Tytuł felietonu jest oczywiście małą prowokacją, ale biorąc pod uwagę ostatnie argumenty stosowane przez stronę izraelską, niemal każde wspomnienie - przy dzisiejszym napięciu - o ustawie reprywatyzacyjnej może zostać dziś uznane za przejaw antysemityzmu. Na nic moje umiłowanie do żydowskiej kultury, coroczne wizyty chasydów w rodzinnym Lelowie czy wspólne festiwale polsko-żydowskie, które jak tylko mogę nagłaśniam co roku w pozytywnym świetle - o łatkę antysemity dziś bardzo łatwo. Taki mamy klimat.
Prawdziwy antysemityzm to wykorzystywanie Holokaustu i niemieckiej zbrodniczej polityki do doraźnych celów politycznych. Próba zamknięcia debaty w Polsce nad ustawą reprywatyzacyjną - pod pretekstem zarzutu antysemityzmu - jest, co przykre mówić, takim działaniem.
Ale nie ma się co przerzucać takimi kalkami, tylko skupić na konkretach. Ustawa reprywatyzacyjna przygotowana w Ministerstwie Sprawiedliwości czeka w blokach startowych. Od decyzji politycznej - komitetu stałego Rady Ministrów, a później już rządu i parlamentu - zależy to, jak szybko na agendę trafi wspomniany projekt.
Na jakim etapie jesteśmy w tej sprawie?
Jeszcze w poprzedni piątek myśleliśmy, że sprawa dużej ustawy reprywatyzacyjnej jest przyklepana, i to bez większego ryzyka ze strony ewentualnej awantury geopolitycznej, ale potem przyszła sobota i wybuch kryzysu
— mówi mi jeden z urzędników w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Efekt? Chociaż komisja wspólna rządu i samorządu raczej pozytywnie - przynajmniej w dużej części - oceniła projekt ustawy, to z rządu i KPRM popłynął dość jasny (oficjalny, także w odpowiednich pismach) komunikat: na razie prace wstrzymujemy. W sprawie reprywatyzacji prowadzony jest dziś szereg rozmów - w tym także z Amerykanami. Pozostaje mieć nadzieję, że dzisiejszy chwilowy „stop” to tylko gra na czas i próba umiejętnego przewidywania następstw przyjęcia ustawy reprywatyzacyjnej, a nie zamrożenie pomysłu i odłożenie na „lepszy czas”. Lepszego czasu nigdy nie będzie. Może te dodatkowe rozmowy są potrzebne po to, by kształt ustawy reprywatyzacyjnej nie zaskoczył naszych zagranicznych partnerów. Gdyby tak było, to nic tylko przyklasnąć: umiejętne minimalizowanie potencjalnych kosztów jest w tej sprawie bardzo potrzebne. Ale tak naprawdę w resorcie kierowanym przez Zbigniewa Ziobrę panuje dość powszechne przekonanie, że ustawa jest dobra, do ewentualnej korekty w kilku szczegółach: należy doprecyzować kwestię obywatelstwa tych, którzy zgłoszą się po roszczenia (wystarczy zmienić odpowiedni zapis, wskazując na stan obywatelstwa w dniu nacjonalizacji) i ewentualnie lekko rozszerzyć krąg uprawnionych (spadkobiercy, rodzeństwo właściciela), by projekt ustawy był o wiele łatwiej przyswajalny.
Nie zmieni to, rzecz jasna, dość dużej kontrreakcji części środowisk związanych z potencjalnymi spadkobiercami (czy wręcz spadkobiercami tych spadkobierców). Zawahanie się w tej sprawie jest jakoś tam logicznie zrozumiałe - nie ma co dokładać dodatkowych punktów sporu, gdy i tak mamy dziś ich wiele. Ale na zgłoszenie tego projektu nigdy nie będzie dobrego czasu. Może nawet paradoksalnie lepiej zgłosić kolejny temat dziś, gdy trwa jedna awantura, zamiast zażegnać ją w bólach, by za pół roku wszcząć na nowo. No chyba, że rządzącym zabraknie determinacji, by w ogóle zgłosić ustawę w dającym się przewidzieć czasie. Ale byłoby to szalenie krótkowzroczne i tylko odłożyło w czasie otwarcia puszki Pandory. A może nawet oznaczało pozbycie się ważnej części odpowiedzialności za działania państwa.
Oczywiście, zasadne pozostają pytania o kształt ustawy o IPN, termin jej uchwalenia (o wątpliwościach w tej sprawie mówił nawet premier Morawiecki), ale to jednak - mimo wszystko - wtórny problem. Wydaje się, że dzisiejsza walka o prawdę historyczną jest nie tylko batalią na polu polityki historycznej, ale także - a może przede wszystkim - sporem bardzo dzisiejszym, politycznym, opartym o konkretne interesy. Od tego, w jaki sposób rząd będzie antycypował możliwe zagrożenia i umiejętnie się im przeciwstawi (także nieformalnymi kanałami) zależy skuteczność działań polskiego państwa. To trudna rozgrywka, która odbywa się na wielu płaszczyznach, nie jest jednoznaczna i wymaga niezwykle umiej. Ale czy ktoś mówił, że wybijanie się na suwerenność będzie łatwe?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/379875-felieton-prawie-antysemicki-dzisiejszy-spor-nie-powinien-wplynac-na-los-projektu-ustawy-reprywatyzacyjnej