Gdyby w Polsce byli prawdziwi lewacy, Brudziński chodziłby ze strachu ze stuosobową ochroną
— stwierdził w swoim felietonie na łamach „Newsweeka” Zbigniew Hołdys, odnosząc się do sejmowego wystąpienia szefa MSWiA dotyczącego wydarzeń ukazanych w reportażu „Superwizjera”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Brudziński: W Niemczech neonaziści maszerują na ulicach miast. Ale słyszymy z Brukseli i Berlina, że to my mamy problem?
Zdaniem Hołdysa, wystąpienie ministra Brudzińskiego było głupkowate i pokazało, że „facet nie ma pojęcia o społeczeństwie” oraz o tym, co może dziać się z młodymi ludźmi, kiedy szukają swojej tożsamości.
Ogarnął jedynie, że ma walnąć w lewaków. Proste jak przecinak do kłódki
— napisał Hołdys.
Pokusił się również o udzielenie dobrej rady szefowi resortu spraw wewnętrznych, informując, że gdyby w Polsce byli prawdziwi lewacy, to minister chodziłby ze strachu ze stuosobową ochroną.
Nazwanie lewakami ludzi z PO czy Obywateli RP to tak, jakby nazwać najbliższych współpracowników Kaczyńskiego „rodziną Mansona”. Nawet fajnie brzmi, ale nie odważyłbym się, bo znam wagę słów
— bredzi dalej.
W jego ocenie ludzie szukają miejsca dla siebie, czego nie rozumieją politycy, bo polityka budzi obrzydzenie.
Kiedy pan mówi, panie Brudziński, ktoś zaczyna rysować swastykę
— stwierdza Hołdys.
Wgląda na to, że słynący ostatnimi czasy z krytyki Prawa i Sprawiedliwości Hołdys już wie, dlaczego na torcie układa się swastykę z wafelków. Takimi słowami sam wystawia sobie świadectwo.
WKT/Newsweek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/378877-nikczemne-slowa-holdysa-gdyby-w-polsce-byli-prawdziwi-lewacy-brudzinski-chodzilby-ze-strachu-ze-stuosobowa-ochrona