Pierwsze półtorej godziny przesłuchania b. szefa MSWiA i b. koordynatora specsłużb dowodzą tego aż nadto.
Jacek Cichocki mówi spokojnie, udając rzeczowość, zapewne zjednując sobie zrozumienie u przeciętnego Kowalskiego. Ale treść jego zeznań jest zawstydzająca. W skrócie wygląda to tak:
Cichocki nie tyle nie potrafił, co ewidentnie nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy z szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem rozmawiał w 2012 r. o zatrudnieniu w spółkach zależnych od Amber Gold Michała Tuska. Nie pamięta, od kogo i kiedy dowiedział się o zatrudnieniu syna premiera w liniach OLT. Można w to uwierzyć? Nawet przy skrajnej naiwności – nie.
Nie był w stanie powiedzieć nawet, w jakim okresie ws. Amber Gold działało podległe mu Centralne Biuro Śledcze. Nie interesował się szczegółami sprawy.
Pamiętają Państwo zeznania Anny Fołty-Nowickiej z pomorskiej Komendy Wojewódzkiej Policji?
Warto je sobie odświeżyć:
Tak mafijny układ trzymał w garści gdańską policję. Himalaje kompromitacji przed komisją Amber Gold
Porażający obraz policji w zeznaniach przed komisją Amber Gold!
Policja już w 2009 roku interesowała się Marcinem P., ale pozwolono mu być bezkarnym!
Aż trudno w to uwierzyć, ale Cichocki oświadczył, że o tym, jak pracowała ta funkcjonariuszka dowiedział się „dzięki pracy komisji”.
Jak to możliwe? Ano tak, że Cichocki – mimo polecenia premiera – nie wyegzekwował audytu tej sprawy.
W związku z tym, że nie miałem sygnałów o nieprawidłowościach, nie było potrzeby dokonywania rozliczeń
– powiedział przed komisją kilkakrotnie, m.in. odpowiadając na pytanie, czy zlecił ustalenie, dlaczego CBŚ dopiero w czerwcu 2012 zajęło się Amber Gold. „Nie miałem do tego podstaw” - wypalił b. nadzorca policji.
Przewodnicząca komisji zacytowała więc policyjną notatkę z połowy kwietnia 2012 r., w której czytamy, iż już wtedy policja doskonale wiedziała, że Amber Gold jest piramidą finansową, której szefowie „uciekną wcześniej czy później”, że mają kontakt ze światem przestępczym etc.
Małgorzata Wassermann zapytała Cichockiego, czy prawidłowym było, że CBŚ wobec tej wiedzy zaczęło jakiekolwiek działania dopiero po ponad 2 miesiącach.
Mam za mało wiedzy, żeby to stwierdzić.
Im dalej w las, tym mniej wiarygodności… Jeden z najbliższych współpracowników Donalda Tuska stwierdził również m.in., że w sierpniu 2012 miał informacje, że policja zadziałała w sprawie tej afery… dobrze.
Ws. policji nie miałem żadnych podstaw, by pójść głębiej, nie miałem żadnych sygnałów negatywnych. W sierpniu 2012 miałem sygnały pozytywne.
Czy może to oznaczać, że Komendant Główny Policji (a wówczas był nim Marek Działoszyński) go okłamał? „Broń Boże nie mogę tego powiedzieć” - stanowczo odparł Cichocki, wyjaśniając, że najwyraźniej Działoszyński musiał mieć wówczas taką samą wiedzę, jak minister.
Oczywiście nie sposób w to uwierzyć. Oznaczałoby bowiem, że hierarchiczna struktura policyjna była pod rządami Cichockiego w kompletnym rozkładzie. Minister nic nie wiedział, bo komendant główny o niczym mu nie mówił. Komendant główny nic nie wiedział, bo niczego nie przekazywał mu komendant wojewódzki. A wojewódzki – jak rozumiem – nie rozmawiał z zastępcami, naczelnikami wydziałów itd.
Nie tak to powinno działać!
Najgorszy w tym wszystkim jest brak jakiejkolwiek kontroli ze strony przełożonych. Albo żadna z osób kierujących policją nie zainteresowała się aferą w najmniejszym stopniu, albo to, czego się dowiedziała, kazało jej natychmiast o tym zapomnieć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380158-ws-amber-gold-nikt-nic-nie-sypnie-bo-kazdy-ma-cos-za-uszami-cichocki-kolejnym-tego-dowodem