To prawda, że z zewnątrz obóz totalnej opozycji coraz bardziej wygląda jak magma o której coraz trudniej powiedzieć coś klarownego. Jedna dyskusja da się jednak wyraźnie wyodrębnić - o tym jaką formę i strategię powinien przyjąć obóz opozycyjny przed kolejnymi wyborami.
Wybuchła ona ze zdwojoną siłą gdy stało się jasne, że szaleńcze majdanowo-przemocowe scenariusze, nawet w połączeniu z presją zagraniczną, są nieskuteczne. A z jeszcze większą, gdy okazało się, że, jak to ujęła gazeta Michnika, Kaczyński zmienił rząd i „idzie po normalsów”. W debacie tej chodzi przede wszystkim o wybory parlamentarne, ale samorządowe na poziomie województw też są na stole. W dużym skrócie da się wyodrębnić trzy stanowiska.
1. Należy postawić na istniejące struktury i liderów (PO, Nowoczesna, SLD), wzmacniać je, punktować rządzących i czekać na lepsze wiatry. Wedle tego podejścia zbudowanie lepszych organizmów politycznych jest w krótkim czasie niemożliwe. Co ciekawe, linię tę prezentują głównie te opozycyjne ośrodki medialne, które mają w swoich biografiach wątek postkomunistyczny. Czuć w tym podejściu pragmatyzm, może nawet cynizm, ale bez wątpienia i doświadczenie.
2. Przeciwny biegun to założenie, że wszystko trzeba zaorać, podpalić i wysadzić w powietrze, bo dopiero na gruzach da się zbudować idealną formację lewicowo-liberalną, bez żadnych obcych naleciałości, zgniłych kompromisów z przeszłości, za to z nowymi liderami Biedroniami i Nowackimi. To linia środowiska Michnika. Czuć tu oddech przeszłości kapepowskiej.
3. Opcja pośrednia, choć być może najbardziej popularna w szeroko pojętym aktywie partyjnym, to zjednoczenie na wzór Akcji Wyborczej Solidarność - kto żyw siada do stołu i coś tam się wykluwa. To scenariusz teoretycznie możliwy w przypadku powrotu (ale szybkiego) Donalda Tuska, bo bez silnego lidera nie da się takiego porozumienia przeprowadzić, a na pewno zapewnić mu sprawności działania.
Która z możliwości zostanie ostatecznie wybrana? Na dzisiaj zwycięża opcja nr 4, czyli ostra jazda w dół bez trzymanki. Ośrodki próbujące zniszczyć PO i Nowoczesną mają dość sił, by je destruować, ale nie mają mocy i zasobów by stworzyć coś nowego w dającej się przewidzieć perspektywie. Pomysł by nowym liderem został Władysław Frasyniuk, promowany kilka miesięcy temu, dobrze pokazuje tę słabość. Presja ze strony medialnych i lewackich ekstremistów, nachalne promowanie ludzi typu Kijowskiego czy Kasprzaka, uniemożliwiają liderom opozycji racjonalne decyzje, zawęża pole manewru, potęgują chaos. Skutek? W najnowszym badaniu CBOS przewaga PiS jest miażdżąca - wygrywa z PO 44 do 15.
Z punktu widzenia środowisk patriotycznych sprzyjającej polskim reformom wewnętrznym to najlepszy możliwy scenariusz. Co ważne, oznacza on, że w świecie opozycji będzie jeszcze gorzej. Rośnie suma żalów i złości. Zmniejsza się tort do podziału. Napięcia wzrastają. Już mamy dwie Nowoczesne i ze trzy KOD-y, z pięć inicjatyw integrujących na lewicy, kilkunastu potencjalnych szefów wszystkich szefów. Za pół roku każdy z tych parametrów może ulec podwojeniu.
To prawdopodobne, bo sprężyna wymuszająca szukanie tam nowej formuły i nowych twarzy jest nadal przez media opozycyjne nakręcana. Lis, Żakowski i inni niszczą skutecznie Schetynę i Lubnauer, sami nie ponosząc żadnej odpowiedzialności, nie mając też jakiegokolwiek innego projektu. Dla nich to złoty interes, bo buduje ich ego, dla opozycji - katastrofa.
Oczywiście, nie jest to naszym zmartwieniem, z tym jednym zastrzeżeniem, że mechanizm ten tak eskaluje emocje i frustracje iż można się obawiać kolejnych aktów agresji, a może i terroryzmu.
To paradoksalnie - nie w rozumieniu wartości, ale strategii - podobny spór do tego, który toczył się na prawicy po roku 2007. Działacze i sympatycy Prawa i Sprawiedliwości okazali się na tyle mądrzy, że zrozumieli wagę struktury sprawdzonej w działaniu i zdecydowanego przywództwa. Propozycje „odnowy przez rozbicie” zostały odrzucone. Nasi czytelnicy pamiętają pewnie ostre dyskusje z tamtego okresu i jasne stanowisko większości publicystów portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci”, że trzeba cierpliwie budować ofertę dla Polaków i szukać okienek możliwości. Możemy mieć dzisiaj wszyscy satysfakcję, że zachowaliśmy rozum i nie ulegliśmy presji by dołączyć się do naiwnego chóru „poszukiwaczy nowej formuły”.
Przegrani z roku 2015 poszli inną drogą. Wybrali złudzenia - o politycznym wybawicielu, który przyjedzie z Brukseli. Wybrali marzenia o nowej partii, która natychmiast powstanie i stworzy sprawne struktury bez konfliktów, co jest niemożliwe. Wybrali sadystyczną radość z niszczenia przewodniczącego Schetyny.
Realizuje się scenariusz znany z Węgier - tamtejsza opozycja też bez przerwy szuka od lat nowych formuł, liderów, metod. Niecierpliwie się co chwilę przeformatowuje, a Orban bije kolejne rekordy popularności i długości rządów. Środowiska odsunięte od władzy w 2015 roku też właśnie wybrały drogę „madziaryzacji opozycji”.
Ale czy mogli wybrać inaczej, skoro jedynym spoiwem były i są władza oraz pieniądze? Ścieżka spokojnego budowania i czekania na zmianę koniunktury wymagałby czasu, a ci ludzie najwyraźniej go nie mają. W sumie, jeśli zna się styl życia jaki prowadzą, można zrozumieć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/377527-chyba-juz-trwale-mozemy-mowic-o-madziaryzacji-opozycji-sprezyna-autodestrukcji-nakreca-sie