Po Andżelice Możdzanowskiej kolejny poseł PSL, Mieczysław Baszko opuścił szeregi partii. W międzyczasie klub parlamentarny Stronnictwa zasilił awaryjnie – znany „rolnik” – Michał Kamiński. Co się dzieje w środowisku lodowców? Spróbujemy na problem spojrzeć głębiej.
Media zazwyczaj lubują się w jednostkowych, spersonifikowanych zdarzeniach, tymczasem w tym przypadku mamy do czynienia z procesem. O odejściu kolejnych parlamentarzystów z klubu PSL, a także malejącej pozycji partii w polskiej polityce decyduje kilka istotnych czynników, które mają dłuższą historię.
Delegitymizacja
Najważniejszy jest element niereprezentatywności wobec spraw i interesów polskiej wsi, jak również alienacji polityków oraz struktur PSL w stosunku do wiejskiego środowiska. Tezę tę można poprzeć pytaniem: jak to się stało, iż formacja polityczna, która przybrała typowo klasowy charakter, odwołująca się do świadomości tylko jednej grupy społecznej, działająca niczym związek zawodowy, tylko raz wygrała wybory parlamentarne na terenach wiejskich (?), było to dawno, bo w 1993 roku, w pozostałych przypadkach przegrywała: w 1997 roku poparcie dla lodowców spadło o połowę do poziomu 7,31 proc., cztery lata później podczas kolejnych wyborów trochę się podniosło, osiągając rezultat 8,98 proc., jednak w następnych wyborach znów poszło w dół, schodząc poniżej poziomu 7 proc.
W późniejszych latach PSL nieco się odbudowywało, w roku 2007 uzyskało 8,91, a w 2011 – 8,36 proc, jednak w 2015 roku poparcie obniżyło się do pułapu 5,13 proc., co oznacza najgorszy wynik Stronnictwa w historii III Rzeczypospolitej i zbliża partię do niebezpiecznej krytycznej granicy progu wyborczego uprawniającego do wejścia do Sejmu.
Umiastowienie wsi
Co spowodowało regres? Często analitycy zwracają uwagę na fakt, iż w latach kiedy ludowcy uzyskiwali gorsze wyniki istniała konkurencyjna „Samoobrona”, z silnym liderem Andrzejem Lepperem, która swój przekaz adresowała do podobnej grupy docelowej, rozszerzonej nieco tylko o małe miasteczka, jednak „Samoobrona” działała i wcześniej, a PSL nie uzyskiwał lepszych wyników, zaś po jej zniknięciu ze sceny politycznej, poparcie Stronnictwa nie poprawiło się znacząco. Ludowcy po prostu nie reprezentują interesów oraz środowisk wiejskich, dlatego systematycznie tracą poparcie na wsi. Reprezentują co najwyżej wiejskie elity, ludzi z otoczenia wsi, przedstawicieli administracji samorządowej, różnego rodzaju instytucji obsługujących rolnictwo lub rozmaite klientelistyczne grupy interesów, ale nie wieś w znaczeniu tradycyjnym i rudymentarnym.
Można się o tym przekonać, gdy weźmiemy do ręki listy poselskie, które w każdych wyborach wystawia PSL. Znajdziemy tam dyrektorów szkół, szpitali, lekarzy i nauczycieli, wójtów oraz burmistrzów, samorządowców, prezesów różnych organizacji pozarządowych: spółdzielni, stowarzyszeń, oraz spółek, ale w najmniejszym stopniu rolników – przepraszam za wyrażenie – stojących przy pługu.
Oczywiście trudno tym wszystkim ludziom odbierać prawo do utożsamiania się z polską wsią oraz separować ich poza jej nawias, są oni ważni z punktu widzenia budowania wiejskiej różnorodności, zapewniania odpowiedniej jakości świadczonej pracy, a także podnoszenia wartości kapitału kulturowego, jednak nie da się też ukryć, iż nie są to mieszkańcy wsi z krwi i kości, jakby dziś można było powiedzieć w rozumieniu mainstreamowym czy ortodoksyjnym.
Inna rzecz to dotykające obszary wiejskie w globalnym wymiarze procesy umiastowienia, na które zwraca uwagę hiszpański socjolog Manuel Castells: wieś nie jest już tym samym czym była jeszcze 20, 30, czy 50 lat temu, stopniowo upodabnia się do miasta, przybiera miejskie formy życia, przechodzi dynamiczne procesy ruralizacji, na tereny wiejskie przyjeżdżają nowi ludzie, osiedlają się, budują lub kupują domy, którzy posiadają nieco szersze oczekiwania kulturowe.
Establishment i lud
Uciekając się do pewnego uproszczenia można stwierdzić, iż na polskiej wsie istnieje polaryzacja dwóch środowisk: po pierwsze wiejskiego establishmentu składającego się z ludzi oraz czynników stanowiących admnistracyjno-instytucjonalne otoczenie wsi oraz bogatych, wielohektarowych rolników, właścicieli olbrzymich latyfundiów ziemskich; po drugie ludu, który z kolei obejmuje dwie następne grupy: rolników typowych posiadających gospodarstwa o strukturze agrarnej zbliżonej do tradycyjnej oraz mieszkańców wsi nie pracujących w rolnictwie albo przybyłych tam w ostatnich 30 latach.
W tej nowej rzeczywistości PSL nie potrafi się odnaleźć. Problem ludowców polega na tym, iż nie reprezentują oni ludu mieszkającego na wsi, lecz tylko wąską kategorię wiejskich elit tworzących często szkodliwe dla polskiej wsi klientelistyczne środowiska i wykorzystujących instrumentalnie pracę rolników.
Prawdopodobnie, gdyby nie reforma administracji z 1999 roku, wprowadzenie powiatów i nowy podział terytorialny Polski, PSL-u by już nie było. Doszło jednak do paradoksu: zmiana struktury państwa oraz utworzenie jednostek samorządowych drugiego szczebla, w zamyśle, obok argumentów pragmatyczno-funkcjonalnych, miały być także kolejnym ważnym krokiem w kierunku dekomunizacji; tymczasem stało się coś zupełnie przeciwnego: reformę administracji zdyskontowały najlepiej na swoją korzyść dwie formacje postkomunistyczne, które wyniosły z PRL-u dorobek organizacyjny oraz kadrowy (zwłaszcza PSL) i wykorzystały nowe instytucje samorządowe – powiaty oraz urzędy marszałkowskie – jako obszar zdobywania łupów, jak również dzielenia stanowisk.
Tak naprawdę reforma powiatowa z 1999 roku wzmocniła postkomunistyczne status quo a nie osłabia.
Formacje postkomunistyczne skorzystały powierzchownie i na krótką metę, gdyż w głębszym sensie i w dłuższej perspektywie straciły. Budując wokół województw samorządowych oraz powiatów „pajęczyny” powiązań klientelistycznych, tworząc w ramach samorządów z własnych działaczy – elity, naraziły się na proces alienacji, tracąc kontakt z tkanką społeczną polskiej wsi, czyli z ludem.
Kluczowy moment
Tymczasem w tę lukę wszedł PiS. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego wyszło do ludzi. Stała się typową formacją ludową, podobnie jak partie ludowe w Hiszpanii, Francji, czy Austrii, które oprócz populacji klasy średniej i biznesu, reprezentują również lód.
Często w różnego rodzaju analizach socjologicznych czy publikacjach dziennikarskich dowodzi się, iż w roku 2007 wybory przegrał PiS, tracąc sprawowaną wcześniej władzę. W rozumieniu dosłownym i arytmetycznym jest to słuszny wiosek, jednak w głębszym socjologicznym i politycznym sensie sprawa nie jest już tak oczywista: moment roku 2007 z punktu widzenia przyszłości Polski, kształtowania się nowej polaryzacji politycznej, oraz redefinicji sceny politycznej, był kluczowy, gdyż PiS zdobył polską wieś i przejął to samo miejsce, które wcześniej zajmowała „Samoobrona” i jednocześnie zaczął wypierać z tego obszaru PSL. W każdych następnych wyborów parlamentarnych, prezydenckich, czy europejskich, PiS umacniał się na wsi kosztem ludowców.
W wymiarze taktycznym PiS przegrał wybory z 2007 roku; w aspekcie strategicznym wygrał.
Chłopi potrafią liczyć
Jednak obok alienacji, utraty kontaktu ze społeczną bazą, niereprezentatywności są jeszcze dwa inne powody w rezultacie których PSL traci poparcie oraz wpływy na wsi, na rzecz PiS.
Pierwszy z nich ma charakter pragmatyczny i wiąże się z tym elementem, który specjaliści od analizowania wyborów nazywają głosowaniem taktycznym, zaś socjologowie racjonalizmem wyborczym. PiS daje wyższy poziom domniemania skuteczności głosowania. Mechanizm ten nieświadomie ujawnił w jednej z wypowiedzi prasowych sprzed lat, były prezes PSL, Waldemar Pawlak. Na pytanie kto wygra wybory (?), odpowiedział: „nasz koalicjant”. Otóż głosując na PiS mieszkańcy wsi i małych miasteczek nie muszą oglądać się na wynik potencjalnego koalicjanta, istnieje wyższy poziom prawdopodobieństwa, iż ich głosowanie będzie skuteczne, i przełoży się bezpośrednio na realizację oczekiwanego programu.
PSL i „Samoobrona” były i są partiami klasowymi, działają niczym typowy związek zawodowy lub para związek zawodowy, w rywalizacji politycznej mogą ubiegać się co najwyżej o status koalicjanta, i to w dodatku tego słabszego; natomiast PiS daje wyższą motywację racjonalności głosowania oraz dużo lepszą prognozę korzystnego rezultatu wyborczego, choćby z tego względu, że nie jest formacją klasową a ogólnonarodową.
Indywidualny akt głosowania jest zawsze w jakiejś mierze wypadkową emocji, sympatii przypisanych do określonego podmiotu politycznego, a z drugiej strony – racjonalizmu. W przypadku mieszkańców wsi i małych miasteczek na korzyść PiS działają obydwa czynniki: emocje oraz pragmatyzm. Z kolei u ludowców proces ten biegnie w przeciwnym kierunku: jeżeli ktoś przywdziewa „szaty” formacji klasowej, zachowuje się niczym związek zawodowy i nie jest partią pierwszego wyboru w populacji do której adresuje swój przekaz, to stanowi to przejaw ogromnej delegitymizacji.
Biologia dekomunizuje
Druga, a trzecia w ogóle, perspektywa regresu PSL, ma postać funkcjonalno-strukturalną. Partie postkomunistyczne wyszły z poprzedniego systemu z przewagami nad ugrupowaniami postsolidarnościowymi, wolnościowymi. Posiadały rozbudowane organizacje terenowe, w miarę sprawny aparat partyjny, nieźle, jak na polskie warunki, wykształcone kadry, potężne zasoby finansowe, sprzyjające media, kanały klientelistycznych sieci korzyści w formie ustosunkowań z różnego rodzaju grupami interesów i ośrodkami prestiżu, a przede wszystkim wyniesioną z PRL-u praktykę polityczną.
Do tego dochodził jeszcze element zdyscyplinowanego, mocno związanego ze strukturami partyjnymi elektoratu, w postaci funkcjonariuszy dawnych postPRLowskich instytucji oraz służb i agencji, na których głosy postkomunistyczne ugrupowania zawsze mogły liczyć.
Jeszcze do dziś PSL stanowi najsilniejszą strukturalnie partię w Polsce liczącą ok. 200 tyś. członków, silnie zakotwiczoną w lokalnych układach władzy, dominującą w wymiarze instytucji oraz kadr samorządowych, zaś jej rzeczywiste rezultaty wyborcze, ze względu na determinanty klientelistyczne i środowiskowe, są zawsze wyższe niż przewidują badania demoskopijne.
Jednak ten czas dobiega końca. Przewagi finansowe ugrupowań postkomunistycznych zostały zniwelowane przez wprowadzenie w 2001 roku ustawy o finansowaniu partii politycznych, dzięki czemu źródła finansowania podmiotów partyjnych stały się mniej więcej transparentne, natomiast szanse pozyskiwania środków finansowych uległy wyrównaniu. Pozostałe przewagi są neutralizowane w procesie zmian pokoleniowych, elektorat postkomunistyczny po prostu powoli wymiera.
Pryncypialność czy kunktatorstwo?
W ramach PiS występuje w tej chwili napięcie, polegające na sporze czy traktować PSL jako potencjalnego sojusznika i dokonywać kooptacji w obszarze lokalnych układów władzy samorządowej, czy też forsować głęboką zmianę na poziomie instytucji powiatowych oraz gminnych. Z wielu terenów nadchodzą sygnały, iż aparat PiS opowiada się za pierwszym, kunktatorskim rozwiązaniem, natomiast elektorat oczekuje kontynuowania dobrej zmiany i demokratycznego relegowania PSL-u z samorządowych struktur władzy.
Jeżeli okaże się, iż terenowe kadry PiS ulegną pokusie fraternizacji, nie zachowają się w sposób przejrzysty, pryncypialny, i nie naruszą istniejącego w wymiarze Polski lokalnej status quo, będzie to dowód, iż nie traktują swoich wyborców poważnie, a chęć sprawowania władzy jest ważniejsza od głoszonych imponderabiliów oraz skutecznego realizowania programu. Poziom samorządowy stanowi ten obszar, który wbrew różnego rodzaju niepogłębionym analizom, zawiera skłębienie największych patologii oraz zjawisk korupcyjnych.
Niestety wycofanie się z części ważnych reform prawa samorządowego, nie wydaje się być najlepszą prognozą. Zwyciężyła chyba chęć akceptacji części PSL-owskiego układu w samorządach oraz dominacji struktur tej partii na tym poziomie.
PiS zostawił Polskę powiatową na pastwę losu, a mówiąc precyzyjniej PSL-u.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/379409-glebsze-podloze-kryzysu-psl-wyobcowani-z-polskiej-wsi