Z punktu widzenia interesu politycznego Izraela awantura rozpętana w związku z nowelizacją ustawy o IPN wydaje się całkowicie irracjonalna. Polska jest jednym z najbardziej proizraelskich państw w Europie, nasz przedstawiciel zasiada w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, izraelski przemysł zbrojeniowy robi niezłe interesy w Polsce. Zatem po co to wszystko? Odpowiedź wydaje się równie irracjonalna, jak i przyczyny konfliktu: właściwie po nic.
Dochodzę do takiego wniosku, analizując dostępne artykuły i wypowiedzi pojawiające się w Izraelu. Otóż powtarzającym się motywem jest tutaj przekonanie, że Polska, nowelizując ustawę, próbuje – jak się twierdzi – „wybielić” lub „wyczyścić” niechlubne karty z historii (stąd też sformułowanie o „pisaniu historii na nowo”). O jakie karty chodzi? Przede wszystkim o przypadki szmalcownictwa i innych haniebnych zachowań, które miały miejsce w Polsce podczas niemieckiej okupacji. Na nic zdają się tłumaczenia, że ustawa nie penalizuje badań historycznych ani oskarżeń wysuwanych wobec konkretnych osób, że – wręcz przeciwnie – chodzi nam o prawdę historyczną. Żydzi nie przyjmują tych wyjaśnień do wiadomości, bo gdy w grę wchodzą ogromne emocje, zdrowy dystans staje się niemożliwy.
W przeciętnej żydowskiej świadomości Polak występuje dziś jako współsprawca Holokaustu, albo – przynajmniej – jego bierny świadek. W sieci pojawiają się nieprzychylne Polakom relacje ocalonych z Holokaustu. Te łagodniejsze mówią o obojętności, w jednej z relacji 90-letni starzec wspomina, że gdy prosił Polaków o ziemniaka czy kawałek chleba, ci odwracali głowę. Nikt w Polsce nie przeczy, że takie sytuacje miały miejsce, tyle że my podkreślamy, że nie było to zjawisko masowe i przypominamy uwarunkowania, które wymagały od udzielających pomocy wielkiego heroizmu (w przeciwieństwie do innych narodów podbitych przez Niemcy, Polak pomagający Żydom narażał na śmierć całą swoją rodzinę). Mówimy o działającym na terenie Polski zorganizowanym ruchu pomocy Żydom (zjawisko jedyne w swoim rodzaju w okupowanej Europie), zwracamy uwagę, że w okresie Holokaustu nie było polskiej administracji, że wszyscy – Żydzi i Polacy podlegali rządom okupanta itd. Tyle, że wielu Żydów niespecjalnie to interesuje, ich świadomość została ukształtowana przez zupełnie inną opowieść i jakiekolwiek jej podważanie budzi histeryczny sprzeciw.
W tym sensie jest to konflikt między dwiema w dużym stopniu wzajemnie wykluczającymi się wizjami przeszłości, przy czym każda ze stron upiera się (pomijam już czy słusznie czy też niesłusznie) przy swojej wersji, traktując ją jako jedyną prawdę. W tej sytuacji jakakolwiek próba weryfikacji tych poglądów wywołuje ogromne emocje. To spór dwóch ofiar o to, która z nich została bardziej poszkodowana. Żydzi – mając za sobą doświadczenie Holokaustu – nawet przez chwilę nie przyjmują do wiadomości, że ktokolwiek może równać się z nimi w martyrologii. Więcej, uważają to za bluźnierczą uzurpację. I w obecnym konflikcie nie chodzi – jak sądzę – o „polskie obozy śmierci” czy cokolwiek innego lecz właśnie o tę emocję, którą wywołuje u Żydów myśl, że Polacy chcieliby zakazać mówienia o swoich przewinach, a zatem zrównać się w męczeństwie z ofiarami Holokaustu.
Polityka odgrywa tu oczywiście rolę, ale ma charakter wtórny. Na łamach naszego portalu ukazała się bardzo ciekawa analiza autorstwa Michała Karnowskiego, w której przedstawia on, jak tę sprawę nieoficjalnie widzi polski rząd. Wynika z niej m.in., że – po pierwsze – Izrael nie zgłaszał żadnych poważnych uwag do nowelizacji ustawy, której treść jest znana od roku, a – po drugie – że obecna gwałtowna reakcja izraelskiego rządu bierze się z wewnętrznych uwarunkowań politycznych. Co to oznacza? Przede wszystkim to, że rząd premiera Netanjahu nie widział problemu dopóki w Izraelu nie zawrzało, a jego przeciwnicy polityczni nie ruszyli na tej fali do ataku. Teraz, gdy konflikt wybuchł z całą mocą, izraelski rząd przyłączył się do nagonki, choć zapewne ma świadomość, że Izraelowi – w sensie politycznym – niespecjalnie to się opłaca.
Co powinna w tej sytuacji zrobić Polska? Na pewno nie powinna się kajać, bo nikt nie może od nas wymagać, abyśmy wyżej cenili żydowską wrażliwość od własnej. Zamiast tego możemy wskazać, że tego rodzaju presja jest przeciwskuteczna i nie służy wzajemnym relacjom – więcej, że tworzy kolejną – tym razem całkiem współczesną – przepaść między naszymi narodami. A to może bardzo osłabić naszą wolę wspierania Izraela na scenie międzynarodowej.
Obawiam się, że w tej sytuacji o jakimkolwiek trwałym porozumieniu mowy być nie może. Bo nawet oczywiste interesy polityczne Izraela ustąpiły tutaj przed silną ekscytacją przeszłością. W tym sensie jest to konflikt nierozwiązywalny, jałowy, wywołujący jedynie wielkie szkody, a zatem nie służący niczemu. Ale nie dajmy sobie wmówić, że za ten spór też ponosimy winę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/378801-przyczyna-antypolskiej-nagonki-w-izraelu-kryje-sie-bardziej-w-zlych-emocjach-niz-w-polityce
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.