Rzeczywistość jest bogatsza od naszej wyobraźni. Dowiodło tego kolejne przesłuchanie przed Komisją Weryfikacyjną do spraw dzikiej reprywatyzacji nieruchomości w Warszawie. W skrócie afery reprywatyzacyjnej.
Dziś już ostatni niedowiarkowie nie mają wątpliwości, że była to afera. I to na grubą skalę. Jedynym, który nie wierzy aferę jest członek Komisji z ramienia Platformy Obywatelskiej Robert Kropiwnicki. No i oczywiście Hanna Gronkiewicz–Waltz w aferę nie wierzy.
Obraz przeżartej patologiami III RP jest po prostu niewiarygodny. Chwilami szokujący. Oto najważniejszy prawnik, niejaki Zbigniew Lichocki, zatrudniony w kontrwywiadzie wojskowym w czasach w latach 2008-2015, dorabia na boku jako kurator, odzyskujący w Warszawie kamienicę w imieniu swojego klienta. To pierwsza rzecz zupełnie niebywała.
– Niezły spryciarz - pomyślałem. - Robi to nielegalnie. Po godzinach służbowych. Ukradkiem. W konspiracji prawie. Miał szczęście. Gdyby się tylko przełożeni dowiedzieli, wyleciałby z hukiem. Bez prawa do emerytury. Kontrwywiad wojskowy. To nie przelewki. To nie rozlewnia piwa, ani – nie obrażając w najmniejszym stopniu Jana Kellusa – hodowla pszczół.
Wszystkie te domysły na nic się nie zdały. Bo oto nastąpił kolejny szok. Pan prawnik kontrwywiadu dostał zgodę swoich zwierzchników: - Kamienice chce pan odzyskiwać? To nawet ciekawe. Nie ma przeszkód. Prosimy bardzo.
Więc radca prawny zaczyna działać. Powiedzmy szczerze. Dyrektor biura prawnego kontrwywiadu wojskowego to musi być ktoś. Zawodowiec w najwyższym stopniu. Jak się u nas na podwórku mówiło – fachura! Łeb jak kapusta. Wszystko z precyzją skalpela chirurgicznego. Drobna niedokładność może zbyt wiele kosztować.
Tak można by myśleć. Co z tego? Zapomniałem, że to III RP. A w niej cuda. Znowu szok. Prawnik kontrwywiadu odzyskiwał kamienice jako kurator 135 latka, który od 70 lat był już na tamtym świecie. Nie pozostawiając po sobie potomków, krewnych bliższych bądź dalszych, po mieczu czy kądzieli.
Objawem patologii nieco innego rodzaju zademonstrowała w żywej postaci osobiście radczyni prawna, pracująca w Ratusza warszawskim Anna Zwierz. Swoim cynizmem i butą potwierdzała, że jej zwierzchnikiem, a zarazem wzorem jest jej szefowa Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wprawdzie zgłosiła się na przesłuchanie, ale odmówiła składania zeznań. Po niemal każdym pytaniu komisji, zasłaniała się tajemnicą zawodową. Była to kpina z Komisji, skrzętnie maskowana koniecznością zachowania tajemnicy. Przy tak ostrych kryteriach, jakie zastosowała Anna Zwierz – nie ukrywając, że to jej własna interpretacja – zdziwiłem się, że tym rygorom tajemnicy nie podlegało jej nazwisko. Tylko dzięki temu szczęśliwemu faktowi, mogliśmy się dowiedzieć, kto prawdopodobnie miał swój osobisty wkład w wydaniu skandalicznej decyzji prywatyzacyjnej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/376868-zespolowy-wysilek-w-uzyskiwaniu-nieruchomosci