodnień. Były natomiast działania pozorowane.
W kontekście Michała Tuska?
Jeśli wcześniej uważałam, że Marcin P. wykorzystał syna premiera jedynie w być może w jakimś zakresie lokalnym, dla kontaktu z miejscowymi urzędnikami, to po ostatnich przesłuchaniach, stawiam dzisiaj tezę, że Marcinowi P. i jego mocodawcom wszystko się udało. Po wybuchu afery, w zasadzie, niczego nie ustalono, nie zweryfikowano i nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Jestem bliska tezy, że duży wpływ na tę bierność instytucji państwowych miał fakt zatrudnienia Michała Tuska przez Marcina P.
Właśnie ten okres, po wybuchu afery, mógł być kluczowym dla transferu pieniędzy z Amber Gold poza granice kraju.
Uważam, że Marcin P. i ludzie, którzy za nim stali dostali czas aby po sobie posprzątać i nie zostawić śladów po tym gdzie znajdują się pieniądze, jak zostały ulokowane. Przerażającym jest też fakt, że Marcin P. zakończył swoją działalność na swoich warunkach i w ustalonych przez siebie terminach. To on ogłosił upadłość swoich spółek lotniczych, Amber Gold i tak naprawdę on decydował też kiedy ma zakończyć przestępczą działalność, a nie organy ścigania. Te zbiegi okoliczności są niesamowite. Przytoczę kilka. Pierwszy wniosek o założeniu podsłuchu Marcinowi P. pojawił się 18 lipca 2012 roku. Potwierdziliśmy, że prokurator, aby złożyć ten wniosek ABW do sądu, potrzebował aż tygodnia! Normalna procedura jest taka, że taki wniosek trafia do sądu w tym samym dniu lub następnego dnia. W komisji jest wielu praktyków i nie spotkaliśmy się z taką sytuacją, by którykolwiek prokurator potrzebował aż 7 dniu, by wystąpić z takim wnioskiem do sądu. Poseł Tomasz Rzymkowski zwrócił też uwagę na inną okoliczność: 18 lipca 2012, to dzień, w którym Michał Tusk zakończył swoją współpracę ze spółkami OLT. Proszę też sobie wyobrazić, że po wielu miesiącach działań operacyjnych, służby nie znały numerów telefonów Marcina P.! 18 lipca znali jeden numer figuranta i dopiero w kolejnych dniach ustalali je oraz występowali do sądu o podsłuch. To są rzeczy, które się w głowie nie mieszczą. Co robili przez ten czas?
Czasu mieli sporo, skoro już w sierpniu 2011 roku zainteresowali się Marcinem P.
Ustalenie danych o figurancie, w tym numerów telefonów, to podstawy działań operacyjnych. Niebywałe.
Z kolei przesłuchiwany przez komisję funkcjonariusz ABW, który był referentem sprawy, stwierdził, ze nigdy nie przesłuchał Marcina i Katarzynę P. I znów takiej potrzeby nie widział prokurator nadzorujący śledztwo.
Funkcjonariusz stawiał to bardziej twardo. On dostał zakaz przesłuchania. Na szczęście jesteśmy o tyle w lepszej sytuacji, że ten funkcjonariusz potwierdzał decyzje i swoje rozmowy notatkami służbowymi.
Czy z notatki wynika wprost, że funkcjonariusz ABW miał zakaz przesłuchania P.?
Tak, w notatce jest zapisane jasno, że żaden funkcjonariusz nie będzie przesłuchiwał Marcina P., bo jest to zastrzeżone tylko dla prokuratorów. Jedno z trudniejszych śledztw, jakie trafiło do prokuratury, zostało natychmiast przekazane do prowadzenia w całości przez ABW. Uważam, że to był błąd. To prokurator powinien nim kierować.
Paradoks?
Tak, bo z drugiej strony, to właśnie ABW, któremu przekazano w całości śledztwo, miało jednocześnie zakaz przesłuchania głównego podejrzanego.
Jeśli jesteśmy już przy dziwnych paradoksach. Czy Jacek Cichocki przypomniał sobie nareszcie, czy rozmawiał o Michale Tusku z premierem Tuskiem? Miał problemy z pamięcią w tej kwestii.
Dlatego wyznaczyliśmy przesłuchanie niejawne. Pytanie brzmiało: czy w wyniku koordynacji, ustalono, która służba specjalna wyjaśni, skąd Michał Tusk znalazł się w rękach przestępców, co dla nich robił i najważniejsze: czy to mogło mieć wpływ na decyzje premiera i bezpieczeństwo państwa? Czy grupy przestępce mogły szantażować syna premiera? Minister Cichocki zasłonił się tajemnicą i zadeklarował, że odpowie na to pytanie w trakcie posiedzenia niejawnego.Ja, znając materiał, powiedziałam: obstawiam, że państwo nie przeprowadziliście takiego postępowania, baliście się to zrobić i nie macie żadnych ustaleń.
CZYTAJ TAKŻE:UJAWNIAMY kulisy niejawnego przesłuchania Jacka Cichockiego przed komisją Amber Gold. Minister się skompromitował!
I co się okazało?
Odpowiedział na to pytanie, ale w taki sposób, że natychmiast zarządziłam, iż będziemy chcieli ściągnąć klauzulę tajności z tego posiedzenia. Nie padło bowiem na nim ani jedno zdanie, które wymagałoby klauzuli tajności.
Państwo oczywiście nie mogą ujawnić zeznań Cichockiego z niejawnego przesłuchania, ale to trwało trwało ledwie pół godziny. Czy przez te kilkadziesiąt minut, komisja dowiedziała się czegoś nowego? Czegoś „tajnego”?
Możemy sobie wyobrazić, że jeżeli niczego w sprawie nie zrobiono, to 30 minut wystarczy, by taką odpowiedź uzyskać.
To spytam inaczej. Czy Jacek Cichocki był więc urzędnikiem nieudolnym, pozbawionym pomysłu co z tą sprawą zrobić, czy w grę wchodziła zła wola i działania celowe?
Pan minister Cichocki jest człowiekiem bardzo inteligentnym. Ostatnią rzeczą, o którą go posądzam jest fakt, iż nie wiedział co ma zrobić w tej sprawie. Brak działań ministra nie był podyktowany niewiedzą, niemocą i powszechnie panującym za czasów rządów PO dziadostwem.
Przecież Jacek Cichocki mówił w jednym z wywiadów (fragmenty były przytaczane przez posła Krajewskiego w trakcie przesłuchania ministra - red.), że Donald Tusk w następujący sposób zakreślił obowiązki służbowe szefa MSW i koordynatora służb specjalnych: „zajmij się Euro, emeryturami, a poza tym masz wolną rękę”.
To jest symboliczne zdanie dla określenia rządów Donalda Tuska, gdy przyglądamy się temu okresowi ogólnie, nie tylko przez pryzmat Amber Gold.To wszystko było grą, ustawieniem PR-owców i przychylnych mediów. Poza tym nie było nic. Mam taką dygresję: pamięta pan opowieść Ewy Kopacz po katastrofie smoleńskiej? A z kim się spotkał w pierwszej kolejności Donald Tusk? Ze swoim specem od wizerunku.
Z drugiej strony, Cichocki miał stwierdzić po wybuchu afery Amber Gold, że „premier nie ma tu nic do zrobienia.”
Całe zeznania pana ministra Cichockiego sprowadzały się do absolutnej i bezwzględnej ochrony premiera Donalda Tuska, nawet za cenę faktu, iż pan minister Cichocki mógł wyjść na osobę nieudolną, niepoinformowaną i bierną. To był wierny hołd premierowi Tuskowi od początku do końca.
W takim razie trzeba spytać o konsekwencje prawne tej bierności. Czy komisja bierze pod uwagę nowe doniesienia do prokuratury w związku z możliwością popełnienia przestępstwa? Także przez Jacka Cichockiego?
Zapewniam, że materiał dotyczący wątku działań gdańskiej i łódzkiej prokuratury, a także służb specjalnych, mam dogłębnie przeanalizowany. Po jego zakończeniu odpowiednie wnioski zostaną wyciągnięte. Pamiętajmy, że zeznania nowych świadków mogą jeszcze zmienić obraz sytuacji. To decyzja komisji.
Gdzie jest złoto Amber Gold i pieniądze klientów?
Trzeba to zbadać wspólnie z prokuraturą i służbami. Pierwsza sprawa, to kwestia prania pieniędzy, a druga to sprawa to kwestia nieujawnionych środków. Marcin P. nie prowadził żadnej księgowości. Te kwoty, o których wiemy, zostały odtworzone na podstawie przelewu. Stawiam tezę, że w grę wchodził duży obrót gotówkowy. Ta gotówka miała być zalegalizowana. Przed organami ścigania stoi teraz zadanie wyjaśnienia np. zakupu szeregu nieruchomości za miliony złotych. Jest też nietknięty wątek wydania i wyprania pieniędzy. Istotą prania pieniędzy jest zalegalizowanie ich. Trzeba więc sprawdzić, czy pieniądze zostały rzeczywiście wydane. Najbardziej jaskrawym i udowodnionym przykładem wyprania pieniędzy, bez jakichkolwiek konsekwencji prawnych, był kontakt Marcina P. z panem Korytkowskim i firmą Finroyal. Nie ma wątpliwości, że mocodawca jednego i drugiego pana nakazał im spotkanie, przelanie pieniędzy i te zostały natychmiast wytransferowane do rajów podatkowych, zniknęły. Tam chodziło o 1,2 mln. złotych. Prokuratury i służb zupełnie to nie interesowało.
Ale w 2012 roku była wielka niechęć prokuratury, by skupić się na zarzucie prania rudnych pieniędzy. Parto jedynie do zarzutów oszustwa.
Musimy wziąć pod uwagę, że ci, którzy byli na tyle silni, by to przeprowadzić, byli też tak silni, by niczego nie wyjaśniono. Ten sam mechanizm i ta sama siła. W planie tych ludzi było takie założenie, że doprowadzą organy państwowe do paraliżu, przejmując syna premiera. Plan mógł zostać zrealizowany.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Notatka ABW pogrąża śledczych: „Umorzyli wątek prania brudnych pieniędzy w Amber Gold, bo tak sobie założyli”
Czy te same macki mogły opleść urzędy skarbowe i Urząd Kontroli Skarbowej? Nawet po wybuchu afery były one podejrzanie bezradne.
Każdy z nas stwierdził, włącznie z funkcjonariuszem ABW z 25 letnim doświadczeniem, że nigdy nie spotkaliśmy się z taką biernością. I to właśnie po wybuchu afery.
Ale wszyscy pamiętamy „płomienne” przemówienia premiera Donalda Tuska i Jacka Cichockiego w Sejmie. W sierpniu 2012 zapewniali, że wyjaśnią sprawę afery Amber Gold. Czy okłamano Polaków?
Nie tylko oszukano Polaków, ale sam Jacek Cichocki zadał ostatnio kłam ówczesnej narracji. Przyciśnięty do muru, stwierdził, że Donald Tusk po wybuchu afery, zobowiązał ministrów jedynie do wyciągnięcia wniosków „systemowych”. Nie zobowiązał ich do rozliczenia. Zdałam ministrowi Cichockiemu pytanie: czy dostał zlecenie rozliczenia podległych sobie instytucji? Chodziło dokładnie o policję. Minister powiedział, że takiego zlecenia nie dostał, a rozliczenia nie zrobił.
Jest jeszcze kwestia zeznania funkcjonariusza ABW, który stwierdził, że nie było dowodów dla tezy, ze OLT miało zniszczyć LOT.
Ujawnione przez komisje notatki jasno wskazują, że już w 2011 roku mówiono w branży lotniczej, że spółka OLT nie powstała po to, by zarabiać pieniądze, ale po to, by je prać. Funkcjonariusz ABW twierdzi wprawdzie, że agencja nie miała dowodów, ale skoro nie kiwnięto palcem, to trudno,by dowody w tej sprawie posiadać. Nie wykonano choćby tak podstawowej czynności jak przesłuchanie członków zarządu LOTu. Z materiałów wprost wynika, że Marcin P. posiadał wiedzę co się dzieje w tej spółce. On też skutecznie przejmował pracowników z LOTu. Trzeba na to nałożyć fakt, że P. naraził port lotniczy w Warszawie na szkodę w wysokości 1,3 mln. zł. Takich wątków jest bardzo wiele, ale nikt nie weryfikował tych informacji. Założenie było takie, by nic więcej w tej sprawie nie robić, bo były inne założenia, a Marcin P. siedział już w areszcie i nie sypał.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380791-nasz-wywiad-wassermann-zeznania-cichockiego-sprowadzaly-sie-do-absolutnej-i-bezwzglednej-ochrony-premiera-tuska-to-byl-hold