Niezależnie od tego, że nie wolno ugiąć się pod dyktatem, bo oznaczałoby to zagrożenie dla naszej podmiotowości na wszystkich polach, warto zastanowić się nad przyczynami, dla których polskie władze okazały się tak kompletnie zaskoczone kryzysem, który wybuchł w relacjach polsko-żydowskich i polsko-izraelskich na skutek uchwalenia nowelizacji ustawy o IPN w jej obecnej formie. Bo w oczywisty sposób były na to nieprzygotowane i kompletnie zaskoczone.
Nawet bowiem jeśli przyjąć, iż rząd Izraela z tych czy innych powodów celowo, świadomie milczał, by niespodziewanie a zdradziecko zaatakować w momencie, w którym Polska wpędzi się w pułapkę, a o takim tajnym planie polskie władze wiedzieć nie mogły, to pozostaje jeszcze kwestia nastrojów, panujących w izraelskich mediach i grupach opiniotwórczych (zarówno w Izraelu, jak i w diasporze), które sprawiły że jak się już zadziało, to poszło jak pożar po suchym stepie. Wydaje się oczywiste, iż rządzący Polską kompletnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że przyjęte przez Polskę rozwiązania dotykają bardzo dotkliwie żydowskiej wrażliwości. I jakie diabły na skutek tego będą mogły wyrwać się z klatek na swobodę.
Można oczywiście świetnie zdawać sobie sprawę z takich okoliczności, i mimo to świadomie podjąć decyzję, że pójdzie się na czołową konfrontację. Tylko że to nie jest ten przypadek. PiS-owscy decydenci najwyraźniej podejmowali swoje decyzje nie mimo, że wiedzieli co się może stać, tylko kompletnie nie zdając sobie sprawy, co te decyzje z wielkim prawdopodobieństwem mogą wywołać.
Przyczyn tej pożałowania godnej sytuacji jest mnóstwo. Ktoś nie alarmował albo nie alarmował wystarczająco. A alarmować powinna nie tylko ambasada (w której wprawdzie nie ma od wielu miesięcy ambasadora, ale ktoś go przecież zastępuje) i nie tylko MSZ. Można też zadać pytanie szersze. O wpływ atmosfery, w której część kreujących polską politykę emocjonuje się własną przewagą moralną, własnymi sukcesami i nie chce brać pod uwagę negatywnych sygnałów. I o to, czy inni – być może – ze względu na tę atmosferę po prostu boją się takie sygnały przekazywać. Minęły przecież już przeszło dwa lata rządów formacji IV RP, i nie sposób już tłumaczyć wszystkiego zaniedbaniami poprzedników czy też czy to dywersją, czy to indolencją niedoczyszczonych „złogów”.
Ale w tym tekście chciałbym zasygnalizować hipotezę inną, zresztą najzupełniej niesprzeczną z powyższymi. O obecnej kompromitacji jako ubocznym skutku pewnego sukcesu.
Sukcesem był fakt, że polskiej prawicy, którą od początku lat 90 miała pod górkę i była przedmiotem ataków ze strony dominujących ośrodków medialnych i intelektualnych, udało się wytrzymać ten nacisk za pomocą - między innymi - wytworzenia całkowicie własnego świata. W bardzo wielkim stopniu nie krzyżującego się ze światem liberalnego mainstreamu. Pod wieloma względami od niego odizolowanego. Za pomocą wytworzenia całkowicie własnego, w dużej mierze zamkniętego, obiegu intelektualnego.
To był bezsprzeczny sukces. I było to być może niezbędne w obliczu agresji przeważającego (wtedy) przeciwnika, mającego gigantyczną instytucjonalno-prestiżową przewagę. Bo strumień generowanych przez niego sądów, ocen, komunikatów, nakierowanych nie tylko na bezpośrednie starcie i nie tylko na wyszydzenie, ale też na wtłoczenie w krwioobieg prawicy treści, które, zaabsorbowane, uczyniłyby z niej fellow-travelera liberałów, duchowo niezdolnego do zaoferowania jakiejkolwiek realnej alternatywy wobec preferowanego przez tych ostatnich kształtu społeczeństwa, był tyleż niemożliwy do pogodzenia z ideową suwerennością obozu IVRP, co potężny i wszechogarniający. Co bardzo osłabiało nadzieje obozu na jakikolwiek sukces o rozmiarach większych niż taktyczne.
Więc prawica zaczęła odcinać więzy, które niegdyś łączyły ją z, hasłowo pojętym, obozem „Gazety Wyborczej”. Ten proces przyspieszył po Smoleńsku, i doprowadził do wytworzenia całego własnego prawicowego uniwersum.
Ale ten proces w inny sposób dotyczył generacji starszych czy nawet średnich, a w inny - młodszych i całkiem młodych. U tych pierwszych sprzyjał (najczęściej) jedynie pewnej intelektualnej korekcie. Tych drugich, nie znających innego intelektualnego świata - po prostu całkowicie kształtował. Stwarzał ich. A w efekcie są to ludzie, owszem, niepodatni na metody manipulacji, od dekad z sukcesem stosowane przez liberałów. Często inteligentni, często świetni profesjonalnie. I wcale nie zawsze intelektualnie zamknięci.
Tylko że zarazem często kompletnie obcy jest im świat inny niż ich. Interpretacje odmienne niż te, obowiązujące w ich świecie. I nie znający wrażliwości innych niż polskoprawicowa.
Bo zawsze jest coś za coś.
I to jest jedna z przyczyn, dla których politycy formacji IVRP kompletnie nieświadomie wmanewrowali kraj w międzynarodowy kryzys, a potem - wraz z większością tej formacji - strasznie się zdziwili, skąd on się wziął. Bo w ich świecie pojęć, w świetle dostępnej w tym świecie wiedzy, nie było ku temu jakichkolwiek powodów.
A innego świata wielu z nich już, po prostu, nie zna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/379896-uboczny-skutek-sukcesu-czyli-dlaczego-rzadzacy-nie-czuli-ze-ustawa-o-ipn-moze-spowodowac-pozar