Stowarzyszenie „Otwarte klatki” dostało 500 tys. dolarów od fundacji z Doliny Krzemowej. Mamy też nagrania, gdzie „Otwarte Klatki” jasno przyznają, że mają kontakty z utylizatorami i oni bardzo ich wspierają. Tutaj ma pan prostą odpowiedź. W ten sposób można wszystko zamknąć, bazując na uczuciach ludzkich za chwilę zamkniemy hodowle drobiu, hodowle świń, koni… Naprawdę nas to wszystkich boli. Hodowcy do mnie dzwonią i wszyscy są załamani, jak nas można w taki sposób traktować – ludzi, którzy uczciwie i ciężko pracują
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Daniel Chmielewski, prezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych.
wPolityce.pl: Niedawno do Sejmu trafiła ustawa, która zakłada m.in. zakaz hodowania zwierząt futerkowych w Polsce. W Parlamencie Europejskim ma odbyć się wystawa „Niech futra przejdą do historii”. Z czego Pana zdaniem wynika taka niechęć do Państwa branży?
Daniel Chmielewski: Przed wypowiedzią prezesa Jarosława Kaczyńskiego na temat hodowania zwierząt futerkowych byliśmy wszędzie chwaleni, że branża jest innowacyjna, tworzymy nowe miejsca pracy. Dostawaliśmy ordery. Śp. Lech Kaczyński wręczał naszym hodowcom odznaczenia. Wszystko się bardzo dobrze rozwijało. W pewnym momencie nasza branża stała się problemem dla m.in. niemieckich firm utylizacyjnych, dla których jesteśmy naturalnym konkurentem na rynku odpadów. Jeszcze 10-15 lat temu zakłady drobiarskie za odpady musiały płacić określone pieniądze. Teraz, kiedy fermy się rozwinęły, my zaczęliśmy za nie płacić, wykorzystując je jako karmę dla norek. To są naczynia połączone – dzięki temu nasz przemysł drobiarski w tej chwili stał się liderem na rynku eksportu mięsa drobiowego. Jesteśmy w tej chwili absolutnym liderem w Europie i to też między innymi z tego powodu, że my kupujemy te odpady, dzięki czemu te polskie firmy drobiarskie są bardziej konkurencyjne. Uważamy zatem, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Do tej pory nikt się tym nie przejmował i nie mówił na ten temat. Tak my to oceniamy.
Z tego co wiem, z branżą futerkową związanych jest kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy.
Nasza branża to 14 tys. ludzi pracujących na fermach, a następne około 40 tys. ludzi pracuje wokół – czyli są to wszystkie zakłady produkujące paszę, zakłady które produkują klatki. Oprócz tego mamy informacje od rybaków – my też kupujemy od nich odpady. Oni się z tego powodu cieszą, bo my im za to płacimy. Jesteśmy z nimi w kontakcie. Oni są przerażeni tym, co się dzieje.
Jednym z podstawowych zarzutów przeciwko Państwu jest to, że fermy podobno zanieczyszczają powietrze i odczuwają to okoliczni mieszkańcy. Czy to realny problem?
Jeżeli coś takiego widzimy, to zgłaszamy to i z tym walczymy. Mamy bardzo dużą ilość różnego rodzaju certyfikatów, na fermach odbywają się kontrole. W tej chwili na fermie jest sześć kontroli rocznie. Nam też zależy na tym, żeby fermy były czyste, żeby nie było tam żadnych patologii. W zeszłym roku wprowadziliśmy pilotażowy program, który się nazywa „Otwarte Fermy”. Na terenie całej Polski są fermy, na które można się zgłosić i zobaczyć, jak wygląda sytuacja. W zeszłym roku na tych fermach było 400 osób. Prowadziliśmy ankiety, z których wynikało, że 96 proc. ludzi było zdziwionych i zmieniło zdanie na temat hodowli zwierząt futerkowych, bo oni sobie to zupełnie inaczej wyobrażali. Oczywiście pokazuje się jakieś fermy . W raporcie „Vivy!” są pokazane dwie fermy. Nie mam nic przeciwko obcokrajowcom, ale to był w jednym przypadku Duńczyk, a w drugim Holender, którzy chcieli tutaj otworzyć fermy wbrew mieszkańcom. My w tej sprawie interweniowaliśmy i doprowadziliśmy do zamknięcia tych ferm. My, jako Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych nie zgadzamy się z tym, żeby były jakiekolwiek patologie i walczymy z tym. Nie można jednak stosować odpowiedzialności zbiorowej. Za to, że kilka osób zrobiło coś źle, nie można zamykać branży, która zatrudnia 14 tys. ludzi. Dla mnie to jest niepojęte.
Jak pan odbiera fakt, że w Parlamencie Europejskim odbędzie się wystawa „Niech futra przejdą do historii”, którą organizuje Stowarzyszenie „Otwarte klatki”?
Wie pan, jeżeli ktoś zada mi pytanie: „Czy jesteś za znęcaniem się nad zwierzętami?” oczywiście odpowiem, że nie. To jest taka narracja. Stowarzyszenie „Otwarte klatki” dostało 500 tys. dolarów od fundacji z Doliny Krzemowej. Mamy też nagrania, gdzie „Otwarte Klatki” jasno przyznają, że mają kontakty z utylizatorami i oni bardzo ich wspierają. Tutaj ma pan prostą odpowiedź. W ten sposób można wszystko zamknąć, bazując na uczuciach ludzkich za chwilę zamkniemy hodowle drobiu, hodowle świń, koni… Naprawdę nas to wszystkich boli. Hodowcy do mnie dzwonią i wszyscy są załamani, jak nas można w taki sposób traktować – ludzi, którzy uczciwie i ciężko pracują.
Krótko mówiąc, pana zdaniem ten atak na Państwa branże to efekt lobbingu zagranicznych firm, w których interesie jest zamknięcie naszych ferm?
Oczywiście, tak to działa. Zagraniczne firmy utylizacyjne, nie licząc Stokłosy, mają w tej chwili wszystkie zakłady utylizacyjne w Polsce. My jesteśmy konkurencją, a oprócz tego są też eksporterzy drobiu na przykład z USA czy krajów Europy Zachodniej – dla nich też jesteśmy przeciwnikami. Wystarczy parę groszy wydać na daną organizację ekologów i ma się problem rozwiązany, a przy okazji podłącza się pod to znęcanie nad zwierzętami.
W tym momencie zadam to pytanie – a nie jest tak, że faktycznie znęcają się Państwo nad zwierzętami?
Jesteśmy w tej chwili trzecim eksporterem skór na świecie. One się dobrze sprzedają, bo są dobrej jakości. Dlaczego są dobrej jakości? Jeżeli byśmy, jak sobie niektórzy myślą, znęcali się nad zwierzętami, to nigdy nie będzie z nich dobrego futra. Muszą być spełnione wszystkie warunki dobrostanu. Pracują nad tym naukowcy, a nagle się okazuje, że my tutaj coś źle robimy. To jest dla mnie niepojęte.
W tej chwili Państwa argumenty nie są za bardzo słyszalne w przestrzeni publicznej. Może warto byłoby przeprowadzić jakąś kampanię informacyjną na temat Państwa działalności?
Cały czas to robimy, ale trwa w tej chwili zdecydowany atak. Próbowaliśmy organizować konferencje prasowe w Polskiej Agencji Prasowej, to powiedziano nam, że akurat w danym dniu robią remont, choć nie było nic robione. Nie mamy też dojścia do telewizji publicznej. Dzisiaj, jak pan zwróci uwagę, w telewizji praktycznie co pół godziny opowiada się jakieś niestworzone rzeczy o nas. To nas boli. Klimat zrobił się taki, żeby ukatrupić tę branżę i tyle.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/377501-nasz-wywiad-prezes-pzhzf-o-biznesie-futrzarskim-opowiada-sie-o-nas-niestworzone-rzeczy-klimat-zrobil-sie-taki-zeby-ukatrupic-te-branze