Polacy mają prawo do obrony swojego dobrego imienia i nie mogą zaakceptować faktu przypisywania im jakiejkolwiek odpowiedzialności za Holocaust
— mówi portalowi wPolityce.pl Bronisław Wildstein, pisarz i publicysta.
wPolityce.pl: Za nami pierwsze spotkanie Zespołu ds. Dialogu Prawno-Historycznego z Państwem Izrael. Jak przebiegało to spotkanie?
Bronisław Wildstein: Było to pierwsze spotkanie tego zespołu, by załatwić pewne formalności i wymienić podstawowe uwagi. Jesteśmy w stałym kontakcie. A jest to nieduża, pięcioosobowa grupa. Jest to jeden z instrumentów, które państwo polskie chce wykorzystać, by relacje z Izraelem wróciły na odpowiednie tory. Polacy mają prawo do obrony swojego dobrego imienia i nie mogą zaakceptować faktu przypisywania im jakiejkolwiek odpowiedzialności za Holocaust. Wyraża się to w nowelizacji ustawy o IPN. Pozostaje pytanie, czy prezydent tę ustawę podpisze. Z drugiej strony, chcemy mieć dobre relacje z Izraelem i narodem żydowskim. Sam jestem pochodzenia żydowskiego, więc ma to dla mnie dodatkowe znaczenie. Wielka afera wokół tej ustawy wynikła z jej niewłaściwej interpretacji.
Czy zapis w ustawie o IPN, który budzi tyle kontrowersji, nie pozostawia trochę zbyt dużo miejsca do interpretacji?
Są ludzie, którzy uważają, że nie należy w tej kwestii w ogóle wprowadzać interwencji prawnych. Jest to typowe podejście amerykańskie, które opiera się na pierwszej poprawce do ich konstytucji. Wolność słowa jest dla nich świętością i można wypisywać dowolne rzeczy. Dlatego karanie za opinię, pogląd czy opis rzeczy jest dla nich niewłaściwym podejściem. Stawiam się trochę w roli adwokata diabła, ale w polskiej ustawie jest fragment o tym, że ktoś przypisuje coś Narodowi Polskiemu „wbrew faktom”. A interpretacje faktów mogą być różne. Pojawiają się tego typu wątpliwości. Warto też pamiętać o tym, że w pierwszym tłumaczeniu na angielski słowo „naród” przetłumaczono jako „people”. A takie tłumaczenie wprowadza w błąd. Przecież byli szmalcownicy, granatowa policja, różne szumowiny. Pamiętajmy, że taka sytuacja zawsze degeneruje. Żydzi i Izrael na te kwestię są szczególnie wyczuleni i trudno im się dziwić. Istnieje też bardzo wiele ośrodków, którym zależy na tym, by nasze relacje pogorszyć.
Jakie to ośrodki?
Jest ich bardzo wiele i ten problem możemy opisywać na wielu poziomach. Niemcy od lat 80. denacjonalizują pamięć o II Wojnie Światowej, o Holocauście zwłaszcza. Pojawiło się określenie naziści, bez określenia narodowości. Udało im się to w dużej mierze przeforsować i istnieje to w szerszym obiegu publicznym. Im dalej jesteśmy od wojny, tym mniej ludzi wie kim byli ci naziści. Istnieje wygodna dla Niemców narracja, że istnieli jacyś naziści, różnych narodowości. A jest to nieprawda, bo nas nie napadły bojówki nazistowskie, tylko państwo niemieckie z całą swoją siłą, ze wszystkimi instytucjami. Państwo niemieckie okupowało Polskę i wzięło całą odpowiedzialność za to, co działo się na ziemiach polskich. Jest to świadoma polityka niemiecka. Jest to też na rękę Rosji. Sowieci przekonywali, że każdy, kto jest przeciwko Związkowi Sowieckiemu i komunizmowi był faszystą. Nawet z Armii Krajowej próbowano zrobić faszystów.
Do tego dochodzi mit o wyzwoleniu.
Jest opowieść o heroicznej armii sowieckiej, a wojna nie zaczęła się w 1939 roku. Polska opowieść o historii jest bardzo nie na rękę tej heroizacji historii rosyjskiej. Pamiętajmy też, że obecny rząd jest na cenzurowanym w Europie, bo jest ideowo obcy dominującej ideologii lewicowo-liberalnej. Ten rząd chce budować podmiotową polską politykę, co jest niewygodne dla kontynentalnych potęg takich jak Niemcy czy Francja. Wygodniejsza jest Polska zgodna z doktryną Tuska i Sikorskiego: płynąca w głównym nurcie. De facto chodzi o podporządkowanie się silniejszym. Dlatego wygodnym jest pisanie o tym, że Polską rządzą „hipernacjonaliści” czy „ultrakonserwatyści”, którzy na nowo próbują pisać historię.
Mówi Pan o faktach, jakimi są tego typu określenia nt. polskiego rządu w zagranicznych gazetach. Tylko, czy reakcje polskich instytucji na tego typu działania są odpowiednie, wystarczające?
Rządy PiS trwają dopiero dwa lata. Odrobienie zaległości nie jest łatwe. Miałem zastrzeżenia do działania polskich instytucji. Polskie instytuty, które mają bronić dobrego imienia i tworzyć dobrą atmosferę wokół Polski, czy promować polską kulturę, nie zostały prawie w ogóle zmienione od czasów poprzedniej władzy. Dlatego nie do końca wierze, że pełnia rolę, którą pełnić powinny. Powiedzieć, że nie budzi to mojego entuzjazmu, to mało powiedzieć. Ale łatwo jest powiedzieć, a trudno szybko zmienić charakter tylu instytucji. Jest to jednak potężna machina i nie jest łatwo ją przestawić. Ale powinniśmy być krytyczni wobec całej III RP, która nie tylko nie działała na rzecz przywrócenia dobrego imienia Polski i wiedzy o polskiej historii, działała wręcz przeciwnie - budując pedagogikę wstydu.
Nie obawia się Pan, że przy okazji opowieści o ustawie 447 czy stanowisku niektórych środowisk żydowskich ws. reprywatyzacji, może dojść do poważniejszego problemu, czyli zmniejszenia zainteresowania, czy wręcz wycofania inwestycji tych firm zagranicznych, które uznają, że Polska nie jest już do tego odpowiednim, odpowiednio stabilnym krajem? Najpierw źle opowiedziana na Zachodzie sprawa reformy sądów, teraz napięte stosunki z Izraelem?
Wspomniał Pan o kwestii dochodzenia prawa do roszczeń pożydowskich, którego domaga się grupa cwaniaków z Nowego Jorku. Jest to rzecz skandaliczna. To reprezentowanie tak rasistowskiej postawy, że trudno to sobie wyobrazić bardziej. Oznacza to, że ze względu na etniczny związek roszczą sobie prawa do majątku tych obywateli polskich, którzy zginęli bezpotomnie. To skandal. To skrajny rasizm. Sprawa inwestycji to kwestia bardziej generalna. Wizerunek kraju jest ważną rzeczą i jest ważny dla inwestorów. Skoro kraj przedstawia się jako niestabilny politycznie, który jest pokłócony ze wszystkimi i ma nieodpowiedzialne rządy, to każdy zastanowi się nad ryzykiem swojej inwestycji. To racja i są to naczynia połączone. Ale póki co to wszystko nam jeszcze nie grozi. Jest moment kryzysu w naszych relacjach, który może się przełożyć na negatywne konsekwencje, ale nie wprowadzałbym zbyt daleko idących obaw. Należy zrobić wszystko, by te relacje odbudować. Wytłumaczyć nasze racje i porozumieć się z Żydami i Izraelem.
Wracając jednak do obaw. Nie grozi nam wzrost nastrojów antysemickich? Czy to, co dzieje się politycznie i w mediach, nie obudzi tych „demonów antysemityzmu”?
Mogę powiedzieć, że nie tylko się obawiam, ale już to widzę. Nie chcę oczywiście mówić o wielkiej skali. Niestety internet, który jest wielkim osiągnięciem cywilizacyjnym ma swoją ciemną stronę. Bywa ściekiem, który umożliwia rozmaitym ludziom, poza jakimkolwiek systemem kontrolnym, wylewać swoją nienawiść. Niestety w takiej sytuacji było to nieuniknione. Mam nadzieję, że wróci to do normy z obu stron. Pamiętajmy, że to, co wypisuje się nt. Polski w Izraelu też nie jest zbyt sensowne.
Rozmawiał Tomasz Karpowicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/379774-nasz-wywiad-wildstein-polacy-maja-prawo-do-obrony-dobrego-imienia-i-nie-moga-zaakceptowac-przypisywania-im-odpowiedzialnosci-za-holocaust