Mimo tego, że prezydent Andrzej Duda podpisując nowelizację ustawy o IPN najmocniej jak mógł wyciągnął rękę do środowisk żydowskich, to Polska nie uniknęła krytyki ze strony naszego najważniejszego sojusznika. Pisałem już kilka razy na tym portalu, że administracja Donalda Trumpa jest skrajnie proizraelska. Nie tylko dlatego, że amerykańska prawica jest otoczona żydowskimi organizacjami oraz chrześcijańskimi syjonistami. Również ukochana córka prezydenta USA, Ivanka Trump przeszła po ślubie na judaizm.
Wczorajszy komunikat Departamentu Stanu musiał być zaskakujący dla tych, którzy uważają decyzję prezydenta Dudy za mądra i wyważoną. Przecież prezydent bardzo mocno wyłożył polskie racje, pochylając się przy tym nad wszystkimi argumentami strony izraelskiej. Nie uchroniło to nas przed krytyką sekretarz stanu USA Rexa Tillersona. Tego samego, który kilkanaście dni temu na polskiej ziemi spotykał się z Jarosławem Kaczyńskim i zapewniał o sojuszu USA i Polski.
Rozumiemy, że ustawa ta będzie skierowana do polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Wprowadzenie w życie tego prawa szkodliwie wpływa na wolność słowa i badania naukowe
— napisał wczoraj Tillerson.
Stany Zjednoczone potwierdzają, że określenia takie jak „polskie obozy śmierci” są bolesne i wprowadzające w błąd. Takie historyczne niepoprawności dotykają Polskę, naszego mocnego sojusznika, i muszą być zwalczane w sposób, który chroni podstawowe wolności. Uważamy, że otwarta debata, nauka i edukacja to najlepszy sposób przeciwstawiania się wprowadzającemu w błąd językowy.
Ostatnie zdanie tego komunikatu jest najważniejsze. Nie mam żadnych wątpliwości, że Departament Stanu działa pod wpływem izraelskiego lobby. Jednak Polska jest krytykowana przez USA z pozycji typowo amerykańskich. Chodzi o gwarantowaną konstytucyjnie wolność słowa, która jest istotą amerykańskiej demokracji. Dziś bywa ona deptana przez poprawność polityczną. Jednak w założeniach Amerykanie są wrogami instytucjonalnych ram dla wolnej wypowiedzi.
Nie zapominajmy, że w USA istnieje wciąż Komunistyczna Partia Stanów Zjednoczonych. Natomiast Amerykańska Partia Nazistowska dopiero po śmierci swojego lidera w 1967 roku zmieniła nazwę na Narodowo Socjalistyczną Partią Białych Ludzi. W USA można BEZKARNIE manifestować na ulicach nazizm i komunizm. Wolno bezcześcić amerykańską flagę. Państwo nie zabrania też być rasistą, faszystą, czcić Józefa Stalina i Adolfa Hitlera.
I Poprawka do Konstytucji zezwala również na negowanie Holokaustu. Oczywiście istnieją pozwy cywilne oraz ramy poprawności politycznej, których złamanie grozi czymś gorszym niż grzywna i nawet krótkie więzienie. Niemniej jednak dla każdego Amerykanina wolność słowa jest wartością nadrzędną. Nie ważne, że ta zasada jest ograniczana przez przepisy wymierzane w tzw. hate speech, pod który można podciągnąć negowanie Holokaustu. Systemowo w USA karać za nie nie można.
W tym właśnie upatruję amerykański sprzeciw wobec przepisów karzących tych, którzy przypisują Polsce udział w Holokauście. Nie zapominajmy oczywiście, że Amerykanie nie byli tak chętni sprzeciwiać się karaniu w sojuszniczych krajach Kłamstwa Oświęcimskiego, które u nich nie jest penalizowane. Oczywiście jest to zupełnie „inna parafia”, używając amerykańskiego powiedzonka, jednak zasada pozostaje ta sama.
Ja uważam, że państwo nie powinno karać za negowanie Holokaustu. Polska nie powinna też karać za brednie o polskich obozach zagłady. Zgadzam się z Tillersonem, że „nauka i edukacja to najlepszy sposób przeciwstawiania się wprowadzającemu w błąd językowy”. Równocześnie nie mam złudzeń, że Amerykanie będą stosowali podwójne standardy w tej kwestii. Sojusz z Izraelem za administracji Trumpa jest czymś więcej niż geopolityką. Uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela ma przecież wymiar biblijny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380296-nie-tylko-sojusz-z-izraelem-departament-stanu-krytykuje-nas-z-pozycji-i-poprawki-do-konstytucji