Zamiast kolejnej burzy w szklance wody wywołanej nominacją redaktor Ewy Bugały w Orlenie, może warto podyskutować o metodyce naboru w firmach zależnych od władzy.
Obsadzanie stanowisk w spółkach skarbu państwa od lat jest przedmiotem ogromnych emocji. Przyczyną tego stanu rzeczy są niezwykle atrakcyjne zarobki prezesów, zarządu, a co za tym idzie całej kadry kierowniczej. Jest „oczywistą, oczywistością”, że stwarza to cieplarniane warunki by kwitł nepotyzm zwany bardziej swojsko kumoterstwem czy kolesiostwem.
Czy PiS po objęciu władzy korzysta z dokładnie z tych samych form rozdawania stanowisk jakimi źle się wsławiła III RP?
Z pewnością nie! Do tej pory wiele posad w spółkach skarbu państwa były ewidentnymi synekurami. Obecnie też to się to zdarza, że ktoś się wkręci, ale jest to bardziej margines niż reguła. Heca z Misiewiczami szybko ucichła, bo bulwersująca sprawa z zatrudnieniem młodego człowiek bez odpowiednich kwalifikacji na lukratywnej posadzie spotkała się natychmiastową reakcją władz PiS.
Chyba jasne jest, że w spółkach skarbu państwa decydujących nie tylko o dochodach budżetu, ale i odpowiedzialnych za codzienne funkcjonowanie państwa, jak choćby spółki energetyczne, władza musi mieć osoby zaufane. Muszą też mieć kwalifikacje, bo są to firmy strategiczne i nie można dopuścić do tego by działały byle jak. Pomimo tego, że trudno mieć ogromne zastrzeżenia do obsady spółek skarbu państwa przez PiS, bo mają znacznie lepsze wyniki ekonomiczne niż poprzednicy z PO - PSL, jednak poszukuje się jeszcze lepszych menedżerów, o czym świadczą zmiany w Orlenie.
W kwestii zatrudnienia, jedynym sposobem, żeby firma działała dobrze jest powierzenie spraw kadrowych zarządowi i podległych mu struktur. Wbrew pozorom inaczej się nie da.
Weźmy przykład kadry piłkarskiej. Trener musi mieć wolną rękę w wyborze zawodników! I co z tego, że w czasach złego trenera też to wygląda tak samo. Różnicę widzimy dopiero po wynikach.
I tu jest tak samo. Liczą się wyniki, a te są dobre. Warto też zaznaczyć, że pensje prezesów i członków zarządu za czasów PiS spadły o ok. 50 %. Nadal nie są małe, ale jednak spadły.
Do tej pory nikt nie sprecyzował jakie powinny być kryteria zatrudniania w takich firmach, żeby zapanowało powszechne przekonanie o przejrzystych warunkach naboru?
Rozpowszechnione są dwa mity. Pierwszy: powinny być konkursy na stanowiska. Drugi: znajdźmy bezpartyjnych fachowców.
Konkurs jest tylko pozornie rozwiązaniem idealnym. Po pierwsze ktoś go musi rozstrzygnąć. Żeby było super uczciwie, tych którzy oceniają kandydatów też należałoby wybrać z konkursu albo drogą losowania z jakiegoś grona. Ale to też natrafiałoby na krytykę, bo ktoś z jurorów mógłby się nie spodobać jakieś gazecie czy konkretnemu dziennikarzowi i zanim by doszło do prac nad kandydaturami, mielibyśmy już awanturę o skład komisji. Po drugie, zawsze ci, którzy nie zostaną wybrani, będą nieść wieść o tym, że konkurs był ustawiony, a oceniający tendencyjni. Zresztą tego typu konkursy nie są łatwe do rozstrzygnięcia. Bo to, że ktoś ma trzy doktoraty, zna siedem języków i skończył wszelkie dostępne kursy dokształcające, nie oznacza, że dobrze potrafi zarządzać firmą i ma niezwykle ważną umiejętność kontaktu z ludźmi i gaszenia konfliktów personalnych przynależnych każdej grupie działającej na tzw. zamkniętym terenie. W tej sytuacji najlepiej postawić na kogoś, kto ma konkretne osiągnięcia w kierowaniu firmami. Do tego jednak nie jest potrzebny konkurs, bo te osoby są na rynku znane. Tak jak w każdej dziedzinie istnieje ranking i wystarczy z niego skorzystać.
Konkurs tak naprawdę w jakieś tam formule zawsze ma miejsce, bo ci, którzy poszukują prezesa z natury rzeczy muszą rozpatrzeć parę kandydatur.
Bezpartyjni fachowcy byliby świetnym rozwiązaniem, ale przez cały okres III RP taka kasta nie powstała. Z prostej przyczyny. Jej istnienie zahacza o utopię. Bo dlaczego ci zaangażowani politycznie mają być dyskryminowani, gdy ich umiejętności mogą być niezwykle przydatne. Z tą wymuszoną apolitycznością, też byśmy się znaleźli w nadnaturalnej rzeczywistości. Człowiek musi mieć prawo do swoich poglądów. Nie o to chodzi by w gabinetach wisiały portrety przywódców, ale też głupio, żeby prezes uśmiechał się bezradnie albo kierował temat na pogodę, gdy dostanie pytanie o sprawy światopoglądowe. Wiadomo, że kryteria partyjne powinny być na samym końcu, ale do tego musimy dojść wszyscy razem, a nie tylko i wyłącznie wymagać by PiS nie dopuszczał swoich zwolenników, bo to się źle kojarzy. Owszem PiS szedł do wyborów pod sztandarami naprawy państwa i likwidacji złych obyczajów III RP i to się wbrew pozorom dzieje, ale nie wymagajmy, żeby przez dwa lata, a nawet całą kadencję posprzątać po ćwierćwieczu psucia sfery publicznej.
Może zamiast wyciągać sfatygowane argumenty przy okazji nominacji dla redaktorki TVP na stanowisko dyrektora w Orlenie, surowi krytykanci zaproponowaliby jak zreformować spółki skarbu państwa, żeby dostanie w nich posady nie wywoływało nadmiernego poruszenia.
Przypadek pani Ewy Bugały jest o tyle przykry, że chyba niektórzy wykorzystują sytuację by wyżyć się na niej za to, że ośmieliła się publicznie popierać PiS, zamiast budować swoją niezwykle cenną bezstronność poszukując dzielnie dziury w całym.
Czy dla ideowej czystości poplecznicy PiS powinni się znaleźć na bezrobociu?
Ta sytuacja pokazuje jak łatwo można z pozoru jedynie słusznych pozycji niszczyć to co PiS osiągnął w naprawianiu gospodarki. I przerzucanie piłeczki, że właśnie taka nominacją PiS wszystko niszczy służy tylko czczej retoryce.
Dajmy szansę decydentom w spółkach skarbu państwa by zatrudniali tych ludzi, którzy wydają im się przydatni. Rozliczajmy z pracy, a nie przed jej podjęciem. Tak chyba będzie uczciwiej.
-
Zachęcamy do kupna bieżącego numeru „Sieci” w wersji elektronicznej!
E - wydanie tygodnika - to wygodna forma czytania bez wychodzenia z domu, na monitorze własnego komputera. Dostępne są zarówno wydania aktualne jak i archiwalne. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380614-jak-zatrudniac-w-sektorze-panstwowym-by-nikomu-nie-bylo-przykro